• Wymarzony prezent

     Jestem bardzo ciekawa jakie są Wasze wymarzone prezenty? Czy to drogocenne klejnoty czy może piękna skórzana torebka? Każda z nas potrzebuje przecież czegoś innego. Każda ma inne marzenia. Ostatnio w gronie znajomych podjęliśmy ten temat i większość miała problem z wymyśleniem prezentu dla swojej najbliższej osoby. Bo ona „wszystko już ma”. Jeśli wszystko, to rzeczywiście jest problem. Tylko czy na pewno wszystko?? Żyjąc z kimś, mieszkając, powinniśmy znać bliskie nam osoby i wiedzieć jakie mają potrzeby i marzenia. Święta na szczęście nie nadchodzą znienacka, można się do nich przygotować. Do tego Was dzisiaj namawiam, może zbyt późno, ale temat świąt zwykle pojawia się tuż przed 😊. Spróbujmy bardziej niż zwykle skupić się na tych jedynych w swoim rodzaju prezentach, na osobach, którym je ofiarujemy. Postarajmy się bardziej niż zazwyczaj dobrać prezenty do osobowości, do danego czasu, do zainteresowań. To takie piękne jak ktoś poświęca czas na poszukiwanie prezentów, na podstępne uzyskiwanie informacji co byśmy chcieli dostać. Na tym polegają moim zdaniem świąteczne niespodzianki. Poczujmy się ważni i sprawmy aby inni też się tak samo poczuli. Tym bardziej, że w obecnych czasach jest tyle możliwości. Wśród prezentów mogą pojawić się rzeczy materialne, karty podarunkowe, vouchery, ewentualnie pieniądze, lub ręcznie i samodzielnie wykonane niespodzianki. W inspiracji na pewno pomoże nam internet, ale też rozmowa z bliskimi.  Pamiętam jaki piękny prezent dostałam kiedyś pod choinkę od przyjaciela, który zakodował sobie w głowie rozmowę na temat Dziennika Coachingowego. Był dla mnie zbyt drogi, żeby samej sobie kupić. Mówiłam jak bardzo chciałabym go mieć, jak bardzo jestem ciekawa jaki ma wpływ na organizację życia. Po pół roku otrzymałam go w pięknym opakowaniu. Nie wiem co było dla mnie ważniejsze, ten dziennik czy to, że ktoś słuchał i pamiętał 😊

79714528_2445280429021105_7578622011727937536_n

Wystarczy słuchać drogie panie. Dziś internet przepełniony jest voucherami do spa, na masaż, na warsztaty czy jazdę ekskluzywnym autem. Tak naprawdę dla każdego coś dobrego. Jasne, że wszystko zależy od finansów, od tego kogo na co stać, ale uwierzcie mi zawsze jest taki prezent, na który nas stać. Można np. wręczyć voucher na wspólny spacer, albo długą rozmowę telefoniczną w razie złapania doła 😊 Można potraktować takie prezenty z przymrużeniem oka. Wystarczy uruchomić wyobraźnię i poddać się kreatywności. Prezenty świąteczne mogą być niespodziankami lub zaplanowanymi, spodziewanymi podarkami. To wszystko zależy od osób, od relacji pomiędzy nimi. Najważniejsze, żeby nie zapomnieć, żeby nie traktować takich prezentów na zasadzie kupić i mieć z głowy. To takie mało świąteczne, mało szanujące i czas i osobę. Jeśli więc chcecie poczuć magię tych świąt komunikujcie swoje wymarzone prezenty i słuchajcie innych. Zdecydowanie ułatwi to świąteczne życie.

Ogólnopolski rekord bicia kolejek w centrach handlowych dopiero przed nami. Zapowiada się na kilka godzin przed oczekiwaną pierwszą gwiazdką. Wtedy to cała rzesza polskich kobiet i mężczyzn dokona najważniejszego wyboru, jakim będzie kupno niespodziewanej niespodzianki dla swoich najbliższych. Takie to oczywiste i zaskakujące jednocześnie, że każdego roku ten szaleńczy pęd powtarza się i powtarza bez końca. No tak już mamy. Nie my jedni. Tak samo dzieje się w innych krajach i nie mamy powodu do kompleksów w tej dziedzinie. I choć każdy rok pokazuje, że zdecydowanie wcześniej wielu z nas dokonuje wyboru i kupna prezentu to i tak  do ostatniej chwili biegamy gdzieś pomiędzy galeriami, żeby wybrać coś specjalnego. I pewnie tak jak zwykle ten pęd sprowadzi się do ogólnie dostępnych kosmetyków, skarpetek i czekoladek. To właśnie one królują wśród polskich prezentów dla bliskich dorosłych. Taki urok świąt.

80268207_520113858848276_7602873836622577664_n

 Jestem bardzo ciekawa jakie są Wasze wymarzone prezenty? Czy to drogocenne klejnoty czy może piękna skórzana torebka? Każda z nas potrzebuje przecież czegoś innego. Każda ma inne marzenia. Ostatnio w gronie znajomych podjęliśmy ten temat i większość miała problem z wymyśleniem prezentu dla swojej najbliższej osoby. Bo ona „wszystko już ma”. Jeśli wszystko, to rzeczywiście jest problem. Tylko czy na pewno wszystko?? Żyjąc z kimś, mieszkając, powinniśmy znać bliskie nam osoby i wiedzieć jakie mają potrzeby i marzenia. Święta na szczęście nie nadchodzą znienacka, można się do nich przygotować. Do tego Was dzisiaj namawiam, może zbyt późno, ale temat świąt zwykle pojawia się tuż przed 😊. Spróbujmy bardziej niż zwykle skupić się na tych jedynych w swoim rodzaju prezentach, na osobach, którym je ofiarujemy. Postarajmy się bardziej niż zazwyczaj dobrać prezenty do osobowości, do danego czasu, do zainteresowań. To takie piękne jak ktoś poświęca czas na poszukiwanie prezentów, na podstępne uzyskiwanie informacji co byśmy chcieli dostać. Na tym polegają moim zdaniem świąteczne niespodzianki. Poczujmy się ważni i sprawmy aby inni też się tak samo poczuli. Tym bardziej, że w obecnych czasach jest tyle możliwości. Wśród prezentów mogą pojawić się rzeczy materialne, karty podarunkowe, vouchery, ewentualnie pieniądze, lub ręcznie i samodzielnie wykonane niespodzianki. W inspiracji na pewno pomoże nam internet, ale też rozmowa z bliskimi.  Pamiętam jaki piękny prezent dostałam kiedyś pod choinkę od przyjaciela, który zakodował sobie w głowie rozmowę na temat Dziennika Coachingowego. Był dla mnie zbyt drogi, żeby samej sobie kupić. Mówiłam jak bardzo chciałabym go mieć, jak bardzo jestem ciekawa jaki ma wpływ na organizację życia. Po pół roku otrzymałam go w pięknym opakowaniu. Nie wiem co było dla mnie ważniejsze, ten dziennik czy to, że ktoś słuchał i pamiętał 😊

79714528_2445280429021105_7578622011727937536_n

Wystarczy słuchać drogie panie. Dziś internet przepełniony jest voucherami do spa, na masaż, na warsztaty czy jazdę ekskluzywnym autem. Tak naprawdę dla każdego coś dobrego. Jasne, że wszystko zależy od finansów, od tego kogo na co stać, ale uwierzcie mi zawsze jest taki prezent, na który nas stać. Można np. wręczyć voucher na wspólny spacer, albo długą rozmowę telefoniczną w razie złapania doła 😊 Można potraktować takie prezenty z przymrużeniem oka. Wystarczy uruchomić wyobraźnię i poddać się kreatywności. Prezenty świąteczne mogą być niespodziankami lub zaplanowanymi, spodziewanymi podarkami. To wszystko zależy od osób, od relacji pomiędzy nimi. Najważniejsze, żeby nie zapomnieć, żeby nie traktować takich prezentów na zasadzie kupić i mieć z głowy. To takie mało świąteczne, mało szanujące i czas i osobę. Jeśli więc chcecie poczuć magię tych świąt komunikujcie swoje wymarzone prezenty i słuchajcie innych. Zdecydowanie ułatwi to świąteczne życie.

Ogólnopolski rekord bicia kolejek w centrach handlowych dopiero przed nami. Zapowiada się na kilka godzin przed oczekiwaną pierwszą gwiazdką. Wtedy to cała rzesza polskich kobiet i mężczyzn dokona najważniejszego wyboru, jakim będzie kupno niespodziewanej niespodzianki dla swoich najbliższych. Takie to oczywiste i zaskakujące jednocześnie, że każdego roku ten szaleńczy pęd powtarza się i powtarza bez końca. No tak już mamy. Nie my jedni. Tak samo dzieje się w innych krajach i nie mamy powodu do kompleksów w tej dziedzinie. I choć każdy rok pokazuje, że zdecydowanie wcześniej wielu z nas dokonuje wyboru i kupna prezentu to i tak  do ostatniej chwili biegamy gdzieś pomiędzy galeriami, żeby wybrać coś specjalnego. I pewnie tak jak zwykle ten pęd sprowadzi się do ogólnie dostępnych kosmetyków, skarpetek i czekoladek. To właśnie one królują wśród polskich prezentów dla bliskich dorosłych. Taki urok świąt.

80268207_520113858848276_7602873836622577664_n

 Jestem bardzo ciekawa jakie są Wasze wymarzone prezenty? Czy to drogocenne klejnoty czy może piękna skórzana torebka? Każda z nas potrzebuje przecież czegoś innego. Każda ma inne marzenia. Ostatnio w gronie znajomych podjęliśmy ten temat i większość miała problem z wymyśleniem prezentu dla swojej najbliższej osoby. Bo ona „wszystko już ma”. Jeśli wszystko, to rzeczywiście jest problem. Tylko czy na pewno wszystko?? Żyjąc z kimś, mieszkając, powinniśmy znać bliskie nam osoby i wiedzieć jakie mają potrzeby i marzenia. Święta na szczęście nie nadchodzą znienacka, można się do nich przygotować. Do tego Was dzisiaj namawiam, może zbyt późno, ale temat świąt zwykle pojawia się tuż przed 😊. Spróbujmy bardziej niż zwykle skupić się na tych jedynych w swoim rodzaju prezentach, na osobach, którym je ofiarujemy. Postarajmy się bardziej niż zazwyczaj dobrać prezenty do osobowości, do danego czasu, do zainteresowań. To takie piękne jak ktoś poświęca czas na poszukiwanie prezentów, na podstępne uzyskiwanie informacji co byśmy chcieli dostać. Na tym polegają moim zdaniem świąteczne niespodzianki. Poczujmy się ważni i sprawmy aby inni też się tak samo poczuli. Tym bardziej, że w obecnych czasach jest tyle możliwości. Wśród prezentów mogą pojawić się rzeczy materialne, karty podarunkowe, vouchery, ewentualnie pieniądze, lub ręcznie i samodzielnie wykonane niespodzianki. W inspiracji na pewno pomoże nam internet, ale też rozmowa z bliskimi.  Pamiętam jaki piękny prezent dostałam kiedyś pod choinkę od przyjaciela, który zakodował sobie w głowie rozmowę na temat Dziennika Coachingowego. Był dla mnie zbyt drogi, żeby samej sobie kupić. Mówiłam jak bardzo chciałabym go mieć, jak bardzo jestem ciekawa jaki ma wpływ na organizację życia. Po pół roku otrzymałam go w pięknym opakowaniu. Nie wiem co było dla mnie ważniejsze, ten dziennik czy to, że ktoś słuchał i pamiętał 😊

79714528_2445280429021105_7578622011727937536_n

Wystarczy słuchać drogie panie. Dziś internet przepełniony jest voucherami do spa, na masaż, na warsztaty czy jazdę ekskluzywnym autem. Tak naprawdę dla każdego coś dobrego. Jasne, że wszystko zależy od finansów, od tego kogo na co stać, ale uwierzcie mi zawsze jest taki prezent, na który nas stać. Można np. wręczyć voucher na wspólny spacer, albo długą rozmowę telefoniczną w razie złapania doła 😊 Można potraktować takie prezenty z przymrużeniem oka. Wystarczy uruchomić wyobraźnię i poddać się kreatywności. Prezenty świąteczne mogą być niespodziankami lub zaplanowanymi, spodziewanymi podarkami. To wszystko zależy od osób, od relacji pomiędzy nimi. Najważniejsze, żeby nie zapomnieć, żeby nie traktować takich prezentów na zasadzie kupić i mieć z głowy. To takie mało świąteczne, mało szanujące i czas i osobę. Jeśli więc chcecie poczuć magię tych świąt komunikujcie swoje wymarzone prezenty i słuchajcie innych. Zdecydowanie ułatwi to świąteczne życie.

Czytaj dalej
  • Ubierz swoje życie w słowa

    Mówić, pisać, rysować, malować…cokolwiek robić,, ale ubrać to w jakieś słowa. To jest zadanie konieczne do tego, aby sobie pomóc. Być może samo powiedzenie do odbicia w lustrze będzie pomocne, bo uświadamia nam jaki mamy problem, że w ogóle go mamy. Napisanie na kartce papieru tego co nas boli, czego byśmy chciały, jak nie chcemy żyć, jak chcemy, to też jest forma ubrania w słowa problemu. Dla mnie powiedzenie sobie samej a potem drugiej osobie, trzeciej i kolejnej uświadomiło mi gdzie w życiu się znajduję a gdzie chciałabym się znaleźć. Było to dla mnie pierwszym krokiem do zauważenia problemu. Duszenie w sobie wszelkich złych emocji, złych nawyków, ciszy w eterze, popłakiwania w poduszkę to nie prowadzi do lepszej zmiany a jedynie przedłuża agonię. Ja w takim agonalnym stanie nie chciałam żyć i dlatego wiedziałam, że coś muszę z tym zrobić. Dziś wiem jak daleko jestem od tego punktu, dlatego dzieląc się z Wami moimi spostrzeżeniami mam głęboką wiarę w te metody, które nie są kosztowne, nie są nierealne a prowadzą ku zmianie i rozwojowi. Jak trudne jest ubranie w słowa swoich problemów wiedzą te wszystkie z Was, które są jeszcze na etapie „co słychać? – wszystko dobrze”. A tak naprawdę znajdują się w czarnej d.. Jeśli myślicie, że ja oczekiwałam pomocy od tych, przed którymi się otworzyłam to tak, macie rację, ale nie pomogli mi w jakiś fizyczny sposób. Pomogli tym, że byli. Wysłuchali, a ja siebie sama, słyszałam przy okazji. I usłyszałam. I dotarło. Moja propozycja na dziś dla Was nie jest skomplikowana. Wystarczy po prostu otworzyć usta i powiedzieć do samej siebie co ci się w Twoim życiu podoba, co nie.

    79376436_2652917158136914_4301000427970756608_n

    Jeśli lubicie pisać, napiszcie to, jeśli macie kogoś kto Was wysłucha, powiedzcie mu to, nagrajcie się na telefon, aby potem wysłuchać. Zróbcie cokolwiek, formy są dowolne. Ważny jest skutek. Bo ubranie swojego życia w słowa potrzebne jest do zauważenia problemu przez nas samych. Tak naprawdę wszędzie dookoła otaczają nas słowa. Płyną z różnych stron. Zasypywane jesteśmy nimi z telewizji, internetu, od przyjaciółek, pracowników i skąd tam jeszcze. Jak mało jest chwil dla siebie samych. Takich w których zaglądamy do swojej głowy, do swojego serca. Poświęcamy sporo czasu na rozwiązywanie obcych problemów, podczas gdy nasze nawet nie zostały zdiagnozowane.  Wiem, że jest to jakaś forma zagłuszenia swoich problemów, bo łatwiej jest oceniać innych, doradzać innym a swoje sprawy przesunąć na dalszy plan. Im dłużej to trwa, tym trudniej jest wrócić na odpowiedni tor. Ubranie swoich problemów w słowa jest oficjalnym uznaniem ich istnienia. Tak samo jak ubranie w słowa radości, dumy i zadowolenia. Wszystko trzeba w te słowa ubierać. Otwierać się przed innymi, przed światem, przed samą sobą. Okazywać emocje, wypuszczać je na zewnątrz. Nie chować, nie dusić. Bo żyć trzeba na bieżąco, a nie czekać na wielką kumulację. Wiecie przecież jak to działa. Jak wybuchnie to ze zdwojoną mocą. Mówcie, Piszcie, śpiewajcie, rysujcie, nie wstydźcie się!!!

    Skąd szef może wiedzieć, że masz jakieś roszczenia skoro o nich nie mówisz, jesteś ciągle uśmiechnięta, chętna do pracy i na pytanie czy wszystko w porządku, za każdym razem odpowiadasz, że oczywiście. Skąd mąż ma wiedzieć, że jesteś nie zadowolona z kolejnego nietrafionego prezentu skoro udajesz, że się cieszysz i dziękujesz pięciokrotnie. To  takie prozaiczne przykłady, ale to samo dotyczy sytuacji bardziej kryzysowych, jak przemoc, brak miłości, pętla kredytowa czy poważna choroba. Nie mówiąc nic nikomu nie pomagamy sobie a jedynie przedłużamy ten tragiczny stan.

    Mówić, pisać, rysować, malować…cokolwiek robić,, ale ubrać to w jakieś słowa. To jest zadanie konieczne do tego, aby sobie pomóc. Być może samo powiedzenie do odbicia w lustrze będzie pomocne, bo uświadamia nam jaki mamy problem, że w ogóle go mamy. Napisanie na kartce papieru tego co nas boli, czego byśmy chciały, jak nie chcemy żyć, jak chcemy, to też jest forma ubrania w słowa problemu. Dla mnie powiedzenie sobie samej a potem drugiej osobie, trzeciej i kolejnej uświadomiło mi gdzie w życiu się znajduję a gdzie chciałabym się znaleźć. Było to dla mnie pierwszym krokiem do zauważenia problemu. Duszenie w sobie wszelkich złych emocji, złych nawyków, ciszy w eterze, popłakiwania w poduszkę to nie prowadzi do lepszej zmiany a jedynie przedłuża agonię. Ja w takim agonalnym stanie nie chciałam żyć i dlatego wiedziałam, że coś muszę z tym zrobić. Dziś wiem jak daleko jestem od tego punktu, dlatego dzieląc się z Wami moimi spostrzeżeniami mam głęboką wiarę w te metody, które nie są kosztowne, nie są nierealne a prowadzą ku zmianie i rozwojowi. Jak trudne jest ubranie w słowa swoich problemów wiedzą te wszystkie z Was, które są jeszcze na etapie „co słychać? – wszystko dobrze”. A tak naprawdę znajdują się w czarnej d.. Jeśli myślicie, że ja oczekiwałam pomocy od tych, przed którymi się otworzyłam to tak, macie rację, ale nie pomogli mi w jakiś fizyczny sposób. Pomogli tym, że byli. Wysłuchali, a ja siebie sama, słyszałam przy okazji. I usłyszałam. I dotarło. Moja propozycja na dziś dla Was nie jest skomplikowana. Wystarczy po prostu otworzyć usta i powiedzieć do samej siebie co ci się w Twoim życiu podoba, co nie.

    79376436_2652917158136914_4301000427970756608_n

    Jeśli lubicie pisać, napiszcie to, jeśli macie kogoś kto Was wysłucha, powiedzcie mu to, nagrajcie się na telefon, aby potem wysłuchać. Zróbcie cokolwiek, formy są dowolne. Ważny jest skutek. Bo ubranie swojego życia w słowa potrzebne jest do zauważenia problemu przez nas samych. Tak naprawdę wszędzie dookoła otaczają nas słowa. Płyną z różnych stron. Zasypywane jesteśmy nimi z telewizji, internetu, od przyjaciółek, pracowników i skąd tam jeszcze. Jak mało jest chwil dla siebie samych. Takich w których zaglądamy do swojej głowy, do swojego serca. Poświęcamy sporo czasu na rozwiązywanie obcych problemów, podczas gdy nasze nawet nie zostały zdiagnozowane.  Wiem, że jest to jakaś forma zagłuszenia swoich problemów, bo łatwiej jest oceniać innych, doradzać innym a swoje sprawy przesunąć na dalszy plan. Im dłużej to trwa, tym trudniej jest wrócić na odpowiedni tor. Ubranie swoich problemów w słowa jest oficjalnym uznaniem ich istnienia. Tak samo jak ubranie w słowa radości, dumy i zadowolenia. Wszystko trzeba w te słowa ubierać. Otwierać się przed innymi, przed światem, przed samą sobą. Okazywać emocje, wypuszczać je na zewnątrz. Nie chować, nie dusić. Bo żyć trzeba na bieżąco, a nie czekać na wielką kumulację. Wiecie przecież jak to działa. Jak wybuchnie to ze zdwojoną mocą. Mówcie, Piszcie, śpiewajcie, rysujcie, nie wstydźcie się!!!

    Takie to banalne a jakie trudne. Myślałam, że moje życie to moja sprawa. Radości i problemy przeżywałam w swojej głowie, sama ze sobą. Problemy szczególnie. Z ogromną pieczołowitością dbałam o swoją tzw. prywatność. Zamiatałam pod prywatny dywan kłopoty, rozterki, bolączki. Dziś wiem, że nie tędy droga. Nikt nie widział problemu bo ja go nie pokazywałam. Nikt nie sądził, że coś jest „nie tak” bo wszystko było na „tak”. I stał się cud. Cud zwany REAKCJĄ. Ta reakcja była odpowiedzią na moje wołanie, na moje prośby i na moje błagalne spojrzenia. Podkreślam MOJE nie bez powodu. Nikt mojego życia nie ubierze w słowa jak ja sama. Nie dziwię się kiedy słyszę, że ludzie się nie rozumieją i nie pomagają nawzajem. Często się po prostu nie słuchają, nie mówią. Nie od dziś wiadomo, że jeśli nie wyartykułujemy swoich myśli nikt się nie domyśli. Oczywiście można znać się jak  „łyse konie” i wiedzieć o sobie wszystko, ale nawet wtedy nie mamy stuprocentowej pewności, że będziemy się zawsze i wszędzie doskonale rozumieć. Znam takie małżeństwa, przyjaźnie, w których ludzie znali się „na wylot” a jednak coś pękło, gdzieś nie zatrybiło i runęło.

    78931210_483008139008966_8238939633958780928_n

    Skąd szef może wiedzieć, że masz jakieś roszczenia skoro o nich nie mówisz, jesteś ciągle uśmiechnięta, chętna do pracy i na pytanie czy wszystko w porządku, za każdym razem odpowiadasz, że oczywiście. Skąd mąż ma wiedzieć, że jesteś nie zadowolona z kolejnego nietrafionego prezentu skoro udajesz, że się cieszysz i dziękujesz pięciokrotnie. To  takie prozaiczne przykłady, ale to samo dotyczy sytuacji bardziej kryzysowych, jak przemoc, brak miłości, pętla kredytowa czy poważna choroba. Nie mówiąc nic nikomu nie pomagamy sobie a jedynie przedłużamy ten tragiczny stan.

    Mówić, pisać, rysować, malować…cokolwiek robić,, ale ubrać to w jakieś słowa. To jest zadanie konieczne do tego, aby sobie pomóc. Być może samo powiedzenie do odbicia w lustrze będzie pomocne, bo uświadamia nam jaki mamy problem, że w ogóle go mamy. Napisanie na kartce papieru tego co nas boli, czego byśmy chciały, jak nie chcemy żyć, jak chcemy, to też jest forma ubrania w słowa problemu. Dla mnie powiedzenie sobie samej a potem drugiej osobie, trzeciej i kolejnej uświadomiło mi gdzie w życiu się znajduję a gdzie chciałabym się znaleźć. Było to dla mnie pierwszym krokiem do zauważenia problemu. Duszenie w sobie wszelkich złych emocji, złych nawyków, ciszy w eterze, popłakiwania w poduszkę to nie prowadzi do lepszej zmiany a jedynie przedłuża agonię. Ja w takim agonalnym stanie nie chciałam żyć i dlatego wiedziałam, że coś muszę z tym zrobić. Dziś wiem jak daleko jestem od tego punktu, dlatego dzieląc się z Wami moimi spostrzeżeniami mam głęboką wiarę w te metody, które nie są kosztowne, nie są nierealne a prowadzą ku zmianie i rozwojowi. Jak trudne jest ubranie w słowa swoich problemów wiedzą te wszystkie z Was, które są jeszcze na etapie „co słychać? – wszystko dobrze”. A tak naprawdę znajdują się w czarnej d.. Jeśli myślicie, że ja oczekiwałam pomocy od tych, przed którymi się otworzyłam to tak, macie rację, ale nie pomogli mi w jakiś fizyczny sposób. Pomogli tym, że byli. Wysłuchali, a ja siebie sama, słyszałam przy okazji. I usłyszałam. I dotarło. Moja propozycja na dziś dla Was nie jest skomplikowana. Wystarczy po prostu otworzyć usta i powiedzieć do samej siebie co ci się w Twoim życiu podoba, co nie.

    79376436_2652917158136914_4301000427970756608_n

    Jeśli lubicie pisać, napiszcie to, jeśli macie kogoś kto Was wysłucha, powiedzcie mu to, nagrajcie się na telefon, aby potem wysłuchać. Zróbcie cokolwiek, formy są dowolne. Ważny jest skutek. Bo ubranie swojego życia w słowa potrzebne jest do zauważenia problemu przez nas samych. Tak naprawdę wszędzie dookoła otaczają nas słowa. Płyną z różnych stron. Zasypywane jesteśmy nimi z telewizji, internetu, od przyjaciółek, pracowników i skąd tam jeszcze. Jak mało jest chwil dla siebie samych. Takich w których zaglądamy do swojej głowy, do swojego serca. Poświęcamy sporo czasu na rozwiązywanie obcych problemów, podczas gdy nasze nawet nie zostały zdiagnozowane.  Wiem, że jest to jakaś forma zagłuszenia swoich problemów, bo łatwiej jest oceniać innych, doradzać innym a swoje sprawy przesunąć na dalszy plan. Im dłużej to trwa, tym trudniej jest wrócić na odpowiedni tor. Ubranie swoich problemów w słowa jest oficjalnym uznaniem ich istnienia. Tak samo jak ubranie w słowa radości, dumy i zadowolenia. Wszystko trzeba w te słowa ubierać. Otwierać się przed innymi, przed światem, przed samą sobą. Okazywać emocje, wypuszczać je na zewnątrz. Nie chować, nie dusić. Bo żyć trzeba na bieżąco, a nie czekać na wielką kumulację. Wiecie przecież jak to działa. Jak wybuchnie to ze zdwojoną mocą. Mówcie, Piszcie, śpiewajcie, rysujcie, nie wstydźcie się!!!

    Takie to banalne a jakie trudne. Myślałam, że moje życie to moja sprawa. Radości i problemy przeżywałam w swojej głowie, sama ze sobą. Problemy szczególnie. Z ogromną pieczołowitością dbałam o swoją tzw. prywatność. Zamiatałam pod prywatny dywan kłopoty, rozterki, bolączki. Dziś wiem, że nie tędy droga. Nikt nie widział problemu bo ja go nie pokazywałam. Nikt nie sądził, że coś jest „nie tak” bo wszystko było na „tak”. I stał się cud. Cud zwany REAKCJĄ. Ta reakcja była odpowiedzią na moje wołanie, na moje prośby i na moje błagalne spojrzenia. Podkreślam MOJE nie bez powodu. Nikt mojego życia nie ubierze w słowa jak ja sama. Nie dziwię się kiedy słyszę, że ludzie się nie rozumieją i nie pomagają nawzajem. Często się po prostu nie słuchają, nie mówią. Nie od dziś wiadomo, że jeśli nie wyartykułujemy swoich myśli nikt się nie domyśli. Oczywiście można znać się jak  „łyse konie” i wiedzieć o sobie wszystko, ale nawet wtedy nie mamy stuprocentowej pewności, że będziemy się zawsze i wszędzie doskonale rozumieć. Znam takie małżeństwa, przyjaźnie, w których ludzie znali się „na wylot” a jednak coś pękło, gdzieś nie zatrybiło i runęło.

    78931210_483008139008966_8238939633958780928_n

    Skąd szef może wiedzieć, że masz jakieś roszczenia skoro o nich nie mówisz, jesteś ciągle uśmiechnięta, chętna do pracy i na pytanie czy wszystko w porządku, za każdym razem odpowiadasz, że oczywiście. Skąd mąż ma wiedzieć, że jesteś nie zadowolona z kolejnego nietrafionego prezentu skoro udajesz, że się cieszysz i dziękujesz pięciokrotnie. To  takie prozaiczne przykłady, ale to samo dotyczy sytuacji bardziej kryzysowych, jak przemoc, brak miłości, pętla kredytowa czy poważna choroba. Nie mówiąc nic nikomu nie pomagamy sobie a jedynie przedłużamy ten tragiczny stan.

    Mówić, pisać, rysować, malować…cokolwiek robić,, ale ubrać to w jakieś słowa. To jest zadanie konieczne do tego, aby sobie pomóc. Być może samo powiedzenie do odbicia w lustrze będzie pomocne, bo uświadamia nam jaki mamy problem, że w ogóle go mamy. Napisanie na kartce papieru tego co nas boli, czego byśmy chciały, jak nie chcemy żyć, jak chcemy, to też jest forma ubrania w słowa problemu. Dla mnie powiedzenie sobie samej a potem drugiej osobie, trzeciej i kolejnej uświadomiło mi gdzie w życiu się znajduję a gdzie chciałabym się znaleźć. Było to dla mnie pierwszym krokiem do zauważenia problemu. Duszenie w sobie wszelkich złych emocji, złych nawyków, ciszy w eterze, popłakiwania w poduszkę to nie prowadzi do lepszej zmiany a jedynie przedłuża agonię. Ja w takim agonalnym stanie nie chciałam żyć i dlatego wiedziałam, że coś muszę z tym zrobić. Dziś wiem jak daleko jestem od tego punktu, dlatego dzieląc się z Wami moimi spostrzeżeniami mam głęboką wiarę w te metody, które nie są kosztowne, nie są nierealne a prowadzą ku zmianie i rozwojowi. Jak trudne jest ubranie w słowa swoich problemów wiedzą te wszystkie z Was, które są jeszcze na etapie „co słychać? – wszystko dobrze”. A tak naprawdę znajdują się w czarnej d.. Jeśli myślicie, że ja oczekiwałam pomocy od tych, przed którymi się otworzyłam to tak, macie rację, ale nie pomogli mi w jakiś fizyczny sposób. Pomogli tym, że byli. Wysłuchali, a ja siebie sama, słyszałam przy okazji. I usłyszałam. I dotarło. Moja propozycja na dziś dla Was nie jest skomplikowana. Wystarczy po prostu otworzyć usta i powiedzieć do samej siebie co ci się w Twoim życiu podoba, co nie.

    79376436_2652917158136914_4301000427970756608_n

    Jeśli lubicie pisać, napiszcie to, jeśli macie kogoś kto Was wysłucha, powiedzcie mu to, nagrajcie się na telefon, aby potem wysłuchać. Zróbcie cokolwiek, formy są dowolne. Ważny jest skutek. Bo ubranie swojego życia w słowa potrzebne jest do zauważenia problemu przez nas samych. Tak naprawdę wszędzie dookoła otaczają nas słowa. Płyną z różnych stron. Zasypywane jesteśmy nimi z telewizji, internetu, od przyjaciółek, pracowników i skąd tam jeszcze. Jak mało jest chwil dla siebie samych. Takich w których zaglądamy do swojej głowy, do swojego serca. Poświęcamy sporo czasu na rozwiązywanie obcych problemów, podczas gdy nasze nawet nie zostały zdiagnozowane.  Wiem, że jest to jakaś forma zagłuszenia swoich problemów, bo łatwiej jest oceniać innych, doradzać innym a swoje sprawy przesunąć na dalszy plan. Im dłużej to trwa, tym trudniej jest wrócić na odpowiedni tor. Ubranie swoich problemów w słowa jest oficjalnym uznaniem ich istnienia. Tak samo jak ubranie w słowa radości, dumy i zadowolenia. Wszystko trzeba w te słowa ubierać. Otwierać się przed innymi, przed światem, przed samą sobą. Okazywać emocje, wypuszczać je na zewnątrz. Nie chować, nie dusić. Bo żyć trzeba na bieżąco, a nie czekać na wielką kumulację. Wiecie przecież jak to działa. Jak wybuchnie to ze zdwojoną mocą. Mówcie, Piszcie, śpiewajcie, rysujcie, nie wstydźcie się!!!

  • KOMFORTOWA STREFA „Niechcemisiów”

    Jest taka grupa kobiet, którą ja nazywam „Niechcemisie”. Mówią, że nie jest im dobrze w obecnej sytuacji, zazdroszczą innym życia, osiągnięć, sukcesów. Żyją w zamkniętym kręgu potocznie zwanym „strefą komfortu”. Pewnie termin ten nie jest Wam obcy, tak jak mnie. Słyszałam, czytałam, byłam, czasem nadal jestem. Jeśli chcesz, aby Twoje życie doskonałym było, nie masz wyjścia, musisz podjąć próby opuszczenia tej strefy. Rodzajów takich stref znalazłoby się kilka. Zawodowa, partnerska, rodzinna, intelektualna. Wygląda to tak, że jeśli pracujemy w firmie ładnych parę lat, znamy ją na wylot, obowiązki wykonujemy dobrze, właściwie wszystko jest ok tylko, że jakby stało w miejscu. Zero rozwoju, zero awansu, zero progresu i zero podwyżki. Czyli tkwimy w zawodowej strefie komfortu. Ten komfort polega na tym, że aby osiągnąć cokolwiek więcej, bardziej trzeba zrobić…..cokolwiek. I jeśli nie chce Ci się czegokolwiek robić to już wiesz, czy należysz do tej grupy czy nie.  Dla „Niechcemisiów” wyjście ze strefy komfortu jest bardzo trudne bo tam jest bezpiecznie, pozornie bezpiecznie. I w tym stanie pozostają od dłuższego czasu. Wszelkie próby zmiany trybu życia narażone są na jakiś wysiłek a tego „Niechcemisie” nie lubią. Nic nie muszą, strefa komfortu jest często bańką w której żyją, w której wszystko jest dla nich bezpieczne bo znane i kiedy dowiadują się, że powinny coś zmienić to budzi się w nich lęk przed nieznanym, przed wyśmianiem, przed porażką, biedą, że może być jeszcze gorzej. To niech już lepiej zostanie tak jak jest. Ale musisz wiedzieć, że jeśli to Ty w tej strefie zostaniesz to nie masz szansy na jakąś zmianę, na jakikolwiek rozwój, na sukces. I nikt, tylko Ty sama z tej strefy możesz wyjść.

    Powiedziała mi ostatnio Kasia, że super te wszystkie wyzwania o których piszę na blogu i że ta karteczka też super, ale jak zapytałam czy codziennie ją czyta sobie na głos odpowiedziała, że czasem. To jest właśnie to. Ona bardzo chce zmiany, chce poczuć się lepiej bo do tej pory jest wobec siebie bardzo surowa. Czuje się odrzucona przez świat, uważa, że nie jest nic warta bo jest taka „zwykła” i „słaba”. Podejmuje jakieś działania, ale krótkoterminowo, dzień, dwa, potem wszystko wraca do normy. Nie potrafi zrozumieć, że zmiana wymaga czasu i poświęcenia, tak poświęcenia. Dla niej takim poświęceniem będzie przez kilka sekund przeczytanie trzech krótkich zdań o tym jaka jest wspaniała. Czuje się dziwnie jak to czyta, wstydzi się, że ta karteczka wisi na lustrze i postanawia zupełnie nieświadomie z tego zrezygnować, jak z wielu prób podnoszenia swojej wartości. To dla niej zbyt trudne, zbyt pracochłonne, zbyt absorbujące. Nie zrobiła kroku do przodu, bo miejsce w którym stoi jest dla niej znane, choć mówi, że chce z niego wyjść. Zrobienie tego kroku i wyjście ze strefy komfortu w jej przypadku nie może być jednorazowe, musi być powtarzalne, tak długo, aż stanie się nawykiem. I ona o tym wie, ale jak każdy „Niechcemiś” wycofuje się. Cechą „Niechcemisia” jest bowiem gadanie , nie robienie. Ile ja znam takich kobiet!!!! Aż się za głowę złapałam. Sama też taka byłam. Gadanie, nie robienie. Z takiego gadania to naprawdę nic dobrego nie wynika. Trzeba zacząć działać, żeby osiągnąć cokolwiek. Trzeba zrobić coś co jest trudne, skomplikowane i dla nas niecodzienne. I to nawet na przekór. Wiedzą o tym doskonale te kobiety, które są świadome swoich strachów. I nawet jak się czegoś boją to na przekór, pokonują je. Jeśli chcesz jechać na szkolenie, ale odbywa się ono 100 km od Twojego miasta i głównym powodem jest transport, kupujesz bilet na autobus, choć bardzo boisz się nim jechać. Jeśli wiesz, że musisz zdobyć nowe kwalifikacje, żeby dostać awans, ale główną przeszkodą jest brak opieki nad dzieckiem w tym czasie, dzwonisz do teściowej choć bardzo jej nie lubisz.

    76260739_3056099257750414_1302649708132433920_n (1)

    Może się dzięki temu polubicie😊Jeśli koleżanka namawia Cię na spotkanie a Ty nie masz pieniędzy na kawę to namów ją na spacer w parku, nie musisz iść do kawiarni. Nie unikaj, nie kłam. Po prostu znajdź inne rozwiązanie. Wiem, że jest to ograniczenie, doskonale to wiem. I wiem też, jak trudno jest tę strefę komfortu opuścić, ale wiem, że jest to możliwe. Jestem kobietą świadomą i wiem, że pozostawanie w strefie komfortu to droga donikąd. Rutyna i powtarzalność każdego dnia nie prowadzi do rozwoju, a kobieta, która się nie rozwija ma mniejsze szanse na zwiększenie poczucia własnej wartości do której tak dążymy. Ile razy Ty miałaś w głowie myśl „a może by tak pójść”, „ a może zadzwonić”, „ może napisać”. Ten pierwszy impuls, który Ci mówi „to jest dla Ciebie dobre, zrób to”. I wtedy zaczęłaś analizować, szukać kolejnych wymówek, co kończyło się poddaniem. Nie analizuj, nie czekaj, jeśli coś jest dla Ciebie dobre to zrób to, teraz jest na to najlepszy czas, lepszy nie nadejdzie. Nie musisz od razu wprowadzać wielkich zmian, zacznij od małych kroków, ale zrób coś. Nie pozwól, aby to życie za Ciebie zadecydowało do jakiej grupy należysz. Bądź świadoma i odpowiedzialna. Jesteś kobietą wartą milion a nie „Niechcemisiem”.

  • Strach przed zmianą

    Jednym z moich talentów jest słuchanie. Może dlatego przez moją głowę przewijają się przeróżne historie kobiet, które usłyszałam w swoim życiu. Zawsze skupiałam się na człowieku i przejmowałam jego  losem, jednocześnie próbując rozwiązać problem. Często otrzymywałam informację zwrotną, że samo wygadanie się w moją stronę już było im pomocne. Nie posiadałam takiej mocy sprawczej, żeby doradzić w trudnych sprawach, ale skoro samo wysłuchanie ludziom pomaga to jestem niezwykle uradowana. Z wielu ust słyszałam jedno słowo ..”strach”. Często nawet nie wypowiedziane, ale ukryte gdzieś między zdaniami. Ten strach dotyczył, prawie zawsze, zmiany, i to zmiany na różnych płaszczyznach. 

     Lęk dotyczy każdego, oczywiście mnie również. Boimy się zmiany pracy, zmiany miejsca zamieszkania, zmiany towarzystwa, zmiany stylu ubierania. Boimy się, że coś stracimy zamiast zyskać, że się ośmieszymy w oczach innych, że ten krok ku zmianie spowoduje naszą porażkę. 

    Taki sposób myślenia prowadzi do blokady, do zamknięcia się na to co nowe, inne. Mam to szczęście pisać tego bloga w bardzo ciekawych, kolorowych czasach…często to podkreślam. Mam bowiem porównanie z okresem dzieciństwa, szczęśliwego aczkolwiek pozbawionego takich kolorów, możliwości i wyborów jakie mamy dziś na wyciągnięcie ręki. Ta możliwość wyboru, różnorodność stylu życia, swoboda wypowiadania się, dają nam prawo do zmian.

    73217454_533198630580189_3864618131355860992_n

    Kiedyś zatrudnienie w jednej firmie przez trzydzieści lat było standardem, ubieranie się w ciuchy z jednej kolekcji przez prawie wszystkie koleżanki było standardem, rzucili jedne kozaki na sklep to radości w sąsiedztwie nie było końca. Dziś mamy szeroki wybór nie tylko na półkach sklepowych, ale także w naszej głowie. Mamy tyle możliwości a mimo to ciągle towarzyszy nam strach. Kiedy znajoma mówi mi, że ma dosyć swojej pracy bo ani pensja nie jest szczególnie wysoka, ani atmosfera nie zachęca, kierowniczka mobbinguje, obowiązków przybywa, jest skazana na życie u boku męża tyrana ponieważ sama nie jest w stanie się finansowo utrzymać to zastanawia mnie dlaczego ona tego nie zmienia. Odpowiedzią jest „strach”. 

    Dopóki nie odnajdzie w swojej głowie takiej odwagi, żeby coś zmienić, będzie w takim stanie tkwiła. Odwaga często widziana jest przez innych ale również przez nas same jako szaleństwo. Słyszałyście pewnie niejednokrotnie, że to szaleństwo porzucać studia, pracę, swoje miasto, męża…. I to zarówno głos z zewnątrz jak i w Waszej głowie wówczas to powtarzał. Jak go wyrzucić ??? Każda z Was musi odnaleźć swoją metodę.

     Wydaje mi się, że zacząć należy od zdefiniowania swojego strachu. Jak poświęcimy trochę czasu na zastanowienie się to dojdziemy do sedna tego problemu, naszego problemu. Czy boisz się porzucić pracę bo nie będziesz mogła znaleźć nowej, czy boisz się odejść od męża bo nie będziesz miała gdzie mieszkać, czy boisz się powiedzieć rodzicom o Twojej orientacji w obawie że wyrzucą Cię z domu, czy boisz się powiedzieć przyjaciółce że Cię irytuje w obawie, że stracisz tę przyjaźń? Pewnie odpowiedzi będą twierdzące w wielu przypadkach. Ja sobie swoje strachy zapisuję, to jest właściwie moja metoda na wszystko. Zapisuję i mam w jakimś kajecie, kalendarzu….teraz coraz częściej w smartfonie. Moje spostrzeżenia na temat strachu są ogromnym skarbem, bo jeśli już się sama przed sobą przyznam czego się boję, wiem z czym walczę. Uwierzcie mi, dobrze jest znać swojego wroga.

    Rozwiązanie problemu jak zwykle nie będzie proste, ale będzie już pierwszym krokiem do lepszego jutra. Trzeba będzie poświęcić dużo pracy na jego rozwiązanie, usamodzielnić się finansowo jeśli to jest problem, zastanowić czy na pewno przyjaźń z ukrytymi pretensjami ma sens, przekwalifikować się lub dokształcić przed znalezieniem nowej pracy itd. Itd. 

    Kobiety bardzo często tak uzależniają się od rodziców, mężów że zatracają swoje zdolności sprawcze do tego stopnia, że nie mają odwagi lub potrzeby samodzielnego podejmowania decyzji. Jeśli żyją długi czas w jakimś świecie i nagle on przestaje się im podobać to nagle okazuje się , że przed zmianą trzeba podjąć decyzję i pierwszym problemem  na tej drodze jest strach.

    Obserwując inne kobiety, które podjęły decyzję o dużej zmianie w ich życiu a także z autopsji zauważyłam, że dokonujemy  zmiany pod wpływem impulsu, który dodaje odwagi . Przebywając w jakimś pięknym miejscu decydujemy się na przeprowadzkę, po kolejnej kłótni z szefem porzucamy pracę i zmieniamy całkowicie branżę , siedząc na okropnie nudnych zajęciach postanawiamy wyjść  z sali i rzucić studia na które poświęciłyśmy kilka lat. 

    Dla mnie najważniejsze jest, aby  strachu się pozbyć na rzecz wiary we własne możliwości. Kiedy tylko się pojawia takie lękowe uczucie, powtarzam sobie, że „przecież innym się udało, dlaczego mi się ma nie udać”. Mi to pomaga, dodaje siły. Nie ma przecież sytuacji bez wyjścia.  Oczywiście nie mam tu na myśli aż takiego spontana, że rzucamy wszystko i jedziemy na bezludną wyspę z dwójką dzieci i bez grosza przy duszy. Jestem raczej zwolenniczką zmiany kontrolowanej, do której się należy przygotować i dobrze zaplanować. Jeśli więc jesteś jedną z tych kobiet, które boją się ale chcą zmiany, odpowiedz sobie na pytanie.

     Czego dokładnie się boisz? Nie możesz walczyć z wrogiem nie wiedząc kim jest. Powiedz sobie na głos lub zapisz, czego tak naprawdę się boisz. Zrób to szczegółowo, nie ogólnie. Poświęć sobie czas. 

    Przypominam Wam o wyzwaniach  z poprzednich artykułów 1. Poranna karteczka 2. Twórcza wizytówka 3. Z kalendarzem w ręku. Zadbaj o siebie i bądź dla siebie dobra….najlepsza.

  • JESTEŚ UNIKATOWA

    Czy zdajesz sobie sprawę z tego, że naturalnie od urodzenia wzrastała razem z Tobą Twoja wartość? Kiedy mówiono Ci jak pięknie zjadłaś kaszkę, jak nauczyłaś się pięknie jeździć rowerkiem, jak dostałaś piątkę w szkole. Taka wtedy byłaś zdolna, mądra i chwalona ze wszystkich stron.  Czułaś się wartościowa i ta Twoja wartość była przez innych potwierdzona. Czasem słownie a czasem nawet jakąś nagrodą materialną, zabawką czy cukierkiem. Jeśli powiesz mi, że tak było przez następnych kilkanaście lub dziesiąt lat ,nie uwierzę. Pojawiły się bowiem po drodze różne sytuacje, którym nie podołałaś tak jak od Ciebie oczekiwano, różni ludzie, którzy to poczucie zaniżali aż doszłaś do momentu, w którym spadło ono na niższy lewel.  Dzisiaj chcę Ci powiedzieć , że jesteś jedyną osobą, która może tą Twoją wartość podnieść do optymalnie oczekiwanego poziomu. Pisząc „optymalnie” mam tu na myśli pewną normę, ponieważ często słyszę, że mamy niskie albo wysokie poczucie własnej wartości. Tego optymalnego jakby nie było. A moim zdaniem znajduje się ono po środku.

    Zbyt wysokie poczucie własnej wartości nie kojarzy się pozytywnie, zahacza nawet o narcyzm. Znacie pewnie kobiety, które nad wyraz siebie uwielbiają, świata nie widząc poza sobą. Nie chciałabym nikogo do tego namawiać bo jest to straszna skrajność, zdecydowanie nie tolerowana przez otoczenie i zamykająca się na innych, która jest przerostem własnej wartości. Natomiast zbyt niskie poczucie własnej wartości u kobiet szczególnie prowadzi do autodestrukcji, stagnacji, czasem do tragedii, w której czujemy się wykorzystywane i poniżane. Ten złoty środek, który znajduje się po środku dla mnie jest ideałem, do którego każdego dnia należy dążyć. Jest to bowiem ten moment, w którym zostałyśmy pochwalone za tę piątkę. Z jednej strony czułyśmy zadowolenie, że nasza praca została dobrze oceniona, z drugiej w naszej głowie tkwiła informacja, że trzeba się starać dalej, żeby utrzymać poziom.

    Skoro wpływ na poczucie naszej wartości miały osoby, które nas otaczały, rodzice, nauczyciele, trenerzy, przyjaciele, to wiadomym jest, iż dzisiaj również towarzystwo , które Cię otacza ma na nie wpływ. Jeśli dzięki nim stajesz się dla siebie mniej atrakcyjna, mniej inteligentna i mniej wartościowa wypadałoby się zastanowić czy to towarzystwo nie powinno ulec selekcji. Wiem, że to ostre cięcie, ale konieczne. Tak jak narcyz , który znajduje się na szczycie piramidy wartości przerasta wszelkie normy, tak niskie poczucie wartości kojarzy mi się z chwastem, nikomu nie potrzebnym. 

     Często słyszę jak mówią o sobie kobiety, że  są „nikim”, „nic nie potrafią”, „nie poradzą sobie”, wszystko robią źle i w ogóle są do niczego. Taki chwast oprócz tego, że jest nieszczęśliwy to na dodatek odpycha od siebie inne rośliny. Marzy mi się świat wartości kobiet, które są różami, które wiedzą, że są piękne, mądre i ambitne. Które przyciągają do siebie dobrych ludzi swoją radością. Żeby świat zapełniły takie róże, potrzebna jest im świadomość swego piękna. I nie mam tu na myśli jedynie walorów estetycznych, ale głownie wewnętrzne. I jeśli liczysz na to, że ktoś z zewnątrz powie Ci jak piękną różą jesteś to często spotkasz się z zawodem. Sama sobie to powiedz, po wielokroć. Nie traktuj siebie jak porcelanowej laleczki, której trzeba mówić każdego dnia jaka jest piękna, mądra i cudowna. Sama sobie tak mów, sama siebie tak traktuj. To Ty jesteś reżyserem swojego życia i jak napiszesz do niego również scenariusz to nie będziesz miała do nikogo pretensji w razie porażki. Ja wiem doskonale, że łatwiej jest kogoś obarczyć odpowiedzialnością, ale to ty masz być odpowiedzialna, to Ty masz trzymać lejce w swoich rękach.

    73045341_2362421717329499_2646369375312936960_n

    Jesteś doskonała i tak o sobie myśl. Na pewno masz na swoim koncie jakieś osiągnięcia. I ja Ci dzisiaj powiem, że one wszystkie są mega osiągnieciami. Obojętnie czy jest to talent do robienia sałatek, pisania książek, prowadzenia auta czy napisanie doktoratu. Jesteś genialna bo jesteś, bo tworzysz cudowne rzeczy, bo niesiesz w świat uśmiech, radość i światło. Jesteś kobietą wartą milion i taką zobaczysz dziś wieczorem w lustrze . Jeśli nikt nie chwali Cię za dobrze zrobiony obiad, pochwal się sama. Jeśli ogarniasz każdego ranka dzieci, samochód, korek i jeszcze zdążyłaś pomalować oko, pochwal się sama. To duży wyczyn. Każde małe i duże sukcesy muszą być celebrowane przez Ciebie. Dla siebie to wszystko przecież robisz. Jesteś  unikatowa, żadna inna nie będzie taka jak Ty. Skupiając się na swoich celach, swojej drodze i wreszcie sukcesach uświadamiasz sobie, że tak naprawdę większość z tych działań zależy od Ciebie. Czy nie wydaje Ci się, że każda osoba chwalona, pocieszana, podziwiana ma więcej energii do działania? To jest tak, jakby wyrosły Ci skrzydła, ale nie licz na osoby z zewnątrz. Super jak są, ale to Ty siebie nagradzaj, nie czekaj aż ktoś inny Cię zauważy. Chwal się, szanuj, doceniaj i kochaj.

  • KOBIETA WSZECHSTRONNA

    Dziś o wszechstronności kobiet. Tak mnie kiedyś moja koleżanka Ola z ławy szkolnej określiła. Bo tak było, jest i będzie. Może nie interesuje mnie wszystko co się na tym świecie dzieje, ale na pewno wiele. I ja uważam to za całkowicie naturalne. Spotykam się jednak z różnymi sugestiami, że jakoby powinnyśmy obrać, my kobiety, jedną drogę bo wtedy w stu procentach będzie to skuteczne. Szczerze mówiąc to chyba umarłabym z nudów. Nie widzę nic zdrożnego w tym, że kobieta, która przez dziesięć lat pracowała w fabryce postanowiła udać się na kurs kosmetyczny, otworzyć swój salon, po kolejnych dziesięciu go zamknąć,  poddać się medytacji a potem adoptować trzy afrykańskie lwiątka i napisać książkę o szamankach. Heloł !! Co w tym strasznego??? To jest super właśnie. Kobieta im bardziej nieprzewidywalna tym ciekawsza przecież. Oczywiście każda ma też prawo być niewidzialna, niezmienna, klasyczna i ułożona od początku do końca, cokolwiek to znaczy. Jak najbardziej. Nie sądzę jednak, żeby tu trafiła, bo skoro nie chce zmian to po co? ☺

    Mam to szczęście otaczać się ludźmi, w tym kobietami bardzo różnymi, dlatego pole mojej obserwacji niezwykle szerokie posiadam. Podziw budzą we mnie te kobiety, które do przodu kroczą pomimo lęku, przeciwności losu, pomimo burz. Mogą jednocześnie wychowywać dzieci i rozwijać firmę, mogą rozpaczać po utracie bliskiej osoby i jednocześnie wspierać w tym innych. To jest cudowne. Wachlarz emocji kobiet może być równie szeroki jak ich  pasje, zainteresowania i praca.

    Jeśli jesteś taką kobietą, która pracuje na etacie, ogarnia dom, rodzinę, ale czuje, że powinna w życiu coś jeszcze to serio mówię Ci – działaj! Nie bój się! Bo nie ma czego. Znam dziewczynę, która ma zakład krawiecki, piękne rzeczy swoją drogą tworzy, rozwija się, dokształca, prowadzi fanpage, organizuje zbiórki rzeczy do schroniska dla zwierząt. Zobaczyć ją można na wszystkich wiecach i protestach dotyczących praw zwierząt. Mnie to nie dziwi, to jest jej życie, jej wartości, jej działanie. Dla mnie pełen szacun.

    71960172_2490951004327423_4072304822596927488_n

    Nie możemy (no chyba, że chcemy) ograniczać się do jednej drogi. Powoduje to bowiem tworzenie coraz to nowych barier. Ja ze swoją wszechstronnością  mam dni, kiedy boję się swoich pomysłów bo ciągle nowe i nowe przychodzą mi do głowy. Ale uważam, że wszystko w życiu trzeba wykorzystać w miarę swoich możliwości, a i te można poszerzać.

    Talent, dar, powołanie. Jeśli czujesz, że jesteś w czymś dobra i że można coś z tym zrobić to nie ma na co czekać. Wiem, że tak Was ciągle motywuję i motywuję i namawiam, żeby ruszyć tyłek, no ale z tego powodu ten blog, taką poczułam misję i idę tą drogą.

    Są takie dni, kiedy myślisz o sobie negatywnie, jakoś dziwnie Twoja samoocena spada. Niby wiesz, że jesteś w czymś dobra ale mimo to o tym zapominasz. Umniejszasz swoje talenty i osiągnięcia. Umniejszanie  – jakie to okropne słowo. Przeczytałam kiedyś, że należy przelać na papier wszystkie swoje dobre cechy, innymi słowy to w czym jesteśmy dobre. Powiem Wam, że kiedyś byłam sceptycznie nastawiona do takich „czarodziejskich” metod, Ale jak zaczęłam świadomie pracować nad sobą i stosować te wszystkie metody zmieniłam  podejście. Wypisałam, a nie było to łatwe bo jakoś negatywne rzeczy na swój temat przychodzą nam łatwiej. Niemniej jednak znalazło się kilka takich perełek i pomyślałam sobie …. Kurcze nie każdy potrafi to co ja. Posiadam takie umiejętności, które są naprawdę wartościowe. Mam zdolności manualne, robię świetne torty, jestem naprawdę niezłą florystką  otwartą na ludzi i takie tam . Nie jestem znowu wcale taka przeciętna. I wiesz co?? Ty też nie jesteś. Wypisz swoje mocne strony, to w czym Ty jesteś dobra, czy to będzie szycie firanek, robienie dżemów, pisanie wierszy czy jazda na nartach. Ty wiesz najlepiej. Powieś sobie tą kartkę na lodówce, na lustrze, noś w portfelu jak wolisz. Ale wracaj do niej. Jeśli dopadnie Cię chwila zwątpienia w samą siebie, zerknij na nią i zobacz jaka jesteś wspaniała. Jedna z moich klientek zawsze tak jakoś skromnie mówiła o swojej pasji jaką jest decupage . Zawsze gdzieś ten temat omijała, bo uważała, że to dziecinada, zabawa. Swoją drogą jej rodzina właśnie tak skutecznie umniejszała te zdolności, zamiast ją chwalić. Kiedy ja przyjmowałam z zachwytem efekty jej pracy widziałam w jej oczach niedowierzanie połączone z radością. Czemu ludzie ludziom tę radość odbierają? To takie smutne, że taki talent chowany jest do szuflady bo niewiara w siebie nie pozwoli jej zrobić z tego atutu. 

    Masz w sobie talent, na pewno jakiś masz i powinnaś być z tego dumna, z siebie dumna. Ten talent warto rozwijać, pomnażać, dla siebie samej i wszystkich dookoła. 

  • PO CO TE KONGRESY???

    Tyle osób mnie o to pytało w ostatnim czasie. Postanowiłam im pięknie odpowiedzieć. Ano po to, żebyśmy poczuły wartość w drugiej kobiecie i jednocześnie dać jej swoją. Kongresy, w których miałam w ostatnim czasie przyjemność brać udział  budują więź i solidarność wśród kobiet. Zarówno te ogólnopolskie jak i regionalne gromadzą kobiety, chcące zmiany na lepsze. Ich zapał i determinacja mają ogromny wpływ na to, co najważniejsze dla mnie… budowanie poczucia własnej wartości. Zarówno Regionalny Kongres Kobiet w Toruniu jak i w Bydgoszczy był dla mnie możliwością zetknięcia się z opiniami innych kobiet, ze spojrzeniem na różne sprawy z różnej perspektywy. Organizatorki majowego kongresu w Toruniu Monika Gotlibowska, Joanna Alaborska oraz Irmina Marcinkiewicz skupiły się na aktywności współczesnej kobiety. Moją szczególną uwagę przykuły warsztaty rozwojowe, ale także cenne wykłady pani Wandy Nowickiej oraz dr hab.prof.UW Moniki Płatek, zwracających uwagę na rolę wolnej kobiety i przeszkód, jakie ją spotykają każdego dnia. Przerażające było usłyszeć z ich ust  prawdę, której często słyszeć nie chcemy. Jak bardzo nami, kobietami kierują ludzie posiadający jakąkolwiek władzę, jak bardzo kontrolują każdy nasz krok, jak bardzo angażują się w nasze życie społeczne, seksualne, etyczne. Panele dyskusyjne o kobietach na świecie, o zdrowiu, o istocie słownictwa żeńskich końcówek z zainteresowaniem wysłuchały setki pań zgromadzonych w Dworze Artusa. Moją uwagę przykuł panel dyskusyjny, który nigdy nie powinien był się pojawić a jednocześnie zainteresował największą liczbę pań. „Przemoc wobec kobiet”. Ciągle aktualna, ciągle przerażająco znajoma. Spojrzenie na ten problem przybliżyła, znana już Wam z wywiadu na moim blogu, Magdalena Deczyńska, której min. gościem była pani prof. Płatek oraz Gabriela Morawska Stanecka, dzięki którym mogłyśmy poznać prawne spojrzenie na ten problem. Problem, który „moc” odbiera, nam kobietom, na bardzo długo przynosząc negatywne konsekwencje na kolejne lata. Rozmowa dała mi dużo do myślenia, wiem, że nie tylko mi, ponieważ toczyła się  również w kuluarach. Dotarło do nas wszystkich jak wiele luk prawnych znajduje się w naszych polskich kodeksach. To takie smutne, że ciągle gdzieś wśród nas jest kobieta, która jest niszczona fizycznie oraz psychicznie i albo nie może albo nie chce nic z tym zrobić. Blokowana przez oprawcę, prawo, środowisko, rezygnująca z walki. Nie godzę się na to. Wy pewnie też. Dlatego trzeba wyciągać wnioski. Trzeba to wiedzieć i nie zamykać drzwi, tak jakby nic się nie działo. Trzeba walczyć dla siebie, dla bliskich, którzy nas kochają i wspierają i dla oprawcy, który musi zrozumieć, że nie ma nad nikim władzy. Krążąc wokół tematu przemocy nie wolno nam zapomnieć, że każdy kto zostaje wplątany w historię danej kobiety, tak bardzo przecież osobistej, jest zaangażowany, odpowiedzialny i obarczony cudzym życiem. Nie pozwólmy, aby jedna krzywdzona osoba ciągnęła za sobą kolejne. Jeśli kobieta wyciąga rękę i prosi o pomoc, pomóżmy. Ale jeśli ją kolejny i kolejny raz odrzuca trzeba się zastanowić, czy ona naprawdę tego chce czy jeszcze potrzebuje czasu. Ja obstawiam „czas”. Każdy z nas ma swój, musi przemyśleć, dostrzec, zrozumieć. Nic na siłę. Jednak, kiedy już do kobiety dotrze, że ktoś stosuje wobec niej przemoc i że nie godzi się na to, nasze instytucje państwowe, przepisy prawne powinny stać za nią  murem. Różnie z tym niestety bywa. Każdy przypadek jest trudny i indywidualny, ale nie będzie dobrze nigdy jeśli kodeks karny będzie znacząco odstawał od konwencyjnego, nie będzie przejrzysty i jasny. My, kobiety, szczególnie powinnyśmy mieć tego świadomość. 

    72157884_1814365915365966_3833907745094893568_n

     Życie jest takie piękne i bogate w emocje, ale nie skupiajmy się na tych złych. Bądźmy radosne, bądźmy optymistkami. Tak jak Dagmara Fabiszak, Małgorzata Pelc i Hanna Łowicka, które to z kolei zorganizowały wrześniowy  Kongres w Bydgoszczy. W pięknym obiekcie Bydgoskiego Centrum Targowego spotkało się tak wiele optymistek, które z radością poznawały siebie nawzajem. Dyskusje, które dotyczyły dyplomacji oraz aktywności pokazały jak silne jesteśmy. Radzimy sobie w bardzo trudnych życiowo sytuacjach. Mamy w sobie siłę i moc wtedy, kiedy trzeba podejmować trudne decyzje, borykać się z chorobą czy trzymać w ryzach ogromne firmy. Wśród gości kongresu znalazły się panie, które swoim życiem, postępowaniem, głosem, pokazują jak ważne jest wspieranie, rozwój i edukacja wśród kobiet. Roma Gąsiorowska, dr Ewa Woydyłło czy Joanna Keszka zaangażowały nas do refleksji nad zmianami w naszym postępowaniu, myśleniu, nad tym, co ważne dla nas samych. Świadomość tego, że jesteśmy wolne, mamy wybór i możemy działać organizatorki zaszczepiły w nas na kolejne miesiące. Widzę jak bardzo uczestniczki, które spotykam na Kongresach zmieniają się wizualnie, jak pracują nad sobą i rozwijają się. Obserwując je w mediach cieszę się, że mają w sobie dużo zapału do działania i super jest wiedzieć, że tego typu spotkania mają sens i przynoszą ogromne korzyści. Zachęcam Was wszystkie do brania udziału w tych większych i mniejszych wydarzeniach. Bądźmy razem, wspierajmy się i dopingujmy do działania. 

    71889361_840570783044351_5596816413638524928_n

    Głęboko wierzę w to, że w nas jest moc. Głos kobiet nie może być lekceważony, dotyczy to każdej sfery życia. Warto się spotykać, warto rozmawiać i warto mieć świadomość. Najbardziej wkurza mnie jak kobiety pozwalają sobie na brak wiedzy i świadomości co mogą, czego nie mogą, jakie mają prawa, kto nimi rządzi, kto za nie podejmuje decyzje. Dopiero wtedy, gdy znajdą się w trudnej sytuacji, staną się ofiarą to mają pretensje do całego świata, że to nie działa tak jak myślały. Wcześniej nawet nie zabierały na ten temat głosu.

     Bądźmy aktywne, bądźmy świadome. Zróbmy to dla siebie.

  • RADUJCIE SIĘ

    Zabrzmiało prawie jak z ambony ☺ ale tak, to prawda podejmę dzisiaj próbę nawrócenia Was do radości. Tyle dookoła smutku, konfliktów, nienawiści. Nasze życie bywa wyjątkowo trudne, bywa cholernie przykre, wypełnione problemami finansowymi, chorobami, kłótniami z najbliższymi. Jest jednak różnica pomiędzy chorobą a wyimaginowanym problemem rodzinnym. One są tak często tworzone przez nas samych i ja się zastanawiam czy my ludzie aż tak bardzo się nudzimy, że kreujemy te konflikty? Mamy przecież na to wpływ i niech mi nikt nie mówi, że tak nie jest, bo jest.

    71407673_2699126026765387_8132699288565186560_nx

    To oczywiście prawda, że są rodziny wyjątkowo kłótliwe, zawistne i jakieś takie pełne jadu. Pozywające się do sądu z byle powodu, knujące jakieś dziwne historie. Wiem też, że rezygnacja z takich toksycznych rodzinnych relacji jest jednak  możliwa do wykonania, trudna ale możliwa. Specjaliści powiedzą Wam „ucinać!!!”, zminimalizować kontakty z takimi osobami . Bowiem, unikanie obgadywania i opuszczanie towarzystwa jak tylko zauważycie, że zaraz do tego dojdzie jest zapobiegawczą metodą uwikłania się w trudne relacje. Jeśli nie będziecie miały okazji do udziału w kłótliwych dyskusjach to kłótnia Was dotyczyć nie będzie. Te osoby, które tak robią , automatycznie przestają być tematem konfliktu, tematem obgadywania, to jest stwierdzone nie od dziś. Jeśli sama nie jesteś zainteresowana jakimiś rodzinnymi kłótniami  to nie będziesz ich bohaterką i o jeden problem mniej. Znacznie łatwiej się żyje jeśli człowiek nie jest zamieszany w rodzinne awantury. Może tę energię poświęcić na radowanie się małymi rzeczami. A jeśli nawet, pomimo Twoich starań staniesz się obiektem nieporozumień, bądź w jakiś sposób zostaniesz wmieszana w potyczki rodzinne to postaraj się żyć obok nich, skup się na sobie i na tym co jest ważne dla Ciebie. 

    Podobnie ma się to do relacji w miejscu pracy. Świetną  metodą jest rozmowa, po to posiadamy umiejętność rozmawiania abyśmy mogły ją wykorzystać nawet w pracy moje panie. I to absolutnie nie do obgadywania koleżanek i rozsiewania jadu ale do rozmowy o Waszych obowiązkach w pracy, bo w końcu po to do niej chodzicie, albo do rozwiązywania problemów w cywilizowany sposób. 

    I znowu o jeden problem mniej. I znowu możesz dostrzec  tyle radości, której całe mnóstwo dookoła. Moje koleżanki florystki zrozumieją jak powiem, że  nawet idąc chodnikiem uśmiecham się do trawy, czuję ogromną radość jak widzę jakiś wybitnie oryginalny korzeń, ostatnio na trawniku zauważyłam dziko rosnącą jukę, taki cud. Jak tu się nie cieszyć? Wytrenowałam w sobie taką metodę radowania, że każdego dnia staram się dostrzec  małe rzeczy. A jest ich mnóstwo. Od pary gołębi dreptających na przystanku autobusowym po dzieciaki zasuwające na hulajnodze po parku, tyle w nich radości. Naprawdę nie ma sensu zatruwać sobie życia jakimiś durnymi problemami, które z perspektywy czasu okażą się maleńkie. 

    Też tak macie? Też odczuwacie uciechę, gdy dostrzeżecie coś pogodnego? Jeśli tak, przekażcie tę nowinę dalej, aby innych nawrócić do radości. Jeśli nie, skorzystajcie z mojej metody. Pielęgnujcie uprzejmości, uśmiech innych ludzi, naturę, która nie przestaje zaskakiwać.

     Tak wiele czasu poświęcamy na kłótnie i spory a ciągle tak mało na śmiech i radość. Spróbuj to u siebie zrównoważyć. Podziel się swoimi „małymi rzeczami”, dzięki którym na Twojej twarzy pojawia się uśmiech. Zachęcam do umieszczenia ich w komentarzu pod tym postem na grupie „Kobieta warta milion” na facebooku. Dołącz do grupy i komentuj. Może zainspirujesz inne kobiety do radości, może którejś pomożesz w trudnej chwili. Z góry dziękuję☺

  • NIE JESTEŚ NICZYJĄ WŁASNOŚCIĄ

    Za każdym razem, kiedy pojawia się w mojej głowie ciężki jak głaz temat , zabieram się w ślimaczym tempie do jego zapisania. Tak było i tym razem. Ale stawiłam mu czoła  bo nie poddaję się swoim lękom. 

    Przemoc.

      Szlag mnie trafia jak tylko słyszę to słowo. Nie dowierzam, że ciągle i ciągle jest ono żywe i ma miejsce w życiu kobiet. Przeraża mnie szczególnie fakt ukrywania tego zjawiska, bo wtedy jesteśmy pozbawieni szansy pomocy ofiarom takiego traktowania. Dopóki kobiety nie otworzą się na innych, dopóki nie wyślą jakiegoś sygnału na zewnątrz, są skazane na życie u boku swojego oprawcy. 

    Rozmawiając  z kobietami, które uwolniły się z takiego koszmaru doszłam do wniosku, że tak naprawdę to one chciały pomocy z zewnątrz, ale w nią nie wierzyły. Chciały, ale nie pokazywały swojego problemu. To takie zaskakujące, że aby otrzymać pomoc trzeba o nią poprosić. Nikt nie ma prawa jej oczekiwać bazując na tym, że ktoś się „ domyśli”. Jeśli kobieta latami żyje u boku kata tolerując jego zachowanie, tuszując kolejny i kolejny raz siniaki i usprawiedliwiając jego zachowanie miliony razy przed bliskimi nie daje sygnałów, że jej się to nie podoba. Skoro tak, to jak jej pomóc? Jak wyciągnąć rękę?

    71248334_525484708278706_7911996883617185792_n

    Te kobiety nie wierzyły w to, że mogłoby się udać cokolwiek, wierzyły za to, że znalazły się w sytuacji bez wyjścia. Nawet gdyby powiedziały co tak naprawdę działo się w ich domu to  nie znalazłby się nikt kto mógłby im pomóc. Wszystkie natomiast potrzebowały „momentu”, „impulsu”, dzięki któremu dotarło do nich jak są traktowane. Taki „moment” u różnych kobiet może wyglądać inaczej ale zazwyczaj jest to doprowadzenie do skraju jej wytrzymałości. 

    Jak ważny jest ten pierwszy krok, wiedzą te wszystkie spośród   Was, które tego dokonały. Dokonały a nie „udało im się” ponieważ to się samo nie udaje, nad tym trzeba pracować. Ten krok nie był prosty, ale wykonalny. I to jest podstawą do działania dla tych, które ciągle jeszcze tej wiary nie odnalazły. Dla jednych pierwszym krokiem było powiedzenie przyjaciółce, że jesteś bita, maltretowana i poniżana, dla innych to był telefon na niebieską linię, albo po prostu przyznanie się do tego przed samą sobą.

    Kiedyś jedna znana polska aktorka powiedziała w wywiadzie że była od lat bita przez męża bo mu na to pozwalała. Wychodząc na scenę była „kimś” a w domu „nikim”. Miała tak niskie poczucie własnej wartości, że stawała się „dywanikiem pod jego stopami”. Przerażające prawda? Przerażające bo widząc ją w kinie, na scenie odnoszę wrażenie, że to silna kobieta, której nikt nie podskoczy. A z jej ust słyszę takie rzeczy. Zaskakujące. Tak samo zaskakujące jak to, że Ty też może jesteś silna, twarda babka a ktoś Cię poniża i traktuje poniżej Twojej wartości.

    Nie muszę Wam mówić, że to zjawisko dotyczy każdego środowiska, każdej kobiety, zarówno krawcowej, kucharki, nauczycielki, aktorki czy terapeutki. Ani wykształcenie ani pochodzenie nie ma tu żadnego znaczenia. Dlatego obojętnie jaki zawód wykonujesz, skąd pochodzisz, jakim majątkiem dysponujesz byłaś, jesteś lub możesz być  kobietą narażoną na przemoc domową.

    Jedną z metod zapobiegania  takiemu zjawisku jest budowanie  poczucia własnej wartości. Dlatego tak drążę ten temat ciągle i ciągle bo uważam go za podstawę radzenia sobie z problemami tego świata.   Kiedy kobieta zdaje sobie sprawę z tego jakie są jej słabe i mocne strony, kiedy dostrzeże swoją siłę, szansa „przyzwolenia” na takie sytuacje będzie mniejsza. Głęboko w to wierzę.  

    Czytając  artykuły dotyczące drugiej strony medalu, czyli przemocowych  mężczyzn, dostrzegłam jak sami przyznają się do tego, że są żądni władzy nad kobietą. Do aktów przemocy jest im potrzebna bezsilność, strach i uzależnienie swojej partnerki. Zdają sobie sprawę, że taka kobieta jest na niego skazana, że nie ma dokąd pójść i że musi żyć na jego warunkach bo sama nie jest w stanie utrzymać się finansowo. 

    Tacy mężczyźni mają przed sobą  obraz kobiety słabej, zależnej finansowo, nieświadomej i czasem ciągle kochającej. Skoro odwieczny problem  przemocowych mężczyzn nie znika właściwie na całym świecie i skoro żadne rządy i ustawy nie są w stanie tego zlikwidować, to kobietom pozostaje praca nad sobą. Jedynie tutaj widzę ratunek dla NAS samych. Praca nad swoją niezależnością, dokształcanie się, czytanie rozwojowych książek, udział w grupach wsparcia, asertywność i mówienie o swoich oczekiwaniach, problemach , wartościach, stawiane jasnych granic powinny być dekalogiem współczesnej kobiety. Nikt nie jest w Twoim życiu tak ważny jak Ty sama. Dbając o siebie dbasz o wszystkich, których kochasz, którzy są dla Ciebie ważni. I to dbanie dotyczy zarówno zewnętrzej strony jak i Twojego wnętrza. To co na zewnątrz może być maską, ale to co nosisz w sercu jest niezakrywalne. Dbanie o siebie to troska, szacunek i odpowiedzialność za siebie samą. Taka kobieta jak Ty nie może sobie pozwolić, żeby ktokolwiek w jakikolwiek sposób Cię ranił czy to słowem czy pięścią.  Nie pozwól na to! Wiem, że jesteś świadoma i mądra skoro tu zaglądasz, czy zatem zgodzisz się na używanie przemocy wobec Twojego dziecka??? Ty też jesteś czyimś dzieckiem i to Ty masz prawo do decydowania o sobie i o tym jak Cię traktuje drugi człowiek.

    Nikt nie ma prawa krzywdzić drugiej osoby, nikt nie ma prawa jej obrażać, nikt nie jest niczyją własnością. Trzeba o tym pamiętać i głośno mówić!!

  • NORMALNA PRACA

    Iwonka jest konsultantką  w firmie kosmetycznej, właściwie to czego w tej firmie nie ma , od kosmetyków poprzez biżuterię aż po parasolki. Pracuje w tej firmie od lat kilku i bardzo to lubi. Jest piękna, zgrabna i zawsze jak proponuje mi jakiś kosmetyk głęboko wierzę , że jak go użyję będę wyglądać tak jak ona. Jej dochody nie są dużo większe od najniższej krajowej i to jest ziarno, które rozsiało w jej głowie zamęt. Mąż, teściowa, sąsiadka … z wielu stron czuje krytykę, z wielu nawet ją słyszy. Że „ normalną pracę” powinna sobie znaleźć a nie po domach łazi, że zamiast pisać posty na osiem godzin by poszła do roboty i co miesiąc kasa na koncie, że po co ona się denerwuje czy cel miesięczny osiągnie zamiast cv po firmach rozsyłać.” Normalnej pracy” szukać powinna. Oni wiedzą co ona powinna. Bo oni wiedzą lepiej.

    Pytam Iwonkę czy lubi tę pracę, no lubi. Więc po co te wątpliwości w jej głowie? Ano po to, żeby zadowolić innych, żeby inni dali jej spokój. Prawdą jest to, że na jej półce w łazience kosmetyki się zagęszczają bo nie na wszystkie jest klient. Prawdą jest to, że konkurencja wśród sprzedających ogromna i dyskonty przejęły stery. Prawdą jest to, że czasami ma doła bo jej praca nie pokrywa się z profitami.  Ale ona ją lubi!!!!!! Na samą myśl o zmianie pracy zmieniają się również  rysy na jej twarzy i łzy w oczach pojawiają. No ludzieeeee!! Po co ?- Ja się pytam. Skoro kobieta lubi to co robi to zamiast ją krytykować za wybór pracy trzeba ją zmotywować do dalszego działania, trzeba podpowiedzieć jakieś nowe rozwiązania. Czyż nie przyjemniej się patrzy na taką radosną Iwonkę?

    Czymże jest „normalna praca”??? Ośmiogodzinnym trybem za stertą papierów w biurze.  Dżizas!!!!!!!

    Jakiś czas temu  miałam wątpliwą przyjemność stać w długiej kolejce na poczcie bez klimatyzacji przy trzydziestostopniowym upale. Abstrahując od doznań zapachowych interesantów skupiłam się na pani w tzw. okienku. Powiem Wam tragedia, ja rozumiem, że i ona może powiedzieć że swoją pracę lubi, jednak nic co było do zauważenia gołym okiem na to nie wskazywało. Zmęczona twarz, zmęczone dłonie i w ogóle cała zmęczona, ton opryskliwy i na świat cały obrażony, a i umiejętności obsługi sprzętu dla mnie laika wątpliwe. Pech chciał, że drukarka nawaliła na co pani zupełnie alternatywy nie miała. Nie spodziewałam się przeprosin za czekanie 40 minut w kolejce, bo to przecież sprzęt nawalił a nie ona, ale jakiś uśmiech byłby wskazany, delikatny chociaż ruch w kąciku ust.

    Czy to jest dla tej pani „normalna praca”? Moja wyobraźnia dopisała już scenariusz wracającej „pani z okienka” do domu z siatami zakupów zrobionych po drodze, zmęczonej pracą, drogą, wszystkim, i równie gburowato odnoszącej się do domowników. Przepraszam wszystkie panie z poczty bo to nie dotyczy ogółu, ale to moje subiektywne spostrzeżenie i moje subiektywne wyobrażenie. Znam cudowne panie urzędniczki uśmiechnięte, życzliwe nawet w obliczu peerelowskiego sprzętu w urzędzie. Pytanie mam …czy to jest ta tzw. normalna praca??? Dla jednej pani tak a dla Iwonki nie. I ona do cholery ma prawo tak uważać!!

    Trener personalny, albo coach… to dopiero wzbudza komentarze wśród znajomych, sąsiadek cioć i teściowych. Co to w ogóle za zawód jest??? Co to za praca??? Czy ona nie może sobie „normalnej pracy” znaleźć? Są wśród czytających kobiety, które korzystały lub nadal korzystają z pomocy takiego coacha, którym świat zmienił się na lepsze pracując z nim, dlatego nie muszę pisać jak cenny jest to zawód i jak wiele dobrego wnosi w nasze życie. W moje na pewno.

    Ale czy to na pewno „normalna praca”?? Przecież tak gada do tych ludzi, słucha, co to w ogóle jest za praca, jak z tego żyć??? No powiem Wam, że można…. Ha ha ha(długi śmiech). 

    Twoja praca, zajęcie, projekt, powołanie, cokolwiek by to nie było, nie jest dla innych, jest dla Ciebie. I nikomu nie dawaj prawa do oceniania lub krytykowania swojej pracy. Nie możesz swojego zawodowego życia ustawiać pod innych. Twoja praca nie może być frustrująca i sprawiająca przykrość. Ja wiem, że nie każdy i nie codziennie będzie chodził do pracy podśpiewując z radości „hej ho, hej ho do pracy by się szło”, nie codziennie będzie w naszej głowie afirmacja „och jaką ja mam super pracę, jak ja lubię do niej chodzić!!”. Oczywiście, że nie. Sama też mam takie dni, że najlepiej to bym urlop na żądanie wzięła. To akurat uważam za „normalne”. Ale na miłość boską, jeśli miałabym każdego dnia w szarym nastroju do niej wyruszać, jeśli nie czułabym radości, że robię coś fajnego, że się wypalam, nudzę i nie rozwijam to sorry memory ale  to nie dla mnie i dla Was chyba też nie. Jeśli natomiast lubicie swoją pracę tak jak Iwonka, jeśli sprawia Wam ona radość to super!!! Tak powinno być. Nie ważne co na to mąż, teściowa, koleżanka. Nie ważne, że komuś nie odpowiada stan Twojego konta skoro Tobie odpowiada, to przecież Twoje konto. To Twoja praca, Twoje życie, nie skupiaj się na ich komentowaniu tylko przełóż to na działanie. 

    Jeśli stoisz po tej drugiej stronie barykady, czyli to Ty krytykujesz koleżankę, bratową czy kuzynkę, że co ona w ogóle w tym życiu robi, wzięłaby się za „normalna pracę” to apeluję ZMIEŃ SIĘ KOBIETO!!!! Zajmij się swoim życiem, swoją pracą i daj spokój innym. Jeśli nie dajesz rady cieszyć się czyimś szczęściem, zadowoleniem i spełnieniem to chociaż odpuść sobie syczące docinki. 

     Pojawiło się w ostatnich latach tyle możliwości zawodowych dla kobiet, tyle nowych zajęć i zawodów, że niektórzy po prostu nie nadążają za tymi zmianami, ale skoro Ty nadążasz i znalazłaś dla siebie swoje miejsce to gratuluję i trzymam kciuki.  Jeśli Twoja praca sprawia ci radość to znaczy, że jest „normalna”, nie ważne co mówią inni, normalna praca jest wtedy normalna kiedy Ty tak uważasz  ale fajny wniosek mi się wykluł ☺Pozdrawiam.