Wymarzony prezent
Jestem bardzo ciekawa jakie są Wasze wymarzone prezenty? Czy to drogocenne klejnoty czy może piękna skórzana torebka? Każda z nas potrzebuje przecież czegoś innego. Każda ma inne marzenia. Ostatnio w gronie znajomych podjęliśmy ten temat i większość miała problem z wymyśleniem prezentu dla swojej najbliższej osoby. Bo ona „wszystko już ma”. Jeśli wszystko, to rzeczywiście jest problem. Tylko czy na pewno wszystko?? Żyjąc z kimś, mieszkając, powinniśmy znać bliskie nam osoby i wiedzieć jakie mają potrzeby i marzenia. Święta na szczęście nie nadchodzą znienacka, można się do nich przygotować. Do tego Was dzisiaj namawiam, może zbyt późno, ale temat świąt zwykle pojawia się tuż przed 😊. Spróbujmy bardziej niż zwykle skupić się na tych jedynych w swoim rodzaju prezentach, na osobach, którym je ofiarujemy. Postarajmy się bardziej niż zazwyczaj dobrać prezenty do osobowości, do danego czasu, do zainteresowań. To takie piękne jak ktoś poświęca czas na poszukiwanie prezentów, na podstępne uzyskiwanie informacji co byśmy chcieli dostać. Na tym polegają moim zdaniem świąteczne niespodzianki. Poczujmy się ważni i sprawmy aby inni też się tak samo poczuli. Tym bardziej, że w obecnych czasach jest tyle możliwości. Wśród prezentów mogą pojawić się rzeczy materialne, karty podarunkowe, vouchery, ewentualnie pieniądze, lub ręcznie i samodzielnie wykonane niespodzianki. W inspiracji na pewno pomoże nam internet, ale też rozmowa z bliskimi. Pamiętam jaki piękny prezent dostałam kiedyś pod choinkę od przyjaciela, który zakodował sobie w głowie rozmowę na temat Dziennika Coachingowego. Był dla mnie zbyt drogi, żeby samej sobie kupić. Mówiłam jak bardzo chciałabym go mieć, jak bardzo jestem ciekawa jaki ma wpływ na organizację życia. Po pół roku otrzymałam go w pięknym opakowaniu. Nie wiem co było dla mnie ważniejsze, ten dziennik czy to, że ktoś słuchał i pamiętał 😊
Ubierz swoje życie w słowa
Mówić, pisać, rysować, malować…cokolwiek robić,, ale ubrać to w jakieś słowa. To jest zadanie konieczne do tego, aby sobie pomóc. Być może samo powiedzenie do odbicia w lustrze będzie pomocne, bo uświadamia nam jaki mamy problem, że w ogóle go mamy. Napisanie na kartce papieru tego co nas boli, czego byśmy chciały, jak nie chcemy żyć, jak chcemy, to też jest forma ubrania w słowa problemu. Dla mnie powiedzenie sobie samej a potem drugiej osobie, trzeciej i kolejnej uświadomiło mi gdzie w życiu się znajduję a gdzie chciałabym się znaleźć. Było to dla mnie pierwszym krokiem do zauważenia problemu. Duszenie w sobie wszelkich złych emocji, złych nawyków, ciszy w eterze, popłakiwania w poduszkę to nie prowadzi do lepszej zmiany a jedynie przedłuża agonię. Ja w takim agonalnym stanie nie chciałam żyć i dlatego wiedziałam, że coś muszę z tym zrobić. Dziś wiem jak daleko jestem od tego punktu, dlatego dzieląc się z Wami moimi spostrzeżeniami mam głęboką wiarę w te metody, które nie są kosztowne, nie są nierealne a prowadzą ku zmianie i rozwojowi. Jak trudne jest ubranie w słowa swoich problemów wiedzą te wszystkie z Was, które są jeszcze na etapie „co słychać? – wszystko dobrze”. A tak naprawdę znajdują się w czarnej d.. Jeśli myślicie, że ja oczekiwałam pomocy od tych, przed którymi się otworzyłam to tak, macie rację, ale nie pomogli mi w jakiś fizyczny sposób. Pomogli tym, że byli. Wysłuchali, a ja siebie sama, słyszałam przy okazji. I usłyszałam. I dotarło. Moja propozycja na dziś dla Was nie jest skomplikowana. Wystarczy po prostu otworzyć usta i powiedzieć do samej siebie co ci się w Twoim życiu podoba, co nie.
Skąd szef może wiedzieć, że masz jakieś roszczenia skoro o nich nie mówisz, jesteś ciągle uśmiechnięta, chętna do pracy i na pytanie czy wszystko w porządku, za każdym razem odpowiadasz, że oczywiście. Skąd mąż ma wiedzieć, że jesteś nie zadowolona z kolejnego nietrafionego prezentu skoro udajesz, że się cieszysz i dziękujesz pięciokrotnie. To takie prozaiczne przykłady, ale to samo dotyczy sytuacji bardziej kryzysowych, jak przemoc, brak miłości, pętla kredytowa czy poważna choroba. Nie mówiąc nic nikomu nie pomagamy sobie a jedynie przedłużamy ten tragiczny stan.
Takie to banalne a jakie trudne. Myślałam, że moje życie to moja sprawa. Radości i problemy przeżywałam w swojej głowie, sama ze sobą. Problemy szczególnie. Z ogromną pieczołowitością dbałam o swoją tzw. prywatność. Zamiatałam pod prywatny dywan kłopoty, rozterki, bolączki. Dziś wiem, że nie tędy droga. Nikt nie widział problemu bo ja go nie pokazywałam. Nikt nie sądził, że coś jest „nie tak” bo wszystko było na „tak”. I stał się cud. Cud zwany REAKCJĄ. Ta reakcja była odpowiedzią na moje wołanie, na moje prośby i na moje błagalne spojrzenia. Podkreślam MOJE nie bez powodu. Nikt mojego życia nie ubierze w słowa jak ja sama. Nie dziwię się kiedy słyszę, że ludzie się nie rozumieją i nie pomagają nawzajem. Często się po prostu nie słuchają, nie mówią. Nie od dziś wiadomo, że jeśli nie wyartykułujemy swoich myśli nikt się nie domyśli. Oczywiście można znać się jak „łyse konie” i wiedzieć o sobie wszystko, ale nawet wtedy nie mamy stuprocentowej pewności, że będziemy się zawsze i wszędzie doskonale rozumieć. Znam takie małżeństwa, przyjaźnie, w których ludzie znali się „na wylot” a jednak coś pękło, gdzieś nie zatrybiło i runęło.