• Ona temu winna

    Czy u podstaw wszystkiego, co nas w życiu spotyka leży dzieciństwo, wychowanie, nasi bliscy? Chciałabym być oryginalna, ale chyba się nie da. Gdzieś jest ten początek każdego z nas, ta glina, z której jesteśmy ulepieni lub bardziej precyzyjnie, ktoś nas z niej ulepił. No właśnie. KTOŚ. Ten „ktoś” rzadko bywa w jednej osobie. „Ktosiów” zazwyczaj bywa wielu. To rodzice, rodzeństwo, bliższa lub dalsza rodzina, sąsiedzi, znajomi, nauczyciele. Widziani oczami dziecka najczęściej jako starsi, bardziej doświadczeni i mądrzejsi.  To oni swoimi dłońmi formują tę glinę tak jak chcą, jak umieją, jak uważają, że powinno to wyglądać. Jedni bardziej, inni mniej świadomie. Chociaż wydaje mi się, że zazwyczaj to takie bezmyślne i automatyczne lepienie z małego człowieczka dużej, dorosłej istoty.

    1619331181804

    „Ktosiowie” byli wcześniej też przez kogoś uformowani i można by tak się cofać i cofać i dojść do epoki kamienia łupanego, czy jak kto woli do momentu powstania tego świata. Wśród „ktosiów”, szczególnie w naszym kraju, ogromny, ogromniasty wręcz wpływ na formowanie miał i ma nadal szeroko rozumiany kościół. I nie myślcie sobie, że jestem kolejną kobieta atakującą kościół, wrodzona inteligencja mi na to nie pozwala. Stoję bardziej w roli obserwatora aniżeli agresora. Nie zaprzeczy przecież nikt, że to dzięki kościołowi obraz grzesznej Ewy postawił kobietę w miejscu, w którym stanęła na wieki. Jak posąg, jak obraz, jak ikona grzechu. Wiem, że się to zmienia ku mojej uciesze, ale ciągle jeszcze to „brzemię jabłka” spoczywa na kobiecie. To kobieta skusiła mężczyznę, to kobieta sprowokowała gwałciciela zbyt krótką spódniczką. To kobieta jest winna, że jej dziecko jest nadpobudliwe. To kobieta jest winna, że mąż ją zdradzał. To kobieta się „puściła”, nie mężczyzna, tylko ona. To niech teraz nie marudzi o aborcji, niech rodzi. Co z tego, że śmiertelnie chore dziecko? Niech rodzi, sama chciała. Ona temu winna.. Wiem, że uogólniam, ale wiem też, że prawdopodobnie nie znajdzie się wśród Was taka, która choć raz nie słyszała tego typu tekstów. Jest ciągle tak wiele sytuacji w których obwinia się kobiety, że do takiego uogólniania daję sobie prawo.

    1619331237590

     

    To obwinianie jest cholernie krzywdzące. Okrywa bowiem winą każdy kobiecy czyn, ale także zasiewa ziarno winy podczas formowania z tej gliny w okresie dziecięcym. I taka kobieta niesie winę na plecach razem z innymi cechami, dziedziczonymi w sposób  nienaturalny. To jest chore, chore podwójnie. Po pierwsze społeczeństwo ocenia kobietę jako winną, po drugie podlewa to ziarno tak długo, aż ona sama POCZUJE się winna. Tak naprawdę, całą sobą winna. Czyż to nie krzywdzące? Czyż nie daje pozwolenia na wyrządzanie kobiecie krzywd wszelakich – bo „wolno”, bo „sama chciała”, bo „nic nie mówiła”.

    Kobiety są ciągle zniewolone przez stereotypy, a te pielęgnowane przez społeczeństwo latami. Zniewolone fizycznie ale przede wszystkim psychicznie. Boją się odezwać, zbuntować, wstydzą się, że dzieje im się krzywda, że  pozwalają w ogóle na taki stan rzeczy. Czują żal i frustrację. Nie wiedzą , że tak być nie musi, a jeśli wiedzą to mają problem ze zmianą. Ja wiem, jak wiele artykułów o tym napisano, wiem ile jest programów, podcastów i książek. Ja to wszystko wiem i Wy pewnie też. To co w nas dobre i złe, co chore i zdrowe jest częścią stereotypów i wzorców czerpanych ze środowiska, w którym przebywałyśmy. Wiecie prawda? A mimo to obwinianie towarzyszy nam na prawdę często.  W wielu sytuacjach czujemy się winne. Że oddałyśmy rodziców do domu opieki, że nie karmiłyśmy dziecka piersią, że rodziłyśmy przez cesarkę, że zapomniałyśmy odebrać dziecko z przedszkola, że jesteśmy złymi matkami, żonami, synowymi…bla, bla, bla Skąd to wiemy? Bo się nam to oznajmia. Tak wyraźnie.. słowami, słyszymy, czujemy, aż w końcu same tak myślimy.

    Sukcesem będzie ucieczka od takiego myślenia. Tylko jak to zrobić? 

    1619331258693

    Jeśli jesteście ze mną od początku to wiecie, że odpowiedź jest prosta. Trzeba zacząć od pracy nad poczuciem swojej wartości. To ona stoi na straży  granic naszej, tak zwanej, wytrzymałości. To wcale nie jest takie trudne. Zdecydowanie łatwiejsze niż znoszenie upokorzeń, poniżania czy wręcz okładania pięściami. Jeśli kobiety mają siłę na walkę z wieloma wrogami dookoła siebie to znajdą też siłę na to,  aby popracować nad sobą. Jestem tego pewna. Przecież to my ustalamy swoje granice, to my reżyserujemy swoje życie. I to życie tylko do nas należy, nikt go za nas nie przeżyje. Nie musi być wypełnione cierpieniem i poświeceniem się ludzkości. I my naprawdę nie musimy się na to godzić, ale też nie mamy PRAWA nikomu takiego życia układać. Jesteśmy dorosłe, i my też stanowimy część tego społeczeństwa, o którym pisałam. Mamy więc wpływ na innych. Warto się nad tym zastanowić oceniając kogoś, patrząc znacząco, obgadując. Warto przejąć odpowiedzialność za rolę, taką naprawdę ważną rolę, którą w życiu gramy. Warto odpowiedzieć sobie na pytanie czy ja chcę być taka jak „ktosiowie” ? Czy ja chcę lepić z gliny kolejne i kolejne pokolenia? Czy ja chcę mieć wpływ na poczucie winy innych kobiet lub ich brak? I czy będę to robić świadomie? Zostawię Was z tymi pytaniami. Przyznam się tylko, że ja wiem, że mam taki wpływ i wiem, że ręce gliną ubrudziłam i będę brudzić nadal. Dla Was i dla samej siebie. Zdecydowanie bardzo świadomie.

    Dziękuję Małgosi Kowalczyk za piękne zdjęcia, łagodzące trochę ciężki temat 😊

  • Wojna o okna

    „Kiedyś było jakoś inaczej, lepiej, teraz byłam sama na święta” – tak mówi do mnie starsza pani, której dzieci i wnuki rozjechane po całym świecie, cieszą się życiem, cieszą się każdym wolnym dniem od pracy. Czy to źle? Czy nie powinno tak być? A jak powinno? Czy w ogóle można dziś mówić o czymś, że się powinno lub nie powinno. Kiedyś rzeczywiście było inaczej. Wszyscy byliśmy podobni, wszyscy mieliśmy takie same lub podobne możliwości, zasoby, wzorce. Ale to było kiedyś. Dziś jest już trochę inny świat. Świat, który otwiera się na ludzi, na nas, na kobiety. Mamy prawo wyboru, mamy możliwości poznania, tego, co jeszcze kilka lat temu było czymś niemożliwym do doznania. Mamy również prawo do spędzania każdych świąt w taki sposób, w jaki chcemy. I dobrze, żebyśmy były tego świadome. Kobiety są ciągle jeszcze takimi strażniczkami domowego ogniska, które nie zaopiekowane wygaśnie. A przynajmniej tak się tym kobietom wydaje. Otóż nie, nie wygaśnie. Nic się nie stanie jeśli któregoś pięknego dnia taka kobieta powie „nie”. Nie będzie myła okien na święta, nie będzie szorowała podłóg ani mieliła trzykrotnie twarogu. Powie „nie” na kolejny ”spęd” rodzinny i spotkanie z ciotkami, z którymi wcale nie ma przyjemności się potkać. W zamian za to kupi bilet na Malediwy, Wyspy Kanaryjskie czy inne Seszela. I będzie się świetnie bawiła na plaży. Czemu? Bo ma wybór. Oczywiście będzie czuła na plecach ten zły oddech, usilnie powtarzający, że nie wypada, że „jak to?”. Przecież te cholerne okna trzeba, po prostu trzeba umyć. I kolejna część dialogu z tym złym oddechem należy już do nas. To od nas zależy w jaki sposób zareagujemy na taki oddech, czy wejdziemy w długą i bezsensowną dyskusję, czy ulegniemy i postawimy siebie w pozycji pokornego dziecka, czy też zlekceważymy zarzuty i zobaczymy swoje zdanie ponad innymi. Można się tego nauczyć.

    1618170808542

     Dla mnie święta dzisiaj to po prostu radość, szczęście , spokój. Czyli wszystko to, co w życiu ważne. I takich świąt, kolejnych i kolejnych chcę życzyć wszystkim kobietom. Aby robić to, co daje szczęście. Aby być z ludźmi, którzy dają szczęście. Bez względu na to, jak je spędzamy  i gdzie. Czy to jest dom rodzinny, świątynia, czy plaża to miejsce też POWINNO dawać nam szczęście. Najgorsze jest bowiem zmuszanie się do czegokolwiek.

    Pamiętam takie święta, przed którymi wypruwałam sobie żyły, żeby wszystkie tradycyjne potrawy lądowały na stole i nie było mowy o korzystaniu z cateringu. Pamiętam rozmowy o myciu okien i to obowiązkowym bo inaczej święta to nie święta. I pamiętam, że nie byłam wtedy szczęśliwa. Ale znam też kobiety, które są przy tym bardzo szczęśliwe i jak tylko zaczynają cały przedświąteczny festiwal, to są w swoim żywiole. Cudownie. Jeśli tylko to lubią, jeśli tylko są przy tym szczęśliwe to jestem ZA. Nie oceniam, nie krytykuję, nie wyśmiewam. I tego samego oczekuję od innych kobiet. Zrozumienia. Jest nas tak wiele i tak wiele mamy priorytetów. Nie można oceniać siebie nawzajem bo zwariujemy. A przecież zwykłe przyjęcie do wiadomości INNOŚCI jest takie proste i oczywiste. Na dziesięć kobiet jedna będzie świętowała cały wielki tydzień z wiernymi w kościele, druga biegała po sklepach i szukała prezentów dla najbliższych, trzecia robiła generalne porządki w całym domu, czwarta będzie wybierała strój kąpielowy, żeby czuć się cudownie na upalnej plaży na drugim końcu świata. Wiecie jak to się nazywa? WOLNOŚĆ, WYBÓR, czy to jest złe? Prosta odpowiedź i bezdyskusyjna – NIE. Skoro mamy wybór to należy brać pod uwagę, że jakiegoś dokonamy. Na tym polega ten dzisiejszy świat, dzisiejsza decyzyjność. Jeśli którakolwiek z Was ma z tym problem to koniecznie trzeba nad sobą popracować, jeśli ktoś z naszego otoczenia ma z tym problem możemy mu wytłumaczyć, pomóc, porozmawiać, ale reszta też zależy od pracy nad sobą, nad „jego” sobą. Dobrze to wiedzieć, dobrze sobie to uświadomić, bo takie biczujące podejście do samej siebie prowadzi do frustracji, do obwiniania siebie samej, do powstawania konfliktów. Uświadomienie sobie, że człowiek potrzebuje zmiany, inności jest czymś uwaga, uwaga… normalnym. Dlatego nie ma powodu do biczowania siebie.  To nic dobrego nie przynosi. Traktowanie siebie dobrze, tak po prostu dobrze przynosi za to najcenniejszy skarb, jaki możemy sobie wyobrazić – SZCZĘŚCIE.

    Dużo szczęścia kobiety !!!