• Sprawczość

    Dzięki temu, że do Was piszę też mam sprawczość nad swoimi słowami. Jako kobieta świadoma, mająca wpływ na swoją rzeczywistość wiem jakie są moje wartości, wiem ku jakiej przyszłości chcę zmierzać i wiem jaką misję chcę głosić. Dopóki tego nie wiedziałam płynęłam z nurtem. Jestem przekonana, że dopóki z pełną świadomością nie stwierdzimy czego chcemy, co chcemy robić, po co chcemy to robić…nie zrobimy nic. Owszem będziemy żyć, wypełniać swoje obowiązki, jakieś zwykłe czynności dnia codziennego, ale bez przekonania o swojej sprawczości.

87864304_620945808744591_1534491566029144064_n

Odnalezienie własnych wartości nie jest proste, mi zajęło to naprawdę dużo czasu. Ale z całą odpowiedzialnością mogę stwierdzić, że bez tego moje życie i życie wielu kobiet nie ma sensu. Oczywiście każdy człowiek powinien mieć tego świadomość, mi na sercu leży szczególnie los kobiet i do nich piszę. Kobieta musi być świadoma swojej wartości, musi mieć świadomość czego chce, musi czuć się ważna i sprawcza. Musi i basta!! Kiedyś usłyszałam na jakimś spotkaniu „nie, nic nie musi”. Nie zgadzam się z tym. Musi, bo jeśli tego nie zrobi ktoś inny zrobi to za nią. A na to mojej zgody nie ma. Sprawczość rozumiem jako kontrolę nad swoim życiem, jako decyzyjność swoich działań. Jeśli kobiecie sprawczości zabraknie ktoś inny sprawczość będzie miał nad nią. Jestem pewna że te kobiety, które doszły do podobnych wniosków zgodzą się ze mną, że dopóki kobieta nie ma wpływu na swoje decyzje, dopóki nie zauważy w sobie wartościowego człowieka, jest skazana na układanie swojego życia przez innych. Nie godzę się na to, nie zgadzaj się i Ty!!! Bądź sprawcza. Miej świadomość czego chcesz!! Nie pozwól, aby ktoś inny układał Ci życie!! Owszem można słuchać porad, jak najbardziej jest to wskazane, ale nie bądź marionetką. Wiesz przecież tak samo jak ja, że prowadzi to do ruiny Twojej kobiecości. Doprowadziło przecież te wszystkie kobiety, o których pisałam wyżej. One sprawczości nie posiadały, ja jej nie posiadałam. Dziś świadomość kobiet jest nieporównywalnie większa niż dwadzieścia lat temu. Dziś masz gotowe rozwiązania wyłożone na tacy. Dziś  masz większe pole do samorozwoju i możliwość spełniania swoich marzeń. Dziś jest Twój czas. Dziś możesz być sprawcza, bo wiesz co to znaczy. Zastanowienie się nad swoim życiem i przeobrażenie go w takie jakie chcesz wieść, nie zajmie ci wiele czasu, ale rezultaty są naprawdę ogromne. Pomyśl dzisiaj na spokojnie czy Ty masz sprawczość nad swoim zżyciem, czy Ty o nim możesz samodzielnie decydować, czy coś Cię blokuje. I jak się z tym czujesz. Czy jesteś szczęśliwa i spełniona, czy raczej czujesz się zniewolona. Tylko Ty sama uczciwie możesz sobie te pytania odpowiedzieć. Wyciągnij wnioski, zrób sobie rachunek sumienia, rachunek swojego życia i nie pozwól aby brak sprawczości pojawiał się w co drugim zdaniu opisującym Twoje życie. Do dzieła kobieto!!

88010349_614940452422062_5424570336530137088_n

Pisanie jest dla mnie jak rozmowa z przyjacielem. Chociaż chyba bardziej jak monolog 😊 mogę przekazać bowiem wszystko, co tylko chcę i wiem, że spotkam się ze zrozumieniem 😊Przelewanie moich myśli, doświadczeń, refleksji oraz słów, które słyszę od innych to dla mnie bardzo ważny element mojego życia. Dodatkowo przyczynia się ono do zastanowienia się osoby, która jest potencjalnym czytelnikiem. Nad sobą, nad swoim życiem. Moc słowa ma to do siebie, że dociera do ludzi, o których istnieniu nawet nie wiemy. To cudowne narzędzie, jakim jest internet pomogło mi w odnalezieniu swojej ścieżki. Ach, jakie to ważne, aby wiedzieć gdzie chcemy iść. Pamiętam jak kończąc szkołę podstawową musiałam, jak inne dzieciaki, podjąć decyzję o swojej przyszłości. Odpowiedzieć na pytanie dorosłych „Kim chcesz być? Co chcesz robić?”. Już wtedy czułam, że to żałosne, aby podejmować tego typu decyzje, mając mleko pod nosem. Jak wiele kobiet mijam na ulicy, spotykam w pracy, ile z nich ma wypisaną na twarzy życiową porażkę. Jak wielu kobietom to życie nie ułożyło się tak jak chciały. Miały plany, marzenia, wizje bycia księżniczką, wizje księcia na białym koniu, który zawiezie ją ku piękniejszemu życiu. Tak mało znam takich, które swoje życie ułożyły w swego rodzaju układankę i dziś mogą powiedzieć „ tak, jestem ze swojego życia zadowolona, bo zrealizowałam wszystko, tak jak chciałam”. Ale znam. Podziwiam, zazdroszczę, tak zazdroszczę, nie wstydzę się tego słowa. Ja należę do tej większej części kobiet. Do tej, która może podzielić swoje życie na kilka części. Obecnie znajduję się w tej świadomej, zdającej sobie sprawę ze swojej sprawczości nad własnym życiem. Bez rozkminiania tego co minęło, bez skupiania się na porażkach, lecz reagującą na przeszkody automatycznie.

87478776_645254156252205_3639994485691121664_n

Dzięki temu, że do Was piszę też mam sprawczość nad swoimi słowami. Jako kobieta świadoma, mająca wpływ na swoją rzeczywistość wiem jakie są moje wartości, wiem ku jakiej przyszłości chcę zmierzać i wiem jaką misję chcę głosić. Dopóki tego nie wiedziałam płynęłam z nurtem. Jestem przekonana, że dopóki z pełną świadomością nie stwierdzimy czego chcemy, co chcemy robić, po co chcemy to robić…nie zrobimy nic. Owszem będziemy żyć, wypełniać swoje obowiązki, jakieś zwykłe czynności dnia codziennego, ale bez przekonania o swojej sprawczości.

87864304_620945808744591_1534491566029144064_n

Odnalezienie własnych wartości nie jest proste, mi zajęło to naprawdę dużo czasu. Ale z całą odpowiedzialnością mogę stwierdzić, że bez tego moje życie i życie wielu kobiet nie ma sensu. Oczywiście każdy człowiek powinien mieć tego świadomość, mi na sercu leży szczególnie los kobiet i do nich piszę. Kobieta musi być świadoma swojej wartości, musi mieć świadomość czego chce, musi czuć się ważna i sprawcza. Musi i basta!! Kiedyś usłyszałam na jakimś spotkaniu „nie, nic nie musi”. Nie zgadzam się z tym. Musi, bo jeśli tego nie zrobi ktoś inny zrobi to za nią. A na to mojej zgody nie ma. Sprawczość rozumiem jako kontrolę nad swoim życiem, jako decyzyjność swoich działań. Jeśli kobiecie sprawczości zabraknie ktoś inny sprawczość będzie miał nad nią. Jestem pewna że te kobiety, które doszły do podobnych wniosków zgodzą się ze mną, że dopóki kobieta nie ma wpływu na swoje decyzje, dopóki nie zauważy w sobie wartościowego człowieka, jest skazana na układanie swojego życia przez innych. Nie godzę się na to, nie zgadzaj się i Ty!!! Bądź sprawcza. Miej świadomość czego chcesz!! Nie pozwól, aby ktoś inny układał Ci życie!! Owszem można słuchać porad, jak najbardziej jest to wskazane, ale nie bądź marionetką. Wiesz przecież tak samo jak ja, że prowadzi to do ruiny Twojej kobiecości. Doprowadziło przecież te wszystkie kobiety, o których pisałam wyżej. One sprawczości nie posiadały, ja jej nie posiadałam. Dziś świadomość kobiet jest nieporównywalnie większa niż dwadzieścia lat temu. Dziś masz gotowe rozwiązania wyłożone na tacy. Dziś  masz większe pole do samorozwoju i możliwość spełniania swoich marzeń. Dziś jest Twój czas. Dziś możesz być sprawcza, bo wiesz co to znaczy. Zastanowienie się nad swoim życiem i przeobrażenie go w takie jakie chcesz wieść, nie zajmie ci wiele czasu, ale rezultaty są naprawdę ogromne. Pomyśl dzisiaj na spokojnie czy Ty masz sprawczość nad swoim zżyciem, czy Ty o nim możesz samodzielnie decydować, czy coś Cię blokuje. I jak się z tym czujesz. Czy jesteś szczęśliwa i spełniona, czy raczej czujesz się zniewolona. Tylko Ty sama uczciwie możesz sobie te pytania odpowiedzieć. Wyciągnij wnioski, zrób sobie rachunek sumienia, rachunek swojego życia i nie pozwól aby brak sprawczości pojawiał się w co drugim zdaniu opisującym Twoje życie. Do dzieła kobieto!!

88010349_614940452422062_5424570336530137088_n
Czytaj dalej
  • Osobista wojna Basi

    Przeżyła swoją własną „Osobistą wojnę”, po traumie związanej ze śmiercią męża podniosła się z kolan dzięki chęciom do życia i pracy nad sobą. Dziś jest inspiracją dla wielu kobiet, niezwykle ciepła i autentyczna, zbiór wielu kobiecych emocji.  Spotkanie z Basią Grzymkowską – Blok na wrocławskim rynku skłoniło mnie do wielu refleksji, które w wielkim skrócie przekazuję Wam dzisiaj w poniższej rozmowie.

    87043651_189294952293997_4364061233754669056_n

    Monika: Witaj Basiu, o co chodzi z tym uziemianiem?

    Basia: 😊Uziemianie to moje poszukiwanie lekarstwa na choroby, które mam. Po śmierci męża zachorowałam na insulinooporność i endrometriozę, choroby autoagresywne.  Związane było to z silnymi bólami, które potrafiły się utrzymać przez kilka tygodni. Ciągnęły za sobą całą masę problemów codziennego funkcjonowania. Pojawiały się trudności nawet z ubraniem się czy wstaniem z łóżka. Musiałam przejść na dietę, którą ciężko utrzymać przy dzieciach. Któregoś dnia jedna z czytelniczek napisała do mnie, czy słyszałam o czymś takim, jak uziemianie, które ma wiele zalet i obniża stan zapalny w organizmie. No i się zaczęło. Dzisiaj jest to chwila dla mnie, czasem dłuższa latem, a zimą wiadomo trochę krótsza – cztery, pięć minut chodzenia na boso po trawie czy śniegu. Szczególnie w zimie pojawia się skok adrenaliny, szok termiczny, ale też ogromna radość. Dla mnie jest to bezpośredni kontakt z naturą, z przyrodą. Od wiosny do późnej jesieni robię sobie codzienny obchód po moim ogrodzie z kawą w ręku. Jest to taki rodzaj medytacji w ruchu, bardzo relaksujący. Taka sesja, choć czasami krótka, chodzenie po zimnej ziemi powoduje u mnie ciepło, przeszywające całe ciało. Kiedy zaczynałam rok temu uziemianie robiłam to z myślą o złagodzeniu moich stanów zapalnych, które rzeczywiście się zmniejszyły, ale nie pomyślałabym, że będzie miało taki pozytywny wpływ także na moją psychikę. Bóle co prawda nadal są, ale z trzech tygodni przeszłam do pięciu dni w miesiącu. I to jest dla mnie ważne.

    Monika: We wrześniu ubiegłego roku odbyła się premiera Twojej książki „Osobista wojna”, co się zmieniło w Twoim życiu?

    Basia: Zmieniło się na pewno to, że mam niemalże w każdym miejscu w Polsce jakąś koleżankę -czytelniczkę. Piszą do mnie kobiety, że książka im pomaga, że je inspiruje. Spotykam się z nimi, ale tak poza tym, nie zmieniło się wiele.

    87156751_1073929156303525_4452044549346295808_n

    Monika: Czy „Malowane życie”, które teraz piszesz, będzie kontynuacją „Osobistej wojny”?

    Basia: Nie, chociaż wiem, że czytelniczki chciałyby kolejnej części, rozwoju akcji z Bartoszem 😊

    Druga część powstanie, ale zawsze odpowiadam ze śmiechem, że jak ją już „przeżyję” to ją opiszę.  „Malowane życie” to  także będzie historia kobiet. Oczywiście różnych kobiet. Zdarzenia, które się przeplatają i które powiązałam w całość. Osobiście tego nie przeżyłam, ale i tak gdzieś tam jestem. Będzie dużo przyrody, którą kocham. Cała akcja dzieje się w miejscu, w którym spędziłam część dzieciństwa. Ludzie, którzy tam mieszkali i którzy pojawiali się na mojej ścieżce i ich historie -postanowiłam połączyć w jedną całość. To będzie trudna książka. Warsztatowo to dla mnie duże wyzwanie. Ja jako córka nie dostałam wielu słów, moje bohaterki również ich nie używają, mam nadzieję, że w końcu zaczną, że się otworzą.  Mam nadzieję, że będzie w niej dużo emocji, bo zawsze piszę całym sercem budując napięcie emocjonalne. Łatwiej jest pisać o czymś w czym brałam udział, dlatego pisać o czymś czego się nie zaznało to duże wyzwanie.

    Monika: Swoją pierwszą książkę zaczęłaś pisać będąc dzieckiem. Jak zaczęła  się Twoja przygoda z pisaniem?

    Basia: Tak. Miałam dziewięć lat. To był tytuł „Dom porośnięty bluszczem”. Dobry tytuł 😊 Fajny tytuł, może kiedyś powstanie. Absolutnie nie pamiętam o czym była, zapisałam cały zeszyt, nie wiem co się  z nim stało i od tamtej pory nie było nic. Po szkole średniej postanowiłam pójść na polonistykę. Kiedy moja nauczycielka polskiego się o tym dowiedziała, stwierdziła, że nie dam sobie rady, bo polonistyka nie jest dla ludzi, którzy mają styl pensjonarski. Według niej taki właśnie miałam 😊 Dziś dziękuję i jej i  mojemu profesorowi historii literatury w Kolegium Nauczycielskim który,  uwielbiał moje prace, bo twierdził, że czyta się je jak literacki pamiętnik historyczny. To są chyba takie dwie osoby, które miały znaczący wpływ na moje pisanie i podejście do niego.

    Monika: Twoje pisanie wychodzi z Ciebie, z Twoich emocji, zawsze tak było

    Basia: Nie. To się zaczęło po ciąży z bliźniakami, kiedy bardziej weszłam w głąb samej siebie. Pojawiły się różne metody pracy ze sobą- medytacja, uziemianie, góry. Wszystko to co stosowałam, żeby zacząć żyć, powstać z kolan. To wszystko zaczęło działać i spowodowało, że otworzyły się w mojej głowie takie przestrzenie, o których nie miałam pojęcia. Zawsze lubiłam pisać, ale nigdy nie stworzyłam żadnego opowiadania czy wiersza. Prowadziłam bloga, który najpierw miał być stroną poświęconą kwiatom czyli temu czym się wówczas zajmowałam. Ten blog zaczął się zmieniać tak samo, jak ja się na przestrzeni tych lat zmieniłam. W tej chwili  piszę strumieniowo, to jest strumień moich myśli przelewam na papier. „Osobistą wojnę” zaczęłam pisać, kiedy  bliźniaki miały rok. Najpierw napisałam plan tej książki, w sierpniu stwierdziłam, że powiem o tym ludziom na Facebooku. Wiedziałam, że jak nie będę miała świadków tego wydarzenia to stchórzę i ucieknę. Tak to moje pisanie się zaczęło. Systematycznie i regularnie. W tej chwili jestem pochłonięta kolejną książką „Malowane życie”, która już wkrótce 😊 Mam nadzieję, że już jesienią.

    87105880_319590795664131_886090897496735744_n

    Monika: Jakie wartości są dla Ciebie najważniejsze?

    Basia: Rodzina. Od zawsze uważałam, że rodzina jest najważniejsza, to jest dla mnie priorytet.  Odrębna wartość, do której nic więcej się nie doklei. Dzieci, które są dla mnie bardzo ważne, są jak tatuaż, który zostaje Ci do końca życia. One są dla mnie najważniejsze. Potem jestem ja jako żona, jest to dla mnie bardzo istotne, dlatego że coraz częściej łapię się na tym, że te dzieci zaczną odchodzić, a my zostaniemy sami we dwoje. Dlatego staram się tworzyć związek, który jest oparty na przyjaźni i  zaufaniu. Mój mąż to mój najlepszy przyjaciel.

    Monika: Czy uważasz, że każda kobieta jest w stanie wyjść z najgorszego problemu, z jakiegoś swojego dna?

    Basia: Jeśli tylko zechce to tak, ale musi chcieć. Bez chęci nic się nie zadzieje. Wiele działań ku lepszemu życiu jest obarczone wyrzeczeniami. Chyba zawsze tak jest, coś za coś. Jak pisałam książkę przestałam oglądać telewizję, seriale, mniej czytałam i jeszcze mniej rozmawiałam przez telefon. Pojawiła się dyscyplina codziennego pisania o tych samych godzinach.  Pisałam systematycznie, do tego dochodził  cały biznes, marketing budowanie strony marki, to są godziny szkoleń, kursów, wyrzeczenia finansowe. Brak chęci prowadzi donikąd, motywacja jest chwilowa i jest bardzo unikalnym produktem na rynku. Motywację mamy przez chwilę, a potem już nam się nie chce. Utrzymanie jej na tym samym poziomie jest naprawdę trudne.  Czasami nam trudno ruszyć do przodu, bo łatwiej jest być ofiarą i robić z siebie ofiarę. Tak jest wygodnie, bo to znamy. Tak jest też łatwiej, a  przecież żeby coś zmienić trzeba włożyć w to jakiś wysiłek. Często ogromny i trudny do wykonania, ale możliwy. Ważne, aby wszystko robić systematycznie, konsekwentnie, żeby to nie był tylko pojedynczy zryw, to nie zadziała. Kobieta, żeby zacząć jakąkolwiek zmianę musi po prostu poczuć w sobie potrzebę wyzwolenia i działania.

    Monika: Dzisiaj jesteś silna?

    Basia: Na pewno stabilna emocjonalnie. Moja siła wychodzi ze środka, dają mi ją dzieci, mąż, wyciszenie, terapia obrazami, kontakt z naturą. Wszystko to, co stosuję, aby się wyciszyć i złapać równowagę. Każda praca manualna, kontakt z naturą, to są wszystko momenty, które powodują, że wracam do samej siebie, do swoich emocji.

    86994896_844607862631809_5481713158416498688_n

    Monika: Jak będzie wyglądało życie Basi, jak już bliźniaki opuszczą dom?

    Basia: Kiedyś powtarzałam, że nie dożyję starości. Dziś starość chciałabym mieć na pewno samodzielną i  szczęśliwą. Na pewno będę gotowała obiady i zapraszała ciągle dzieci z rodzinami do siebie, marzę o domku w górach, aby spędzać tam czas ze swoim mężem. Tam jest trochę inny świat, wypełniony dobrymi ludźmi. Chciałabym być babcią i rozpieszczać wnuki. Nie chciałabym być matką, która wisi na dzieciach.

    Monika: Jak ważna jest Twoim zdaniem pasja w życiu kobiety ?

    Basia: Ogromnie ważna.  Bez pasji ja bym nie powstała. Ważne jest, żeby mieć u swego boku kogoś bliskiego, ale też właśnie pasję.  Bez niej nie wyobrażam siebie życia. Dzięki niej nabieramy świadomości -naszej wartości. U mnie wraz z pojawieniem się tej świadomości  przyszły moje pierwsze, ważne decyzje, które mają  wpływ na mnie i na inne osoby. Już  nie chce iść stałą, jedną drogą. Jestem osobą, która pisze, prowadzi bloga, robi wianki, prowadzi warsztaty. Jestem otwarta, lubię się uczyć, lubię wpływać na rzeczywistość, lubię ją kreować. Uważam jednak, że taka ogólnie pojęta świadomość własnej wartości u kobiet to ciągle jeszcze ogrom pracy, przynajmniej dziesięć. Praca nad sobą, jakieś warsztaty, coaching to ciągle w niektórych kręgach jest dziwnym tematem. Spotkałam się już z opiniami, że co ja tam będę kogoś uczyć jak ma żyć! A ja zawsze pisząc u siebie,  tylko pokazuje swoje życie, opisuje swoje życie i jeśli ktoś chce z tych lekcji skorzystać to skorzysta, ale jeśli ktoś nie ma ochoty, żeby swoje życie zmienić to ja nie będę miała na to wpływu. Jeśli ludzie są zamknięci to nie dotrzemy do nich.       

    Monika: Czy według Ciebie poczucie własnej wartości może zmienić kobietę?

    Basia: Oczywiście, kobieta sama musi zobaczyć siebie taką właśnie – wartościową, piękną, kobiecą czy mądrą, wtedy uwierzy w to co może robić.  Kobiety mają przecież tendencję do zmieniania samej siebie, do zmieniania swojej roli. Ja z kobiety, która była dobrą studentką dwóch kierunków, ambitną, inteligentną zmieniłam się w podwładną kurę domową żyjącą w cieniu męża. Potem byłam  wdową, której świat się zawalił.  Sam fakt, że przeżyłam to co dostałam od losu, że nie pozwoliłam sobie odebrać chęci do życia, dało mi ogromne poczucie własnej wartości.  Ja wtedy nie miałam marzeń, padłam po prostu na kolana, żeby się z nich podnieść musiałam zacząć działać, po woli, małymi kroczkami. Zaczęłam planować nasze życie, moje i dzieci. Najpierw jakieś wyjazdy, wspólne weekendy. Zaczęłam wyciągać małe rzeczy, które dawały mi satysfakcję. Nie podniesie się swojej wartości nic nie robiąc, takie jesteśmy, że swoje sukcesy chcemy mieć namacalne. Robisz coś na drutach, ktoś powie, że to jest piękne to ci chce się robić dalej. Nie otrzymasz pochwały za robienie niczego, a pochwalenie przez kogoś z zewnątrz, nawet zwykły uśmiech napędza nasze poczucie własnej wartości.  Jakby mi nikt nie napisał, że moja książka jest dobra, to nie koniecznie byłoby mi z tym dobrze. To są sytuacje, które nasze poczucie wartości podnoszą. Coś trzeba robić, żeby poczuć się lepiej. Nie zdobędziesz góry siedząc na dole, na szlaku nie ma ludzi, którzy oglądają seriale. Trzeba działać, wchodzić w nowe relacje, poznawać świat.  Ja się nauczyłam wchodzić w nowe relacje z podniesioną głową, taka jaką jestem i jestem z tego dumna.

     Żeby podnieść swoje poczucie własnej wartości musimy od czegoś zacząć, potem dopiero czerpiemy siłę od ludzi i cały czas staramy się taką sytuację utrzymać. Kobiety ciągle jeszcze są  nieświadome tego,  że są wartościowe same w sobie, że nie muszą niczego udowadniać. Jestem pełna nadziei. Kiedy spotykam się  z moimi czytelniczkami, które są otwarte na rozwój, chcą czerpać wiele radości z życia to wiem, że idziemy w dobrą stronę.

  • Zdrowa samotność

    Czy samotność może być dobra?? Z naciskiem na „może”… uważam, że tak. Tak samo jak wiele kobiet, z którymi mam przyjemność rozmawiać. Przeczytałam kiedyś, że samotność to epidemia naszych czasów, że ludzie samotni popadają w stany depresyjne i często zanika u nich motywacja. Oczywiście, że tak jest. Teoretycznie. Nad praktyką mało kto się pochyla. Ja zrobiłam taki mój prywatny eksperyment i po wielu rozmowach z nami, kobietami doszłam do wniosku, że są takie, które tęsknią wręcz za samotnością. Być może nazwiecie to czasem wolnym, czasem dla siebie, jak chcecie tak nazwijcie. Ja tak to zinterpretowałam, bowiem słysząc jak bardzo chcą się uwolnić  „od swoich oprawców”, czytaj mężów, partnerów, rodziców, toksycznych znajomych, nic innego nie przychodzi mi do głowy. Tak wiele kobiet czuje się osaczonych, usłużnych dla kogoś zapominając o swoich potrzebach, zainteresowaniach, pasjach. Na pierwszym miejscu stawiając cały szereg osób, siebie lokując na ostatnim. I to nie jest przesada. „Marzę o spokoju”, „Chciałabym żeby już odszedł”, „Tak, tęsknię za pustym domem”. To nie jest przesada. Oczywiście, jak każde zjawisko nie można przechodzić ze skrajności w skrajność. Wiem, że samotność sama w sobie ma skutki negatywne. Człowiek jest bowiem stworzeniem stadnym i cudownie jest mieć obok siebie drugiego człowieka, który wspiera, dopinguje, pomaga, nie przeszkadza żyć. Cudownie. Co, jeśli jest inaczej?? Co, jeśli kobieta wracając z pracy do domu zastanawia się w jakim nastroju będzie „pan i władca”? Czy zdąży z obiadem, zanim wszyscy się zejdą? Czy da radę wyprać, odkurzyć i zrobić sałatkę na kolację, zanim padnie na pysk? Czy będzie dziś awantura czy raczej „ciche dni”? Nadal wątpisz w marzenia tej kobiety, że marzy o samotności?

    Trudne sprawy? Bardzo. Dzieją się w co drugim domu. Poznałam w ostatnich latach tak wiele kobiet rozwijających swoje pasje, uczących się, tworzących nowe biznesy, podejmujących działalność, podróżujących, tworzących swoje nowe , kreatywne dzieła. I wiecie co? Wiele z nich zaczęło tę przemianę po tym, jak stały się tzw. „samotnymi ptakami”. Dopiero wtedy rozłożyły swoje skrzydła i zaczęły poświęcać czas sobie, swoim pasjom i spełnianiu marzeń. Otworzyły się na to, co nowe, nieznane, zaczęły zupełnie inną podróż, niż ta w której zostały osadzone wcześniej. Wiem, wiem, powiecie.. na własne życzenie. Jasne , tak samo jak na własne życzenie postawiły na samotność, niezależność, odpowiedzialność. Być może późno, ale lepiej późno niż wcale. Przyszedł czas dla nich, kiedy to z ogromną radością wracają do pustego domu, w którym nareszcie jest spokój, w którym nie śmierdzi wódą i w którym mogą się rozłożyć na swojej własnej kanapie. W wielu przypadkach to taka samotność chwilowa, ponieważ przyciągają do siebie innych cudownych ludzi i dom zaczyna się zapełniać, są w nim szczęśliwe! To samotność okazała się  sprawcą tego szczęścia. Nie szukają jej w sanatoriach i na dancingach. Jest im po prostu dobrze. Często słyszałyście takie stwierdzenie „nie jestem samotna, tylko sama”. Tak, są bowiem jacyś przyjaciele, pozytywni znajomi. Często taka „samotna” kobieta” przyciąga do siebie tłumy. I paradoksalnie czuje się mniej samotna niż w wieloletnim związku będąc. Być może kogoś zaskoczę, ale tak też się zdarza. Tak, tak. Pełen dom niekoniecznie oznacza, że kobieta nie doznaje owej samotności. Mają mężów, dzieci, nawet teściów z którymi mieszkają, dużo rodzeństwa, szwagrów, kuzynów, a czują się samotne. Dziwne co? Ano dziwne, bo ten pozorny tłum zagłusza indywidualne potrzeby każdego z nich.

    O tym, że samotność ma negatywny wpływ na psychikę osób starszych, prowadzi do depresji i chorób somatycznych wiem, nie mam zamiaru tego negować. Wzięłam jedynie pod lupę taką zdrową samotność, o której część z kobiet wręcz marzy. Jeśli jest im potrzebna do samorozwoju, koncentracji na sobie i swoich potrzebach to jest wręcz pożądana. Może doprowadzić bowiem do postawienia na nogi samej siebie i swojego życia, do spojrzenia na swój świat z innej perspektywy. Dlatego szanujmy te kobiety, które do samotności dążą, osiągają ją, są w niej szczęśliwe i spokojne.

  • O sporcie, kwiatkach i kosmetykach

    Wywiad z Aniką Rydlewską

    Kobieta petarda, którą znam już kilka lat, jest jedną z tych zarażających energią i uśmiechem. Zdobywczyni wielu medali w walkach Judo, większości złotych. Florystka i liderka sprzedaży firmy kosmetycznej. Kobieta po przejściach, dzielnie wychowująca dorastającą córkę. Dzisiaj szczęśliwa i spełniona w zdrowym związku partnerskim.  Oprócz wspólnej pasji zaliczyłyśmy kilka szczerych rozmów, wspólnych projektów oraz niespodzianek, którymi co jakiś czas się nawzajem zasypujemy. Nie mogłam zostawić tej znajomości tylko dla siebie. Poprosiłam ją o krótką rozmowę bo jest jedną z Kobiet Wartych Milion 😊

    83024814_218507325853193_2656661057551990784_n

    Monika: Oficjalnie masz na imię Anna, ale często posługujesz się imieniem Anika, skąd to się wzięło?

    Anika: Tak, to prawda, w dowodzie widnieje Anna, jednak od urodzenia wszyscy mówią Anika, ponieważ mamy rodzinę w Szwecji, tam to imię znaczy właśnie Anika i tak się u nas przyjęło. Tak też się przedstawiam, ale na obie formy reaguję 😊

    Monika: Na słowo „Judo” w Twoim oku pojawia się iskierka. Jak to się zaczęło? 

    Anika: Moja przygoda ze sportem zaczęła się od dziewiątego roku życia. Jako dziecko zawsze chciałam trenować tenis, ale jak na tamte czasy sprzęt był bardzo drogi, a że rodzice widzieli, że jakimś sportem muszę się zająć to mama postanowiła zaprowadzić mnie na trening i to było właśnie judo. Dzisiaj nie wyobrażam sobie innej dyscypliny. W mojej głowie zawsze pojawiały się sztuki walki  i z nimi wiązała się ta moja pasja. Oprócz treningów judo, wymykałam się też na Olimpijczyka w tajemnicy przed rodzicami, gdzie z kolei fascynował mnie boks. Wszelkie formy walki zawsze mnie kręciły, każda walka bokserska w telewizji była przeze mnie obejrzana, każdy trening taekwondo na boisku przyciągał kiedy przechodziłam obok. Moim idolem był Steven Seagal i wokół tego rozwijało się całe moje sportowe życie. 

    Monika: Życie, które nie było łatwe, bo trudno połączyć treningi, szkołę. To wszystko wymagało poświęceń.

    Anika: To prawda, ale moja zawziętość i upartość brały wtedy górę. Nawet jak ktoś mi mówił, że nie dam rady to jeszcze bardziej brałam się do roboty. Zawsze sugerowałam się tym, co podpowiada mi moja głowa i moje serce a nie tym, co mówią inni. Od dziecka taka byłam. Działałam pomimo trudności i problemów. Miałam wtedy jeszcze więcej siły. I kilkakrotnie przekonałam się już w życiu dorosłym, że walka trwa właściwie cały czas, że życie jest walką. Dlatego sport pomaga mi bardzo w pokonywaniu problemów dnia codziennego. Wiem, że nie mogę się poddać, że muszę pokonać przeciwnika i nie mogę zawieźć siebie i innych.

    84435553_1091010071291588_1273901464795742208_n

    Monika: Na swoim koncie masz kilka złotych medali, ostatni z jakim wróciłaś do Torunia to złoty medal zdobyty w Płocku podczas VIII Pucharu Polski Judo Masters.  Co Ci to daje?? Co czujesz, kiedy stoisz na podium i odbierasz medal??

    Anika: Dumę, satysfakcję, nagrodę za swoją ciężką pracę. Od kiedy trenuję w Mastersach, nieskromnie powiem, że nie wróciłam bez medalu, ale wcześniej się zdarzało. Zajmowałam piąte, albo siódme miejsce. I wtedy tej dumy nie było. Było załamanie i szukanie winy w sobie, że mogłam się bardziej przyłożyć. Przychodziły na myśl te wszystkie treningi, na które się nie chciało iść , te dni, kiedy odpuszczałam bieganie i winiłam wtedy siebie, bo może gdybym się bardziej przyłożyła byłabym o oczko wyżej. Stając na podium dostaję nagrodę bardziej za wytrwałość niż za samą walkę. Bez niej nie odniosłabym żadnego sukcesu. 

    Monika: Jakie Twoje cechy sportowca pomagają Ci w życiu codziennym?

    Anika: Na pewno wytrwałość, nie poddawanie się w trudnych sytuacjach. A takich było w moim życiu naprawdę dużo, co chwilę coś się pojawiało, czemu musiałam sprostać. Sport mnie rozwijał zawsze. Ja nie potrafię usiedzieć w miejscu. Wiem, że każdy sukces, nawet najmniejszy poprzedzony jest ciężką pracą, tak jak medal treningiem. Judo to wysiłek krótkotrwały, walki trwają trzy, cztery minuty, ale trzeba się do niej przygotować i skupić na tych kilku minutach. W życiu przecież też tak jest, dostajemy jakieś nagrody i to trwa chwilę, ale dojście do tego momentu poprzedzone było wysiłkiem, ciężką pracą i wytrwałością właśnie. Dodatkowo sport nauczył mnie pewności siebie. I mimo moich wzlotów i upadków każdego dnia podnoszę się na nowo i mimo, że się boję to idę do przodu, gdyż strach mi pomaga wbrew pozorom. Są przecież takie sytuacje, w których coś muszę, nie mogę zawieźć siebie, córki, rodziców i wtedy moja pewność siebie pomaga mi przezwyciężyć trudne chwile. Jedynym zwrotem całej akcji może być pojawienie się na naszej drodze ludzi, którzy nagle zaczynają mieć większy wpływ na nasze życie niż my sami. I tu zaczynają się schody, nasze własne zdanie, nasza pewność siebie zaczyna się zmniejszać. Ulegamy wpływom, naciskom i zawierzamy często wbrew rozsądkowi.

    83258104_2880338035321122_7292428618305634304_n

    Monika: Jak to się stało, że zajęłaś się florystyką?

    Anika: Na mojej drodze stanęła dziewczyna, która była właścicielką kwiaciarni i jako jej klientka zawsze byłam zachwycona tym, jak pięknie układa bukiety. Sama zaproponowała mi, żebym skończyła jakiś kurs, szkolenie a ona podszkoliłaby mnie od strony praktycznej. I ja rzeczywiście postanowiłam ukończyć kurs florystyczny w Poznaniu w Polskiej Szkole Florystycznej. Jeździłam przez kilka miesięcy na zjazdy i bardzo mi się to spodobało. Wiedziałam, że chcę iść w tym kierunku. Nabrałam większej pewności siebie w swoją wiedzę i umiejętności i to pomogło mi w założeniu własnej działalności zaraz po otrzymaniu dyplomu, jedenaście  lat temu. Wszystko prowadziłam sama, ale poległam. Prawdopodobnie nie trafiłam z lokalizacją. Nie byłam przygotowana w sensie biznesowym. Chciałam „już, teraz, natychmiast” bez żadnego przygotowania i spontanicznie się za to zabrałam. Dodatkowo byłam w tym wszystkim sama. Bez wsparcia kogoś bliskiego jest naprawdę trudno. Ale próbowałam, nie poddawałam się, przenosiłam się w inne miejsca. Po drodze zmieniłam nawet branżę, otworzyłam punkt gastronomiczny i kawiarenkę. Ale tutaj też nie podołałam ze względu na ten brak wsparcia ze strony drugiej osoby. Jeżeli partner zamiast dopingować i pchać w górę, ciągnie w dół, to nic nie wyjdzie. I w ten sposób runął związek a biznes postanowiłam odstąpić. Gdyby podejście w związku było inne, przypuszczalnie mój biznes by się rozwinął. Dzisiaj wiem, że gdybym bardziej słuchała samej siebie, tak jak wtedy kiedy byłam dzieckiem a nie ulegała wpływom osób, które myślą egoistycznie, to do dzisiaj te działalności by działały. A wtedy bardziej  zaufałam mężowi, i to był mój błąd. Taki moment w życiu przychodzi, że zamiast słuchać samej siebie zaczynamy wierzyć, że ktoś nam bliski wie lepiej, mądrzej a to niekoniecznie prawda. Teraz, nauczona doświadczeniami spełniam się w rodzinnej kwiaciarni, gdzie mogę rozwijać swoja pasję jaką jest florystka. Daje mi to dużo radości i satysfakcji, choć opatrzonej ciężką pracą oraz niekończącą się nauką. Jest to dziedzina, która się ciągle rozwija i trzeba być na bieżąco z trendami i modą. Daje też spokój i stabilizację, jako starsza i dojrzalsza wiem, jak sobie radzić w trudnych sytuacjach i wiem, że nawet jeśli zostanę „sama” to zawsze sobie poradzę. Mój obecny szczęśliwy związek w niczym mi nie przeszkadza. Oboje z moim partnerem pomagamy sobie i wspieramy, nasze zdrowe relacje nie przeszkadzają a dopingują do działania. 

    Monika: Czy dzisiaj wiesz, gdzie popełniłaś błędy?? Jakie wyciągnęłaś z tego wnioski??

    Anika: Przede wszystkim to podstawowym błędem moim i innych silnych kobiet jest to, że nie pokazujemy swoich emocji, lęków i obaw na zewnątrz. Ja byłam we wszystkim sama na własne życzenie. Nie mówiłam o swoich problemach. Nie chciałam nikogo martwić. Myślałam, że jestem dorosła, mam swoją odrębną rodzinę i nie powinnam nikogo swoimi problemami obciążać. Wstydziłam się tego. Dzisiaj wiem, że trzeba pokazać swoje różne strony, zarówno siłę jak i bezradność.  One wszystkie są ludzkie, prawdziwe. Dla mnie proszenie kogoś o pomoc to była ostateczność. I to był błąd. Zaoszczędziłoby to wielu lat problemów, gdybym w odpowiednim czasie zwróciła się o pomoc do rodziców, przyjaciół. Myślałam, że ja nie mam do tego prawa. Tymczasem każdy ma. Dzisiaj mam na kogo liczyć i nawet, kiedy jest trudno, odpowiednio szybko reaguję. Dziś mam świadomość tego ile siły może mieć w sobie człowiek i jak ogromną może mieć moc. Z tym, że jedni dołują a inni dodają skrzydeł. Ja dzisiaj staram się otaczać ludźmi, którzy mi dodają energii i we mnie wierzą. 

    Monika: Z firmą Avon związana jesteś już od wielu lat, jak to się zaczęło?

    Anika: Rzeczywiście, od siedemnastego roku życia byłam konsultantką firmy Avon. Zazwyczaj każdy katalog był wypełniony zamówieniami przez moje klientki, nigdy nie miałam problemu z ich pozyskaniem. Zawsze w plecaku i torbie miałam katalog i było to dla mnie naturalne, że z tyłu głowy pojawiał się  odruch proponowania kosmetyków. Jako nastolatka zarabiałam konkretne pieniądze, nie jakieś wielkie ale traktowałam to jako kieszonkowe a nie, że tylko zależało mi na darmowych kosmetykach. Przez te wszystkie lata byłam tylko konsultantką bo nie wierzyłam, że mogę awansować. W tamtym czasie w ogóle nie wierzyłam że mogę mieć swój zespół i wejść na poziom wyżej. Było to dla mnie nierealne. Sprzedawać kosmetyki owszem, ale już mieć swój zespół to dla mnie nie do ogarnięcia. Awansując na lidera sprzedaży uwierzyłam i w ludzi i w siebie  samą. Stworzyłam swój zespół i zaczęłam skupiać swoje działania na motywacji tych osób, które razem ze mną działają. Zarówno oni jak i moja menadżerka uwierzyli we mnie i to dodało mi skrzydeł, dopiero w tym momencie zaczęłam być gotowa. I osiągnęłam to. Zdobyłam szybki awans i obecnie mam w zespole kilkanaście wspaniałych ambasadorek i ambasadorów. Ja zaczęłam się w tym odnajdywać. Czuję na sobie odpowiedzialność za nich i to mnie dopinguje do działania. Wszystkie dziedziny w których się spełniam, judo, kwiaciarnia i Avon dają mi radość i sens życia. Ciągle się u mnie coś dzieje i to jest motor do działania każdego dnia.

    Monika: Jakie są Twoje wartości?

    Anika: Rodzina, niezależność, pasja, sport, przyjaźń, mam grono osób do których zadzwoniłabym w środku nocy i by mi pomogli. Mam rodziców, którzy wykazywali się zawsze ogromną cierpliwością do moich nowych pomysłów, bardzo wiele im zawdzięczam.  Mam córkę, która zarażona moją pasją do sportu również osiągnęła w judo wiele sukcesów. Jest dla mnie niezwykle ważna i również motywuje do działania. 

    Monika: Jakie są Twoje marzenia?

    Anika: Marzenia mam prozaiczne, całkiem przyziemne.. rodzina, mąż, dom, ale także Mistrzostwa Świata w Krakowie. Chciałabym wziąć w nich udział, po prostu tam pojechać. Już nawet nie wygrać, bo to ogromne wyzwanie, chociaż kto wie 😊

    Monika: Co najbardziej irytuje Cię u kobiet?

    Anika:  U kobiet najbardziej denerwuje mnie zazdrość i brak wiary w siebie. Zazdrość o cokolwiek, o sukcesy, o to że komuś innemu coś wychodzi, idzie lepiej, że ktoś jest szczęśliwy lub się po prostu uśmiecha. Są osoby, które nie widząc ile pracy się w coś włożyło zazdroszczą efektów bo myślą, że to spadło z nieba. Dzisiaj świat jest pełen osób, które zakładają maski i pod nimi kryją zawiść i zazdrość. A kobiety mają przecież  możliwości, czasem mają coś dosłownie podanego na tacy a nie umieją tego wykorzystać, rozwinąć potencjału. Znam kobiety, które jak mają cokolwiek zrobić , dać z siebie, włożyć jakiś to od razu się poddają. Wycofują się z każdej sytuacji, nie wierzą w siebie. Ja staram się zmotywować ludzi w moim zespole z sukcesami, są wśród moich ambasadorów osoby, które osiągają sukcesy a wcześniej by o tym nie pomyślały. Np. moja kochana przyjaciółka  Asia, która teraz się z tego śmieje jak jej przypominam ten opór, jaki kiedyś stawiała a dziś jest dumną ambasadorką z ogromnymi sukcesami.. Trzeba im tylko dmuchnąć w skrzydełka. I to też czasem jest trudne. Ale nikt nie powiedział przecież, że będzie. Są w życiu różne momenty, nigdy nie jest tak kolorowo i wesoło. Ważne, aby wyciągać wnioski i nie popełniać więcej błędów. Ja idę przez życie z uśmiechem na twarzy i przyjmuję je takim jakie jest, ale na swoich zasadach. „Carpe Diem” 😊

    Monika: Dziękuję za rozmowę i życzę sukcesów 😊