• Dzieckiem być

    Kiedy przypomnisz sobie ten swój dziecięcy świat to pewnie, tak samo jak ja, zobaczysz jasne, proste i klarowne życie. Pełne radości i beztroski. Ktoś się zajął, ktoś zaopiekował i ktoś brał odpowiedzialność. Pojawiają się też smutki mniejsze lub większe. Jednak zazwyczaj, u dużej części z nas, dzieciństwo było światem szczęścia.  Takiego szczęścia, do którego tęsknimy, kiedy życie nas doświadcza tragediami, zmusza do podjęcia trudnych decyzji czy krzywdzi nie biorąc pod uwagę naszych pragnień. Zostać znowu dzieckiem. Być odważną, nie przejmować się opiniami innych, czy strachem przed nieznanym. Chcemy czasem cofnąć się do tamtych, beztroskich lat i nie musieć decydować o  tym, czy oddać matkę do domu opieki, czy sprzedać dom rodzinny, czy wyjechać z kraju, który kochasz. Chciałybyśmy mieć znowu takie zwykłe szczeniackie marzenia i mocno wierzyć w ich spełnienie. Zdarzały Ci się takie momenty? Zamykałaś oczy w nadziei, że nikt Cię nie zobaczy? Chowałaś głowę w dłoniach myśląc, że to wszystko minie? Pewnie nie raz. Nawet będąc dorosłą kobietą, masz do tego prawo. I to wcale nie znaczy, że masz się stać dziecinną, beztroską czy jakąś oderwaną od rzeczywistości. Potraktować się dobrze po prostu. Rozpieścić. Szczególnie w obliczu święta dzieci, które już wkrótce.

    001 (2)

    Dbano o Ciebie wtedy, zadbaj i teraz. Opiekowano się Tobą, zaopiekuj się sama sobą. Rozpieszczano Cię, teraz Ty, sama się rozpieszczaj. Ciągle tak mało poświęcamy sobie czasu i uwagi. Ciągle są ważniejsze sprawy i ludzie. Z okazji Dnia Dziecka pozwól sobie na bycie dzieckiem, bo jak się okazuje to wewnętrzne dziecko znajduje się w każdej z nas. Nawet, jeśli przysypane stertą trosk i smutków, ono jednak jest. To przede wszystkim nasza radość, intuicja i ekspresja, nad którą nie panujemy. Dziecko by nie panowało. To radość z tego co posiadamy, co osiągnęłyśmy a nie porażki, które ciągną się za nami jak szary długi, koci ogon. Twoje wewnętrzne dziecko jest odpowiedzialne za kreatywne pomysły i nie pozwala w ich hamowaniu. Jeśli obudzisz je w sobie nie będziesz się zatem bała, czy wstydziła zabawy z latawcem na łące, stworzeniu obrazu z pieczątek, zrobionych z ziemniaka czy kupieniu sobie dużego landrynkowego lizaka. To wewnętrzne dziecko nie dopuści do usłyszenia głosu „co ludzie powiedzą”. Dziecka to nie obchodzi. Nic a nic. Pozwól sobie na radość z jakiegoś drobiazgu, z pierdół tak zwanych. Czasem popłacz, czasem śmiej się na głos. Bez kontroli, bez oglądania się za siebie. Nawet, jeśli wydaje Ci się to głupie. No i co z tego, że jest głupie? Tak często się powstrzymujemy przed tym wszystkim, a tłumienie emocji nie prowadzi do niczego dobrego.

    003 (2)

    Zrób sobie Dzień Dziecka. Cofnij się w czasie i powspominaj z rodzicami, lub rodzeństwem te wszystkie beztroskie czasy, pooglądaj zdjęcia. Przypomnij sobie dom rodzinny i wszystkie dziecięce zabawy. Daj sobie do tego prawo. Stań się, choć na chwilę, taką małą egoistką, jaką byłaś kiedyś. A byłaś na pewno, każde dziecko chce, by jego potrzeby były zaspokojone na pierwszym miejscu. Pozwól sobie na to. Wsłuchaj się w siebie i usłysz swoje potrzeby. Idź na lody, albo wybierz się na wycieczkę rowerową. Pobiegaj boso po trawie lub wytaplaj się w kałuży. Zrób to, na co masz ochotę. Zobaczysz, że to wcale nie jest takie trudne, a efekty mogą być spektakularne. Będziesz zaskoczona ile radości i pozytywnych myśli, taka jedna chwila może przynieść. Zwykłe wyprowadzenie siebie na spacer już przyniesie efekt 😊

    Z okazji  Dnia Dziecka ja życzę Tobie, abyś obchodziła ten dzień, tak jakbyś była dzieckiem. Swoim dzieckiem. Abyś ugościła  samą siebie, zrobiła samej sobie prezent, pobawiła się tak, jak dziecko. Uszanowała samą siebie , tak jak szanujesz swoje dzieci. Dużo radości Ci życzę.

  • Ja bym tak nie mogła

    Ten piękny miesiąc zmierza ku końcowi. Obfitował u każdej z nas w wiele emocji, piękna, rozkwitu i to nie tylko za sprawą przyrody. Choć ta, nie przestaje mnie zachwycać. Coś takiego jest w tym maju, że budzi się w ludziach chęć do życia, chęć do działania i do rozwoju. Ten rozwój, bieg lub trucht do przodu przypisany jest nam, kobietom, chcącym czerpać radość z życia. Choć oczywiście różne kobiety są na różnym jego etapie, na różnym etapie dojrzałości i na różnym etapie pragnień. Mają zróżnicowany poziom swojej energii i samoświadomości. I temu zjawisku należy się szacunek. Nie wszystkie kobiety muszą koniecznie robić to, co ja czy Ty. Nie wszystkie muszą awansować, piąć się po szczeblach kariery wyżej i wyżej, bo to na przykład nie przynosi im szczęścia i nie jest zgodne z ich życiowymi wartościami. Seria podcastów, nad którą pracuję i którą się z Wami dzielę, właśnie w tym obszarze się skupia. I zawsze uważam, że na bazie naszych życiowych wartości warto opierać swój scenariusz na życie. Bywa, że wśród kobiet znajdują się takie, które swoim zachowaniem czy słowem często próbują tego typu sytuację zmienić. Kryje się za tym brak zrozumienia, że właśnie, nie każda… że, nie wszystkie. Powiedział kiedyś ktoś mądry, żeby „nie mierzyć ludzi jedną miarą”, kobiety też miał na myśli 😊

    98114443_177518356908220_2312328628873986048_n

    Uważam, że tak samo, jak oczekujemy poszanowania naszych praw do wyborów życiowych, tak samo szanujmy prawa i wybory innych. Owszem, jeśli widzimy, czujemy, że jakaś bliska nam kobieta nie spełnia się w swoim życiu, nie jest szczęśliwa i nie żyje według wartości jakie posiada, to jak najbardziej warto jest jej zasugerować zmianę, obrać jakiś inny tor życia. Ale wyśmiewanie, krytykowanie … na to przyzwolenia we mnie nie ma. Nawet jeśli jako menadżerka wielkiej korporacji, mieszkająca w apartamentowcu z eleganckimi, koniecznie białymi meblami, nie wyobrażasz sobie życia na wsi, gdzie trzeba wstawać rano, ogarnąć obejście i zebrać jajka. Ale to wcale nie znaczy, że jedna żyje gorzej a druga lepiej. Kojarzycie pewnie taki program o damach i wieśniaczkach. Nie wiem kto go wymyślił, ale tytuł sam w sobie jest dla mnie dość kontrowersyjny, jednak sedno programu ma na celu pokazanie, jednej i drugiej bohaterce, tego innego świata. Nie będę wyrażać swojej opinii na temat tego projektu, ale znam teorię wielu kobiet, które w takim eksperymencie chciałyby wziąć udział 😊 Mogłoby to być ciekawe doświadczenie, żeby stwierdzić czy chciałabyś tak żyć. Albo, żeby wyciągnąć wnioski co u Ciebie nie jest ok i co mogłabyś do swojego życia przenieść. Znam osobiście cudowne kobiety, które mieszkają wśród pięknej przyrody, jedna daleko w górach, inna przy wschodniej granicy. Wiem, że się nie obrażą jak napiszę, że to takie „końce świata”. Cywilizacja daleko, za to przestrzeni w bród. I mimo tego, że po przysłowiowy „proszek do pieczenia” trzeba udać się w dwugodzinną wyprawę do miasta, to one są SZCZĘŚLIWE !! Tak po prostu. I ja zawsze im zazdroszczę, chociaż wiem doskonale, że nie dla mnie te klimaty. Wiem, bo znam siebie. Na tę chwilę, na obecny mój czas i etap, nie. Choć zawsze uwielbiam do nich jeździć i karmić się tym spokojem z dala od zgiełku. Kocham te przestrzenie, zapach mgły o świcie i pyszną herbatę lipową z dodatkiem miodu. Jestem jednak świadoma tego, że to nie jest teraz mój pomysł na życie. Ich tak. Są szczęśliwe, spokojne i przede wszystkim spełnione.

    98486205_846437615852530_393922597818990592_n

    Każda z nas jest inna, każda potrzebuje innego trybu w tej swojej życiowej machinie. I każda w różnych etapach życia może mieć inne wartości. Inaczej przecież patrzymy na świat jako nastolatki a inaczej jako, poranione przez życie, dojrzałe kobiety. Kiedy ja w ten sposób patrzę na Was, na siebie, bardziej to wszystko rozumiem. Wszystkie jesteście dla mnie cudem, ale takim cudem realnym. Pełnym pomyłek, błędów, radości i naiwności. Czasem trzeba którąś trzepnąć w skrzydełka, czasem krzyknąć „hej! Co robisz?” Ale wszystkie jesteśmy cudem. Jednak jest coś, obok czego nie jestem w stanie przejść obojętnie. Brak wiary. W siebie, w swoje możliwości, w swoje talenty, w swoje umiejętności i sprawczość. Jest jeszcze duża grupa takich kobiet, którym ten brak wiary przeszkadza w czerpaniu z życia radości. A przecież, jak się często okazuje nie tylko w filmach, kobiety, nawet w szpilkach potrafią uratować świat.
    Moja dobra znajoma powiedział mi kiedyś, że podstawą tego braku wiary w siebie jest niewiedza. Dziwne to było wtedy dla mnie połączenie, ale rzeczywiście tak jest. Nieuświadomione, pozbawione wiedzy, tej teoretycznej ale też życiowej, kobiety, są jak owieczki , które baca gdzieś tam, wysoko w górach, przegania z łąki na łąkę. A tyle lekarstw jest na tę przypadłość. Książki, rozmowy, filmy, nagrania. Wystarczy tylko chcieć. Wystarczy zadawać pytania, szukać odpowiedzi, brać pod uwagę fakt, że może być inaczej. Nawet jeśli teraz twój wewnętrzny głos mówi Ci, „nie, ja bym tak nie mogła”. To wiesz sama, że „nigdy” nie istnieje. Że może przyjść inny czas, inny poziom Twoich pragnień, inne możliwości i inne wartości też mogą się pojawić. I wtedy się może okazać, że jednak możesz 😊

    100623344_315612186089563_8852799307913363456_n

    Jakże często utwierdzam się w przekonaniu, że my, kobiety, choć tak różnimy się od siebie to jednak jesteśmy podobne w wielu obszarach. Szukamy szczęścia, miłości, spełnienia. Stąpamy mocno po ziemi, borykając się z różnymi przeciwnościami tego świata. Część z nas dąży do doskonałości, część za takie się uważa a jeszcze inne w ogóle za niczym nie dążą i należy dać  im do tego prawo. Bo wszystkie kobiety należy szanować jednakowo, bez względu na wygląd, intelekt, majątek czy poglądy. Obserwując kobiety w sieci widzę tak wiele pozorów, tak wiele wyimaginowanej rzeczywistości i ułudy, którą kobiety żyją, w którą same wierzą. I mają do tego prawo, jeśli daje im to radość, to mają, jeśli nikogo nie krzywdzą, to mają. Są też takie, które za swoją bezpośredniość, naturalność i „normalny” styl, ja, podziwiam osobiście. Otwarte, bezpośrednie, kochające otoczenie, dzieci, przyrodę, przy okazji znajdujące czas dla siebie. Podam Wam za przykład dorota.zakrecona, którą możecie podejrzeć na Instagramie. To taka kobieta „prawdziwa”, traktująca innych jak swoich przyjaciół, dobrych znajomych. Mająca lepsze i gorsze dni, śmiejąca się i płacząca. Czasem wystrojona jak na bal a czasem potargana, jak to zwykle w domu bywa. Bo my po prostu takie jesteśmy. Nie zawsze świeci słońce, nie zawsze jest super i nie zawsze mamy ochotę się uśmiechać do wszystkich dookoła  i mamy do tego prawo kobiety. Nie biczujmy się. Nie oceniajmy siebie i innych zbyt surowo. Każda ma prawo mieć zmienne nastroje, każda ma prawo lubić to, czy tamto, jedne nie lubią oglądać swoich zdjęć, inne uwielbiają skakać z gołym tyłkiem przed kamerą. Mamy do tego prawo. Jeśli któraś lubi oglądać seriale, niech ogląda, jeśli któraś woli pielić ogródek, proszę bardzo, jeśli inna nie lubi robić nic, jej wybór. Każda z nas ma wybór. Dla mnie ten wybór jest ważny, kiedy wieczorem staję przed lustrem i mogę szczerze do swojego odbicia powiedzieć ” JEST OK!”  😊

    "Określenie swoich wartości życiowych pomaga kobiecie obrać drogę, którą kroczy"
  • Jak wartości budują wartość cz.1

    Podcast cz.1

    Witam Cię w pierwszej części podcastów z cyklu „Jak wartości budują wartość”. Właśnie tutaj, na kobiecym blogu, taki temat pojawić musiał się wcześniej czy później. Nie jest przecież tajemnicą, że bez posiadania własnych wartości życiowych, droga jest jakby zamglona. Mam nadzieję przekonać Ciebie i inne kobiety do tego, że warto je posiadać, a po co? Tego już dowiesz się z nagrań. Zapraszam 😊

  • Porządki życiowe

    Przekonałaś się pewnie, dokładnie tak samo jak ja, że porządki dają swobodę. Tak, swobodę. Czuję to szczególnie wtedy, kiedy opróżniam szafę ze starych i za ciasnych sukienek, idą wtedy w niepamięć nadzieje, że jeszcze może kiedyś… 😊 To ciekawe, jaką ulgę przynosi pozbywanie się zbędnych rzeczy. Te plastikowe pudełka, magazynowane do mrożonek, niezliczona ilość foliowych reklamówek, zwiniętych w kulki za szafką i sterty gazet, bo przecież dzieci mogą do szkoły potrzebować. Tak, jasne, ile macie jeszcze takich „przydasiów” w swoich domach? Jaki one wprowadzają chaos prawda? Jaki bałagan, niepotrzebny stres i zajmują tyle czasu, żeby odnaleźć się w ich gąszczu. A tymczasem istnieje przecież taki np. minimalizm. Niby nic takiego, a ile daje radości. Ile w ogóle wszystkiego daje. Uczę się tego i uczę, z mniejszym lub większym sukcesem, ale działa. Metoda likwidacji zbędnych rzeczy naprawdę działa. A działa w ten sposób, że posiadanie tych rzeczy najzwyczajniej w świecie nie przeszkadza. Mistrzyni świata w porządkach wszelakich @architektporządku to kobieta, która w przystępny sposób tego uczy, ależ ona ma patenty na wprowadzenie ładu i składu w życie. To dzięki niej od nowa nauczyłam się składać ubrania i pokochałam segregatory. Mistrzyni świata, mówię Wam.

    98807576_248842046332437_2890566295047110656_n
    Zorganizowana przestrzeń

    Takie porządki pozwalają skupić się na sprawach istotnych dla mnie i dla Ciebie. Kiedy rozpraszacze znikają pojawia się kreatywność, spokój, pewność i bezpieczeństwo, tak bezpieczeństwo. Te z Was, które kiedykolwiek w pośpiechu musiały szukać jakiegoś dokumentu, wiedzą o czym mówię. I te segregatory właśnie przyjdą nam wtedy z pomocą. Z resztą o tym również możecie poczytać właśnie na blogu Agnieszki architektporzadku.pl. I nie chodzi mi tu wcale o porządki typu ”wylizana podłoga”, czy lśniące okna”, ale o zorganizowanie sobie przestrzeni tak, aby wygodniej było żyć.  Jak wiadomo życie to nie tylko dom, ale i ogród, o który naprawdę warto dbać, żeby cieszył nas swoim urokiem. Szczęśliwa ta, która ogród w czasie epidemii ma i o niego dba. Zazdroszczą koleżanki co? 😊Do ogarnięcia wliczę również garaż, tu akurat mistrzem świata jest mój tata, ale też samochód, biurko w pracy, czy nawet torebka. Wiem, popłynęłam, ale ile nerwów z tym szukaniem kluczy, telefonu i innych bibelotów to Bóg jeden wie.

    98874851_238899730545699_7609579727975612416_n
    Życiowy chaos

    Myślę, że takie porządki zrobić można „raz na jakiś czas” i będzie spokój. A w tym spokoju łatwiej się podejmuje decyzje, łatwiej odzyskuje równowagę i planuje każdy kolejny dzień. Bez przesady, bez profesjonalizmu, ale z głową. W uporządkowanym otoczeniu łatwiej o rozwój i spokój ducha i jeszcze jedno.. zdecydowanie szerzej widzimy świat dookoła. Z innej perspektywy, może szerszej. Bo te porządki możemy przenieść na inne obszary, na pulpit komputera, na galerię zdjęć, na ilość znajomych na facebooku czy na chore relacje ludzkie. Zabrzmiało groźnie, wiem, ale jak to inaczej nazwać? Czasem usuwanie chorych relacji czy toksycznych znajomości to nic innego jak organizacja przestrzeni właśnie. Ten uporządkowany świat także spowoduje równowagę i rozjaśni tę ludzką sferę życia. Warto umacniać i rozwijać znajomości, doceniać ludzi, którzy nas otaczają, ale też pożegnać się z osobami, które nam tę energię zabierają. Żeby sobie oczyścić atmosferę, oczyścić przestrzeń, ułatwić życie. Dokładnie tak, jak ze sprawami urzędowymi, bankowymi czy ubezpieczeniowymi. Z nimi też trzeba się uporać. Ile tego jest co? A ile czasu nam zabiera i ile energii. Czy nie lepiej będzie tę energię spożytkować na jakieś nowe pomysły, nowe projekty czy na odpoczynek po pracy po prostu.  Zauważyłaś, że zarówno te wszystkie sprawy, ci wszyscy ludzie wprowadzają taki właśnie chaos? Życiowy chaos, a w chaosie trudno się żyje. Skoro tu jesteś mam prawo przypuszczać, że chcesz żyć lepiej, wygodniej, spokojniej i bardziej świadomie, więc może to jest jakiś pomysł, aby trochę to życie odgruzować. Wprowadzić ład i porządek i przejąć nad nim kontrolę, szczerze polecam.

  • Kobieta na medal

    Nazwał mnie ktoś kiedyś „feministką”. Jak się domyślacie to był facet. Myślał, że w ten sposób mnie obrazi. Nie obraził. Choć się nią wcale nie czuję. Ale właśnie w ten sposób odbierają nas ludzie. Mając na myśli „nas”, widzę kobiety, które wyrażają swoje zdanie głośno i stawiają siebie na równi z mężczyznami. Są samoświadome, mają jasno określone cele i wiedzą, czego chcą. I co najważniejsze, można z nimi po prostu pogadać. Bo jest o czym. Faceci, wbrew pozorom, mają z takimi kobietami wspólny język. Boją się ich, ale podziwiają. Boją, ale wiedzą, że wchodząc z nimi w konwersację nie poprzestaną na rachunkach, zakupach i pogodzie. Ja, zamiast określenia „feministka” użyłabym „kobieta”, a zamiast „antyfeminista”- „mężczyzna” po prostu. I tyle. Po co szufladkować czy grupować? Ty jesteś taka a Ty taki. Ty do garów, a Ty na kanapę.

    97744243_342090860102536_6992818988296175616_n

    Przypomniały mi się komentarze pod pewnym zdjęciem, na którym tata wybrał się na spacer z dziećmi. Streścić można je krótko „Tata na medal”. Ogarnęła mnie trwoga, czy „zaskocz”, jak to mówi młodzież. Nie, żebym oceniała, czy coś, ale wywnioskowałam, że komentujący zauważyli coś nadzwyczajnego w tym, że on się na ten spacer wybrał. Jakoś nie widziałam komentarzy pod podobnymi zdjęciami w stylu „mama na medal”. Widziałyście? Może dlatego, że to już jest bardziej normalne i powszechne. Tymczasem powszechnym powinno być to, że rodzic, bez względu na to czy jest to matka czy ojciec, zajmuje się swoimi dziećmi. I nie wymaga oceny, czy też jakiegoś wręczania medali. Jest to stan normy, że ona to matka, on to ojciec. I nie tylko na nią spadły zajęcia związane z opieką nad dziećmi. Dokładnie tak samo odnosi się to do wszelkich prac domowych czy jakichkolwiek związanych z rodziną i wspólnym życiem. Zdziwienia nie wzbudza fakt, że kobieta rozwiesza pranie ale już wykonujący tę samą czynność mężczyzna doprowadza obserwujących do zaskoczenia czy podziwu. Przez nielicznych (kolegów zwłaszcza), może być nawet wyśmiewany. O co chodzi?!

    Ja wiem, że tradycja, że historia, że przeszłość i stereotypy jakieś. Ja to wszystko wiem. Ale my mamy 2020 rok na Boga!! Kobiety często pracują tak samo jak mężczyźni, albo ciężej czasem. Przynoszą zwierzę do domu z polowania i też chcą odpocząć. Walczą o przetrwanie pomiędzy biurkami korpo i też są głodne. Produkują, kierują, sprzedają, obsługują i też chcą ciszy. To nie jest dane tylko mężczyznom. Skoro tak, to dlaczego społeczeństwo sugeruje, gdzie jest czyje miejsce w obszarze nazywanym domem? Dlatego, że dajemy na to przyzwolenie. Chwaląc się chociażby koleżankom jak to „on nam w domu pomaga”. Jakie pomaga do cholery!!?? To przecież nie jest jakieś dodatkowe jego zajęcie, tylko takie samo jak Twoje. Wspólnie ten dom tworzycie, wspólnie tworzycie rodzinę. Nie jesteś kwiatkiem do jego butonierki, tylko wspólnikiem firmy o nazwie „Rodzina”. A wspólnicy prowadzą firmę „wspólnie”, a nie że jedno drugiemu pomaga.

    97826557_1163679720653103_5697123738454065152_n

    Wystarczyłoby tylko mówić o tym wszystkim małym dziewczynkom i chłopcom, a nie mydlić im oczy królewnami i księciuniami. Albo na przykład na naukach przedmałżeńskich uświadamiać tych nieuświadomionych, zamiast głosić dyrdymały o kalendarzyku małżeńskim. Patriarchat jest już dawno przereklamowany. On krzywdził nie tylko kobiety ale też mężczyzn. Nieporadnych, nieprzystosowanych do trudnych sytuacji, słabych i niesamodzielnych. Facet, który opuszczał dom rodzinny, musiał trafić pod skrzydła kobiety, silnej, gospodarnej i pracowitej. Heloł!! Spójrz w kalendarz! Ten czas minął. Jesteś wartościową kobietą cieszącą się życiem, rozwijającą, spełniającą marzenia. Niech tam sobie ktoś nazywa to „feminizmem” „seksizmem” czy jeszcze jakimś innym „izmem”. Ty jesteś Kobietą Wartą Milion, nie mam co do tego żadnych wątpliwości.

    „Kobiety są prawdziwymi architektkami społeczeństwa”.
    (Harriet Beecher Stowe )
  • Nie nakręcaj się!

    Tak często zadręczamy się na zapas. Troski i zmartwienia wekujemy w słoikach, jak ogórki. Nakręcamy sobie film, że „na pewno się nie uda”, „że nikt nie kupi”, „że nie przeczyta”. Dajemy sobie prawo do karmienia swoich myśli pesymizmem. Dzięki temu idealnie wręcz wykonujemy plan przywoływania złych myśli i zdarzeń. Jeśli jeszcze nikt Ci nie powiedział, że myśli przywołują czyny to ja Ci mówię, że tak jest. Podświadomie przywołujesz porażki, ciemne chmury i inne smuteczki. Twoje złe myśli pozbawiają Cię energii i siły do działania. Dlatego nie ma się co dziwić, że nic Ci nie wychodzi. Bo co może wyrosnąć z ziarenka suchego, zatrutego i pozbawionego opieki. Jak sobie wmówisz, że nie wyjdzie to nie wyjdzie, jak nastawisz się negatywnie, to będzie negatywnie. Takie nakręcanie się doprowadza do tego, że podejmujesz jakieś ryzykowne decyzje, niepewne ruchy i sama sobie spełniasz ten fatalny scenariusz. Pisałam już o podobnym problemie TUTAJ skupiając swoje słowa na tym, jak przyciągamy dobro. Przekonuję się jednak, niemalże każdego dnia, jak pesymizm, w nas kobietach, zbiera swoje żniwo. Jak pakuje się do naszych głów, na nasze wyraźne zaproszenie.

    97431728_347117992915890_1265809269668708352_n
    Odwróć myśli

    A gdyby tak odwrócić te myśli? Co Ci szkodzi? Zamiast narzekać i przewidywać jakieś życiowe kataklizmy, uśmiechnąć się do samej siebie i krzyknąć „To będzie piękny dzień!! Wszystko mi się uda!!” Nawet, jeśli myślisz, że zrobisz z siebie wariatkę, to zrób. Kto Ci zabroni? Wychodzę z założenia, że skoro jedna mała zła myśl może spieprzyć mi cały dzień, to dwie dobre mogą uczynić ten dzień pięknym. Te dobre to takie małe rzeczy, z których można się przecież cieszyć. Że kwitnie bez, że świeci słońce, albo pada długo wyczekiwany deszcz. Że jesteś zdrowa, kochana, albo po prostu, że żyjesz. Jestem pewna, że każda z Was znajdzie przynajmniej jedną taką rzecz, która jest pozytywna. W momentach, kiedy te złe myśli Cię dopadają przypomnij sobie te dobre. W myśl zasady „na złość mamie odmrożę sobie uszy” powiedz głośno NIE. NIE będę myślała źle tylko dobrze. NIE pozwolę, żeby jakieś głupie czarnowidztwo zepsuło mi dzień. Zamieniaj każdą negatywną myśl, która zapuka do Twojej głowy na pozytywną. Szybko reaguj i nie daj się zdołować.

    97418309_262194488162836_9014595991583588352_n
    Nie dołuj się!

    Wiesz doskonale, że podnosiłaś się w życiu nie raz. Nie raz byłaś postawiona przed ogromną ścianą zbudowaną z samych problemów. Wiedz zatem, że ten problem, który teraz Cię spotyka to tylko problem. Zaraz sobie z nim poradzisz. Nie rób z niego katastrofy na skalę światową. Tak często słyszysz z ust koleżanki lub w swojej własnej głowie: „Ja sobie nie poradzę”, „nie znajdę pracy”, „nie rozwinę firmy”, itd. itd. No jak tak będziesz myśleć, to rzeczywiście istnieje szansa, że Ci się nie uda. Tylko po co tak myśleć? Takie dołowanie do niczego dobrego nie prowadzi. Oczywiście, jasne, można sobie popłakać, pokwilić, poużalać się nad sobą, ale na litość boską, są jakieś granice. Daj sobie czas na rozpacz i cierpienie, ale nie rób tragedii z sytuacji, które przecież przezwyciężysz. Bo jesteś w stanie. Pal licho te złe myśli dotyczące takich naprawdę trudnych i poważnych momentów życiowych. Choć wiadomo, że każda kobieta może odbierać je inaczej. Gorzej jak złe myśli zapraszamy podejmując lub nie podejmując decyzji na zasadzie „nie idę bo nie dojdę”, „nie zacznę bo nie skończę”, „nie spróbuję bo mi się nie uda”. No i od razu z góry zakładamy, że się nie uda, więc po co w ogóle zaczynać? Co się nie uda?! Jak się nie uda?! Kobieto!! Tyle razy Ci się udawało, teraz też Ci się uda. Jak nie dasz rady?! TY nie dasz rady?! Przecież tyle razy dawałaś! Codziennie, każdego dnia wmawiaj sobie jak jest pięknie i wspaniale, jaka Ty jesteś wspaniała. Wrócę tu myślą do afirmacji, o których już pisałam. To one pozwalają na przekór Twoim myślom nakręcić się , ale pozytywnie. Spróbuj takich metod, dodaj do nich jeszcze tylko uśmiech idąc ulicą i po prostu wmawiaj sobie , że dasz radę. Bo jak nie Ty, to kto?

    „Mogę zaakceptować porażkę, ale nie mogę zaakceptować braku próby”

    (Michael Jordan)

  • Kryzysowa narzeczona

    On przeżywał kryzys, ona akurat była samotna i tak się związali na czas jakiś, aby później rozstać  i zapomnieć.  Inna ona i inny on przeżywali kryzys, który rozłożył się na lat dwanaście, po czym on zmarł na raka a ona popadła w depresję. Kryzys zniszczył karierę jeszcze innej „jej”, bo firma, z którą podpisała kontrakt ogłosiła upadłość i szlag trafił wszystkie inwestycje. I tak kryzys za kryzysem pojawia się na linii życia każdej z nas… każdej. Niewielki jest odsetek kobiet, których kryzys nie doświadczył. Jest to zjawisko, już chyba z góry, przypisane w nasze poczynania. Właśnie, poczynania. Bo, owszem, są takie kobiety, które tak w ogóle nic nie robią, nie angażują się w związki, w nowe projekty, nie ryzykują, nie działają i tylko siedzą  w poczekalni życia, czekając na to, co ześle im los. W takiej poczekalni rzeczywiście istnieje szansa, że kryzys się nie pojawi. Choć samo „nic nie robienie” już może być postrzegane jako sytuacja kryzysowa. Niemniej jednak jak coś robimy, jak działamy, jak coś się dzieje to i kryzys jest możliwy. I cholernie boli. Bez względu na to czy dotyczy braku pieniędzy, starzenia się, utraty pracy, samotności, śmierci kogoś bliskiego, niezdanego egzaminu, każdy z nich boli. Pewnie inaczej, pewnie z inną siłą, ale boli.

    95606796_2991105794307557_5239351156085358592_n

    Statystycznie rzecz biorąc, kryzysy dotykają wiele z nas. Mogą być mniejsze lub większe, mniej lub bardziej poważne. Ta skala wielkości zależy od bardzo wielu czynników, sytuacji, strat i odporności każdej z nas. Co dla jednych będzie zwykłą porażką, jakich wiele, dla innych może okazać się tragicznym problemem prowadzącym do depresji. Są kryzysy, które trwają latami a są takie, które po jakimś czasie bledną, nie przypominając tragizmu  z początkowej fazy.  Nigdy nie byłam dobra z matmy i nie podejmę się liczenia, ale kryzysów w moim życiu była naprawdę duża ilość. Tak samo jak w Twoim czy Twojej mamy, przyjaciółki, szefowej, sąsiadki. Każda kobieta ma w tym temacie doświadczenia. I każda wie z jakim bólem się one wiążą. Nie są to sytuacje przyjemne, ani komfortowe i budzą  w nas różne dziwne, często skrajne emocje. Bywamy zawiedzione, sfrustrowane, złe lub zniechęcone do czegokolwiek. Jednym z nas potrzeba kilku dni, żeby się z kryzysu otrząsnąć a innym nie wystarcza lat. Jedne potrzebują snu i dobrego słowa a inne korzystają z wieloletniej terapii. Są takie, którym uświadomienie, że „wszystko dzieje się po coś” pomaga a inne nie widzą w tym żadnego sensu. Jak same wiecie, nie ma gotowej recepty na przeżywanie tego, bo każda z nas jest inna, choć paradoksalnie podobna.

    95683825_791786598016700_7479063883827642368_n
    Czy one są w ogóle potrzebne?

    Nie jestem ani coachem ani psychologiem i Ameryki nie odkryję, jak powiem, że tak. W dodatku, z własnego doświadczenia wiem, że wiele sukcesów, tych dużych i tych małych poprzedzonych jest wieloma, naprawdę wieloma kryzysami. To na ich podłożu bardzo często powstawało coś nowego, wielkiego, coś co nigdy nie przyszłoby mi do głowy gdyby nie kryzys właśnie. To on może być początkiem a nie tylko końcem. Owszem, jakaś historia się kończy, znajomość się kończy, praca, przyjaźń, młodość, zdrowie, życie nawet, ale po przepracowaniu swojej sytuacji, po wyciągnięciu wniosków można wykreować nową rzeczywistość. Dostosować się lub po prostu stworzyć inny, może lepszy świat. Moje kryzysy były mi potrzebne do odnalezienia swojej drogi, do zauważenia innych spraw niż dotychczas i  docenienia tego, co było do tej pory niezauważalne. Nie do końca jest tak, że kryzys to samo zło. Nie wszystkie kryzysowe związki były złe, nie wszystkie kryzysowe biznesy były złe i nie wszystkie kryzysowe narzeczone były złymi kobietami. Ale większość kryzysów to sytuacje przełomowe, które albo spychają nas w jeszcze głębszy dół albo otwierają nas na nowe możliwości i pobudzają naszą kreatywność. Nikt nie jest chyba w stanie powiedzieć czy doświadczanie kryzysu ma swoje negatywne czy pozytywne skutki ale z pewnością wnosi w nasze życie jakąś wartość. Jako świadome kobiety, posiadające rozum…tak, tak…wciąż na tym samym miejscu😊z każdej takiej kryzysowej sytuacji powinnyśmy wyciągać wnioski. I to od nas zależy jak te informacje wykorzystamy. Być może dojdziemy do wniosku, że kryzys który nas spotkał nie wydarzyłby się, gdybyśmy odpowiednio wcześniej zareagowały. Taki wniosek pomoże w kolejnych, podobnych sytuacjach. Być może osoby, którym zaufałyśmy okazały się jednak nieodpowiednie i będziemy bardziej ostrożne w relacjach z kolejnymi. Być może ruchy finansowe okazały się być zbyt ryzykownymi i to sygnał do większego dystansu w następnych tego typu akcjach.  I może to kontrowersyjne co powiem, ale nawet te najbardziej tragiczne sytuacje prowadzące do kryzysu mogą, naprawdę mogą być początkiem pierwszego kroku do innego życia, do innej rzeczywistości, do innych znajomości, doświadczeń czy rozwoju. To zadziwiające jak wielu kobietom, największy kryzys otworzył drzwi na nowe cele i możliwości. Nadał całkiem inny sens życia i okazał się być początkiem nowej ścieżki. Piszę to bazując na swoich doświadczeniach, kobiet, które towarzyszą mi na co dzień, kobiet z mojej grupy na faceboku. My wszystkie doświadczamy różnych sytuacji kryzysowych, których oceniać nie mam prawa. I wiele z nas po przepracowaniu tych sytuacji wchodzi na zupełnie inne tory. Świadomość tego, że kryzysy są i będą , czy nam się to podoba czy nie, może Ci pomóc kiedy pomyślisz sobie, że jesteś sama. Nie, nie jesteś. W dodatku powiem Ci, jako optymistka, że mijają. Po prostu. Mijają i stają się często błogosławieństwem do nowych działań.

    94996237_2922422944506324_3862417540437245952_n
    Czy należy się ich bać?

    Gdybyśmy się bały to prawdopodobnie byśmy go przewidziały, a zazwyczaj taki stan przychodzi z zaskoczenia. Do naszej głowy nie dopuszczamy nawet tego, że nadejdzie. Bo kto by się kryzysu spodziewał? Jak często ludzie dookoła ostrzegają, zwracają uwagę na jakiś problem a my to wszystko ignorujemy, twierdzimy „nie, spokojnie, ja sobie poradzę, mnie to nie spotka”. Takie zaprzeczenie jakże często poprzedza największe kryzysy. Moim zdaniem bać się nie należy go wtedy kiedy już nadejdzie. Bo właściwie czego? Nadszedł i już. Trzeba się z nim rozprawić. Dać sobie czas, przepracować i podjąć decyzję czy chcemy osiągnąć sukces czy spaść na samo dno. I choć jedno i drugie jest szalenie trudne, to warto powalczyć. O „Wartościowym dnie” pisałam już TUTAJ  i cały czas uważam, że jest to sytuacja, w której perspektywy są największe, bo odległość ogromna.  Wracając do pytania. Ja bym się nie bała. Tylko wyciągała wnioski. Moje kryzysy, opatrzone oczywiście bólem, cierpieniem, niesprawiedliwością i bezradnością, z perspektywy czasu stały się motorem do działania. Emocje, które mi towarzyszyły takie jak wściekłość, złość i wkurzenie często dodawały energii do działania. Smutna „kryzysowa narzeczona”, która kryła się gdzieś w środku, stawała się już tym smutkiem zmęczona i po prostu przebudziła się na nowo. I choć kryzys często stawał na mojej, tak jak i na Twojej drodze i był przeszkodą w dojściu do celu to przecież jest możliwa zmiana kursu. Kobiety w tak wspaniały sposób szukają pomocy, uczą się czegoś nowego, podejmują ryzyko zmiany stylu życia, czyli dostają tzw. „powera” do działania. Chcą coś zmienić, nie chcą się poddać. Na tym polega nasza siła. Nie bójmy się zatem kryzysu a raczej znajdźmy w ich blasku coś pozytywnego.

    „Jeśli nigdy nie przegrasz, to nigdy nie będziesz potrafił docenić zwycięstwa”

    (Laura Twitchell)

  • „Życiodajna kropla wody”

    Wywiad z Katarzyną Gromadzką

    Kobiety doskonale wiedzą jak bardzo ważne są rozmowy z innymi, wygadanie się lub po prostu „bycie”. Szukając pomocy, zadając pytania, bywa, że same sobie na nie odpowiadają. To często coach jest tą osobą, do której zwracamy się wtedy, gdy zbaczamy z obranego toru i zagubione tracimy równowagę. O pracę z kobietami, szczególnie w tej nowej rzeczywistości, zapytałam dyplomowanego coacha Katarzynę Gromadzką, absolwentkę kierunku Coaching i mentoring na Uniwersytecie Szkoły Wyższej Psychologii Społecznej w Katowicach.

    edf

    M.W Kasiu, sytuacja, która wszystkich nas teraz spotyka jest faktem i musimy się z tym pogodzić, czy chcemy, czy nie. Natomiast wydaje mi się, że warto wyciągnąć z niej wnioski. Jakie Ty, jako kobieta, ale też coach wyciągasz? 

    K.G. Tego, co teraz nas wszystkich dotyka, nie można lekceważyć. Z jednej strony nie sposób nie dostrzegać wagi problemu, a z drugiej koncentracja na zapewnieniu sobie zdrowego stanu psychicznego jest kluczowa. W całej tej sytuacji nie ma we mnie zgody na „muszę się z tym pogodzić”. Mówię nie: pogodzeniu się z losem, apatii, bierności i bezsilności. Na każdym trudnym, nieraz mocnym zakręcie życia, raz wolniej, a innym razem szybciej, zapraszam akceptację. Taka postawa, pozytywne nastawienie jest mi bliższe. W moim odczuciu, akceptacja nie jest jednoznaczna z pogodzeniem się z rzeczywistością. I tak jest właśnie teraz. Okoliczności są jakie są i to jest fakt. Nie mamy wpływu na wiele. Co zatem mogę zrobić w tej sytuacji? Na co mam wpływ? Za co jestem wdzięczna? – to pytania, które warto sobie zadawać zawsze. Różnorodność pozytywnych aspektów może zachwycać i inspirować. Akceptacja szuka rozwiązań.

    M.W. Mówisz o wdzięczności. Czy to nie jest tak, że ta wdzięczność za to, co posiadamy, co do tej pory osiągnęłyśmy daje nam teraz siłę i jednocześnie świadectwo, że praca nad sobą zapewnia efekty długoterminowe? Czy Twoim zdaniem tę „koronawojnę” wszyscy wygrają? 

    K.G. Tak, wdzięczność to uczucie, które może teraz dla niektórych być jak życiodajna kropla wody, jak deficytowy, skrywany za maseczką oddech. Wdzięczność to towar luksusowy, na który każdy z nas może sobie teraz pozwolić. Warto ją praktykować i uczynić z niej wspierający nas nawyk. Nie da się ukryć, że w tej „wojnie” kryzys uderzy z pewnością w każdego z nas. Mamy do czynienia z katastrofą na skalę wojny. Wiele na ten temat spekulacji, a one rodzą się jak grzyby po deszczu. Ale jak każda wojna – tak i ta generuje gigantyczne koszty. „W ucieczce ginie zawsze więcej wojowników niż w walce” (Selma Lagerlaf). Co możemy więc zrobić?

    Do tej pory uwięzieni byliśmy niemalże dosłownie, niektórzy niestety nadal są. W metaforycznym ujęciu jest każdy z nas, bo nic lub niewiele jest takie jak dotąd. Pozostaje nam spędzać czas najlepiej jak potrafimy. Warto koncentrować się na tym, co nas wzmacnia. Nasze myśli przekładają się na słowa, te z kolei na działania. Patrzenie więc przez pryzmat korzyści pomaga o wiele bardziej. Dla wielu jednak osób nie jest to łatwe. Wielu będzie być może potrzebować pomocy specjalisty. Tym, którym jednak taka postawa życiowa jest bliższa, pomoże przynajmniej częściowo wygrać i odnaleźć się w nowej rzeczywistości.

    zdjecie kasi

    M.W. Oprócz problemów związanych z epidemią cały czas istnieją pozostałe problemy, one nie wymarły. Z jakimi zatem problemami zwracają się do Ciebie kobiety? Co je trapi i co wymaga rozwiązania?

    K.G. Zanim odpowiem na te pytania chciałabym, aby mocno wybrzmiało, jakie problemy nie wymagają rozwiązania z moją pomocą. Coach nie jest antidotum na wszystko. I chociaż coraz więcej osób szuka rozwiązań licznych swoich problemów podczas sesji z coachem – nie jest on dla wszystkich. Problemy, np. natury psychologicznej, wymagają wsparcia odpowiednio przygotowanych do takiej pracy specjalistów i dogłębnemu się im przyjrzeniu. Taka forma pracy nie będzie też użyteczna dla kogoś, kto chce gotowych rozwiązań, złotych rad jak żyć, co zrobić, a czego absolutnie nie. Staram się, zanim rozpoczynam jakąkolwiek współpracę z klientką, aby miała świadomość, czym profesjonalny coaching jest, a czym zdecydowanie nie. To bardzo ważne, bowiem ktoś na dany moment może potrzebować wsparcia zupełnie kogoś innego, np. konsultanta, doradcy bądź trenera. Kobiety zwracają się do mnie o pomoc z różnymi problemami. Pytasz mnie o to, jaki problem wymaga rozwiązania z moją pomocą. Może kogoś zdziwi moja odpowiedź, ale tak naprawdę żaden problem tego nie wymaga. Pomaga rozwiązać jak najbardziej, ale nie wymaga. 

    M.W. Czym zatem jest coaching? 

    K.G. Coaching to nie diagnoza problemu i leczenie. Odpowiedzi na nurtujące nas pytania każdy z nas ma w sobie. Z pomocą coacha możesz szybciej, skuteczniej. Klient ponosi odpowiedzialność za efekt, za podejmowane decyzje, rezultaty, coach za przebieg zgodny z etyką zawodu. Zadaje on takie pytania, których sobie nie zadasz, albo zadajesz od długiego czasu, ale odpowiedzi brak. Bądź też udzielasz ich, nawet sporo i nie zauważasz blokujących Ciebie np. przekonań. Coach słucha po prostu inaczej, na innym poziomie. Ponadto zna sposoby, by otworzyć dostęp to Twojej kreatywności. Pomoże rozpędzić, ale i zatrzymać. Zgłaszają się do mnie kobiety, które czują potrzebę i sens samorozwoju. Jedne idą przez życie spełnione, realizują się w każdej sferze, chcą więcej i coaching traktują jako narzędzie do osiągania swoich celów szybciej. Po co tracić czas, jak można skorzystać ze sprawdzonej metody, od lat skutecznie wykorzystywanej w biznesie. Inne szukają balansu między życiem zawodowym i prywatnym. A jeszcze inne – żyją w poczuciu, że coś umyka przez palce, chciałyby inaczej. Łączy je jedno – każda z nich pragnie zmiany. To klientka decyduje, o czym ważnym dla siebie chciałaby porozmawiać. 

    ja z kubkiem

    M.W. Rozumiem, że ile kobiet tyle problemów i tematyka tych spotkań jest różnorodna?

    K.G. Dokładnie tak. Równowaga między pracą a domem, poprawa komunikacji w pracy bądź z bliskimi, zarządzanie domowym budżetem, konieczność podjęcia ważnej życiowej decyzji, asertywność, lepsze zarządzanie własnym czasem, realizacja twórczego potencjału, brak poczucia pewności siebie, wsparcie w realizacji własnych celów, znalezienie poczucia sensu w życiu, radzenie sobie ze stresem – to tylko niektóre z poruszanych podczas sesji tematów. Sesja przypomina rozmowę z przyjacielem, chociaż nią nie jest. To relacja oparta na partnerstwie, w której coach całą uwagę skupia wyłącznie na Tobie i Twoim celu. Coach wspiera. Podczas spotkań zaczynasz patrzeć na swoje problemy jak na wyzwania, samodzielnie realizować własne cele i świadomie żyć w oparciu o swoje kluczowe wartości. A co najważniejsze zaczynasz je realizować, a nie deklarować. I praca z coachem, który korzysta z wiedzy psychologicznej, z całego wachlarza różnorodnych narzędzi, daje taką możliwość. Coach odpowiedzialny jest za proces, a za to, co wdroży lub nie odpowiedzialny jest klient. 

    M.W. Oczywistym jest, że to Ty jesteś dla swoich rozmówców, a co Tobie dają takie spotkania ? 

    K.G. Każda rozmowa jest wyjątkowa, za każdym razem inna. Niezwykle mnie ubogaca i rozwija – jako człowieka. Jestem przepełniona wdzięcznością, że ja – kobieta po czterdziestce – spełniona w pracy z młodzieżą pewnego dnia poszłam za głosem serca i podjęłam decyzję o kolejnych studiach. Trochę zajęło, aby uznać i przyjąć do serca swój talent – niezachwiana wiara w ogromny potencjał drzemiący w każdym człowieku.

    W GABINECIE

    M.W. Jako specjalizację w pracy wybrałaś asertywność. Skąd właśnie taka i czym dla Ciebie jest? 

    K.G. Z moich dotychczasowych obserwacji, życia zawodowego i prywatnego, tematyki rozmów podczas sesji wynika, że jest to wręcz kulturowe wyzwanie. Samo słowo „asertywność” dla niektórych to po prostu umiejętność mówienia „nie”. Nic bardziej mylnego. To umiejętne mówienie „nie”, ale i „tak”. A i tak to zaledwie fragment tej definicji. Postawa asertywna, między uległością a agresją, jest złotym środkiem. Mam też świadomość możliwych konsekwencji wynikających z braku postawy asertywnej i stąd też decyzja wyboru takiej specjalizacji. To kompetencja niezbędna w każdym obszarze naszego życia w i każdej roli – szefa, pracownika, partnera, rodzica, a nawet przyjaciela. Pozwala między innymi zbudować dobrą relację, ale i zakończyć ją z szacunkiem. To działania naszej asertywnej bądź nieasertywnej postawy w dużej mierze mają wpływ na stopień realizacji celów, naszych – nie cudzych. Bez asertywnej postawy nie ma rozwoju. To także bezinteresowna akceptacja drugiego człowieka, bezwarunkowa akceptacja samej siebie. Co więcej, to właśnie postawa asertywna buduje nasz autorytet w oczach drugiej osoby.

    M.W. Czy tej asertywności można się nauczyć dzięki podczas sesji?

    K.G. Wiedzę o samych technikach można zdobyć z różnych źródeł, ważniejsze jest jednak to, co z nią robisz lub czego nie robisz, pomimo jej posiadania. Brak asertywności bowiem to niejednokrotnie tylko wierzchołek góry lodowej, problem tkwi głębiej. 

    M.W. W jaki sposób można się z Tobą umówić na spotkanie?

    K.G. Zapraszam do kontaktu poprzez stronę na facebooku „Katarzyna Gromadzka – Coach Kobiety Asertywnej”. Można tam znaleźć wszystkie dane kontaktowe. Jeśli chcesz wybrać mnie na coacha w swojej podróży, serdecznie zapraszam. Możesz też do mnie po prostu zadzwonić lub napisać. Nr tel. 729805852

  • Najtańszy kwiat poproszę

    We wszystkich wazonach świeża woda, każda łodyżka pod skosem ucięta, jest rafia, sekator i wszystkie inne magiczne cudeńka niezbędne do stworzenia arcydzieła. Ileż zapału, ileż weny we mnie na stworzenie cudu jakim będzie piękny, wiosenny bukiet kwiatów. Wtem staje przede mną strasznie nadmuchany mężczyzna w kraciastej kurtce i zachrypniętym głosem warczy Najtańszy kwiat poproszę, Jeden?dopytuję,A ile?! Na więcej nie zasłużyła. Czar prysł, ręce opadły, nieeeee!! Krzyczy mój głos wewnętrzny, dlaczego?? Dlaczego to właśnie on dzisiaj stanął przede mną i zmiótł z powierzchni moich myśli nadzieję na ten cud, który jeszcze dwie minuty temu miałam stworzyć?

    95567715_228994671850944_3766444615012450304_n

    Otrzep się Monia, otrzep, myślę sobie, zaraz przyjdzie inny pan i zamówi inny… no coś innego zamówi. Oczywiście, że przyszedł i oczywiście, że zamówił. Nawet kilku takich miłośników sztuki florystycznej zjawiło się tego dnia. I mogłam zakończyć pracę w nieco lepszym , bardziej spełnionym nastroju. Wywód mój zmierza jednak do tego początku dnia, moje panie. Kiedy tak nastawiamy się na coś i to coś nie wychodzi, to nic tylko usiąść i płakać. Ręce załamać i krzyknąć nie, nie mam już siły na to wszystko, bo wszystko jest do kitu. Tyle ile razy takie myśli przychodzą do głowy, tyle samo je odganiam bo, jak to mówią po burzy przychodzi słońce, a po nocy dzień, czy jakoś tak. Owo słońce przyjdzie jeśli tylko pozwolisz mu zaświecić. Ludzie, z którymi obcujemy na co dzień, sytuacje, które nas dotyczą, w których bierzemy udział. To wszystko w dużej mierze zależy od nas. Zdaję sobie sprawę z tego, że każdą  z nas, kobiet, życie poraniło. Jedne dostały w tyłek jako małe dziewczynki, ich dzieciństwo to pasmo szarości, przerywane smutkiem i łzami. Inne zostały zranione w miłości, ufając nieodpowiednim partnerom, jeszcze inne dostały w kość od swoich bliskich przyjaciół, znajomych, współpracowników, poniżane w pracy czy boleśnie dotknięte przez chorobę. Zdaję sobie również sprawę z tego jak wiele możemy, tu i teraz. Jak bardzo wielką mamy władzę i moc nad swoimi wyborami, decyzjami i myślami.

    95510498_2645660085652481_4580453875244335104_n

    Kobiety uwielbiają się przeglądać w lustrze innych, a właściwie w ich myślach i oczekiwaniach. Idzie za tym budowanie poczucia własnej wartości, które zazwyczaj wypada bardzo, bardzo  blado. Bo spełnić oczekiwania innych ludzi to jest najbardziej niszcząca czynność jaką możemy zrobić. Ta wartość, o której tak ciągle głoszę na łamach tego bloga to rzecz najistotniejsza właśnie po to, aby nikt nie powiedział do pani w kwiaciarni „na więcej nie zasłużyła”. Oczywiście, że to moja wrodzona ironia, ale coś jest w tym, że panowie oceniają nas pod różnymi względami . Swoją drogą oceniane jesteśmy ciągle, każdego dnia, na każdym kroku. Gdyby tak zagłębić się w taki zwykły dzień powszedni to ocen byśmy otrzymały sporo. Jak się ubieramy, uśmiechamy, żartujemy, co mówimy, w jakim nastroju wchodzimy do pracy, w jakim wychodzimy, czy dobrze prowadzimy samochód i czy potrafimy dźwigać dwie czy trzy reklamówki pełne zakupów. Powodów do oceny full. Tylko po co się nad tym zastanawiać prawda? Niestety, to ocenianie właśnie wpędza nas w taki worek pełen frustracji, kiepskiego nastroju, kompleksów i czarnej dupy. No niech mi ktoś powie jakim prawem człowiek ocenia drugiego człowieka? No jakim? Nic nikomu do tego jak kobieta się ubiera, z kim zadaje i co ma w głowie. Najważniejsza jest ocena jej samej przed sobą samą. I to ona jedyna ma prawo ocenić czy zasługuje na jeden najtańszy kwiat czy na ogromny bukiet pt. „cena nie gra roli” 😊Żeby w sobie to zmienić musimy się pokochać, odnaleźć samą siebie w samej sobie. Trzeba, abyśmy poznały swoje talenty, swoje moce, swoje mocne strony, czyli wszystko to, co buduje naszą wartość w naszych oczach. Określenie swoich wartości pozwala kobiecie obrać drogę, którą kroczy. Jest kierunkiem w jakim zmierza i celem każdego dnia. Bez tego dzień podobny jest do poprzedniego, a życie wydaje się być bezcelowym. I to właśnie wtedy pozwalamy sobie na ocenianie nas, na krytykowanie, na ranienie, na znęcanie, na ….Bóg wie co jeszcze. Bo nie ma w nas wartości własnej, bo czujemy się „nic nie warte”. O nie!! Nie ma na to mojej zgody! Jest tyle narzędzi dookoła, tyle filmów, kursów, książek, wywiadów, wyzwań, tyle pomocy zewsząd, że żadna z nas nie może sobie pozwolić na to, aby powiedzieć „nie wiem jak to zrobić”. Nawet na tym blogu podpowiadam kilka swoich metod na balans w pracy ze swoimi wartościami w roli głównej. Znajdziesz je w zakładce „Wyzwania”. To one pomagają docenić siebie, pokochać siebie i dostrzec jak wiele jesteśmy warte. Wiem doskonale, z własnego doświadczenia, że nic nie jest nam dane raz na zawsze. A już na pewno dobre myśli przez nas wypracowane, one jeszcze bardziej muszą podlegać nieustannym odnowieniom w głowie. Dlatego ciągle i ciągle trzeba trenować swoją głowę, ciągle i ciągle pracować nad swoimi przekonaniami, celami i konsekwencją. Tylko w ten sposób nikt nie będzie nam musiał w ogóle żadnych kwiatów kupować😊 kupimy je sobie same , nawet jednego bo właśnie tego akurat w tym momencie chcemy. 

     „Może się zdarzyćże urodziłaś się bez skrzydeł, ale najważniejsze, 

    żebyś nie przeszkadzała im wyrosnąć

    (Coco Chanel)

  • „5 Kroków”

    Piękny, słoneczny dzień, około dwunastej. Coraz więcej ludzi zapełnia obraz za oknem i nagle otrzymuję wiadomość. „Moniu, świetnie piszesz, czemu Ty jeszcze nie wydałaś e-booka?” Myślę sobie „Chryste Panie! Jakiego e-booka?” Autorka wiadomości dopowiada, że „5 kroków, jak być pozytywnie nastawioną do życia”. No, uśmiałam się do łez. Gdyby nie fakt, że owa autorka zna mnie od zamierzchłych czasów, pomyślałabym, że mówi poważnie. Sam fakt pomysłu na e-booka to jest jeszcze kwestia do rozważenia, natomiast temat sam w sobie drażniący. Podawanie komukolwiek recept na życie jest, w moim mniemaniu, wysoce niestosowne. Na rynku jest już wystarczająco dużo tytułów zaczynających się podobnie. To wzbudza we mnie podejrzenia, że potrzebujemy instrukcji obsługi na wszystko. Zastanawiam się, czy za chwilę ktoś nie stworzy poradnika „7 kroków jak prawidłowo ubrać majtki”, choć nie mam pewności, że  już nie powstał. Czy ja jestem pozytywnie nastawiona do życia? No jestem. Tak mi się przynajmniej wydaje. Tylko co to właściwie znaczy?

    94705407_532998524005541_4409273620040253440_n

    Jak tak sobie wygooglowałam, to wyświetla się najpierw „deklaracja rozwoju”. Mhm ciekawe, bo właściwie osoba, która deklaruje coś przed sobą samym lub publicznie nawet, nie koniecznie jest równocześnie pozytywnie nastawiona do czegokolwiek. Może przecież deklarować chęć zrobienia czegoś pod przymusem, na złość lub w formie zakładu. Nijak się to wszystko ma do pozytywnego nastawienia.  Ja rozwijać się chcę, ale czy to deklaruję? …Zastanowiłam się przez chwilę i stwierdzam, że nie. Po prostu chcę to robić i robię. Czytam również, że pozytywne nastawienie to chęć szukania, każdego dnia powodów do uśmiechu. Co Wy na to? Szukacie? Chcecie szukać? Ja po pierwsze szukać nie muszę, bo powody znajdują się same. Po drugie w dni, które powodu do uśmiechu nie przynoszą nie załamuję rąk o zmroku, w żalu, że stałam się osobą negatywnie do życia nastawioną. Chyba bym oszalała, gdybym każdego dnia- powtarzam- każdego dnia, się uśmiechała. Co innego poczucie humoru, ono towarzyszy mi właściwie zawsze, mimo, że czasem jest ironiczne i z ogromnym dystansem do świata. O to u mnie nie trudno.

    DSCN8060

    I jak ja mam takiego e-booka napisać? 😊 (tu, w nawiasie – śmiech na sali), sama nie spełniam przecież  podstawowych zasad, wynikających z definicji. Czy jeśli  zaczniemy te zasady wdrażać w życie to staniemy się pozytywnie nastawione? Być może tak, ale na to sprawdzonych dowodów nie mam, a co dopiero mówić o wskazywaniu aż pięciu kroków. . Myślę sobie jednak, że ta dobra dusza, która zasugerowała mi dzisiejszy temat, miała na myśli coś zupełnie innego. To mianowicie, że taka jestem dla innych, taka, czyli pozytywnie nastawiona. W tej kwestii nie wypada mi się z nią nie zgodzić, bo każdy, kto zwróci się do mnie w trudnej chwili otrzyma w zamian pocieszenie. „Będzie dobrze, głowa do góry, dasz radę”. Mało tego, że tak mówię. Ja w to wierzę. Dlaczego wierzę, bo słowa mają moc. Tak, wiem, powtarzam się. I to może świadczyć o tym, że istotnie tak jest. Samo wysłuchanie drugiego człowieka, to już jest pokrzepienie, a pocieszenie go swoim słowem to bonus dodatkowy. Wniosek wyciągam z tego jeden. To ludzie są podstawą mojego pozytywnego nastawienia do świata. Rozmowy, słuchanie, branie z nich przykładu, albo nie. To jest klucz do nastroju, w jakim dzień kończę. Ale nie skłoni mnie to z pewnością do tworzenia przepisu w postaci pięciu, sześciu czy iluś tam kroków. Na pewno nie. Jeśli kiedyś wpadnę na taki pomysł podeślijcie mi proszę link do tego artykułu 😊Uważam, że ponad wszelkimi poradami, metodami czy krokami to relacje międzyludzkie są lekarstwem na brak pozytywnego nastawienia do życia. Ludzie trwający w konflikcie, wrogości czy nienawiści  są tak bardzo nakręceni na zło, że nie dostrzegają pozytywnych aspektów życia. Skupiają się na smutkach zamiast na pomocy, obgadują innych zamiast wspierać. Takich porównań znaleźć można cały wachlarz. To te relacje mnie nakręcają. To one dodają energii do działania, nadziei na lepsze jutro i to dzięki nim wiem, że pojutrze będzie jeszcze lepiej. Ludzie są najlepszymi bateriami, które są odpowiedzialne za moc jaką w sobie mamy. Doceńmy to, szczególnie dziś, kiedy niektóre z relacji zostały przerwane a  inne bardziej utrwalone. A z tym pomysłem na e-booka to ja się jeszcze wstrzymam 😊