• Idealna

    Piękna, długonoga blondynka o aksamitnej, opalonej cerze biega obok nas na plaży. Dookoła niej grupka wysportowanych facetów z sześciopakiem na brzuchu, adorujących każdy jej krok, każde słowo, każdy chichot. Co czujesz, patrząc na to wszystko ze swojego pasiastego leżaka? Lubisz, nie lubisz? Podziwiasz, zazdrościsz? Zastanawiasz się czy żyjesz jeszcze, czy to jakaś scena ze „Słonecznego patrolu”? Większość odpowie „nie lubię”.

    Nie wstydź się, nie oceniaj źle. Tak odpowie 90% społeczeństwa. Nie lubimy ideałów. Po prostu. Jest to udowodnione naukowo i nie ma co od faktów uciekać. Żeby jeszcze się potknęła, albo cellulit miała, to jakieś ziarenko sympatii się w człowieku pojawia, ale ideał???  Co to to nie.

    Nie tylko kobiety nie lubią innych idealnych kobiet. Ludzie ogólnie czują do takich „doskonałych” osób niechęć. Nie wiem czy zdarzyło Ci się poznać osobę „doskonałą” w każdym calu, zarówno z wyglądu, zachowania, kariery, rozwoju. Jednym słowem piękna, bogata, bez skazy. Ja Wam się przyznam bez bicia, że nie. Moim zdaniem każdy ma jakiś „defekt” i to czyni go dopiero „normalnym”. Tzw. człowieczeństwo od zawsze przyciągało ludzi do siebie. Nauczyciel, rodzic, przyjaciel, który nie jest idealny wydaje się być wiarygodny, w myśl powiedzenia, że „prawdziwych ideałów nie ma”. Jest nawet takie zjawisko w psychologii, które nazwano „Efektem Pratfalla”, a które potwierdza, że atrakcyjność człowieka wzrasta lub maleje w zależności od popełnianych błędów. Osoby zbliżone do ideałów tworzą zupełnie nieświadomie taką barierę niedostępności, którą innym ludziom ciężko jest przekroczyć.

    1622324501934

    Miałam kiedyś taką koleżankę, jej mama to był dopiero ideał. Piękna, mądra, miała świetną pozycję w pracy, chata ogarnięta w każdym calu. Pamiętam, że chodziła po domu ubrana w takie szykowne, typowo biurowe garsonki, ołówkowe spódniczki, domowe kapcie na koturnie, pomalowana jak na wielkie wyjścia, koszule męża i firanki na oknie wyprasowane na kant. No po prostu ideał. I co? No nikt jej nie lubił, żadna z koleżanek Marzeny nie pałała do niej sympatią. Czyli to jednak prawda, że takich „chodzących ideałów” nie lubimy.

    Jaki z tego morał? Ano taki, że nawet jeśli popełniasz błędy, nie jesteś doskonała to nie należy się biczować z tego powodu no i bardziej wzbudzasz sympatię u innych, niż gdybyś w istocie taka była. Nie znaczy to wcale, że ta teoria ma być usprawiedliwieniem dla porażek na każdym kroku, to byłoby za proste. Ludzie popełniali błędy i nadal będą to robić, ważne, aby nie uznawać tego za normę. Ile ja błędów popełniłam to za głowę mogę się złapać. Takich małych, nie wiele znaczących i takich, które miały ogromny wpływ na moje życie. Jedne można naprawić, z innymi muszę się pogodzić, ale zawsze wyciągam wnioski. Przyznaję się sama przed sobą, że „tak, popełniłam błąd”. Nie oskarżając nikogo innego, oprócz siebie.  Analizuję jak do nich doszło, czemu, co mogłam zrobić inaczej, jak uniknąć podobnych i zamykam temat. Nie wracam, szkoda mi czasu. Świadomość tego, że nie jestem idealna otwiera przede mną kolejne drzwi i kolejne i wiem, że ciągle przesuwam swoje granice. Jednak nie popełniałam tych błędów z myślą o sympatii u innych. Szczerze mówiąc nigdy mnie to szczególnie nie interesowało.

    1622324528480

    „Nikt nie jest idealny” takie słowa słyszę często i to w zupełnie innym znaczeniu. Znam kobiety, które na każdym, no naprawdę na każdym kroku tłumaczą swoje potyczki takim właśnie brakiem doskonałości. No, nie tędy droga. Nie dajmy się zwariować. Nie można każdej porażki, pomyłki, błędu tłumaczyć tym, że nie jesteśmy doskonali. Trzeba znaleźć umiar, jak we wszystkim z resztą. Taka równowaga dotyczy wielu płaszczyzn. Najważniejsze, żeby nie przeciążyć szali. Możemy być nie doskonałe, to nawet wymagane, ale nie traktujmy tego jak wymówki.  A fakt jest taki, że jak ktoś chce to zawsze ją znajdzie. Złoty środek znaleźć jest trudno, najlepiej byłoby podążać za swoim wnętrzem, swoimi wartościami i traktować siebie poważnie, odpowiedzialnie. Ktoś, kto każdy swój błąd i każdą porażkę podpina pod hasło „Błądzić jest rzeczą ludzką” daleki jest od odpowiedzialności za siebie samego. I nie ma dużej różnicy pomiędzy idealną figurą tej laski na plaży a mądrą prelegentką na firmowej konferencji. Dla osoby z boku to jest ideał. Czy go lubisz czy nie, on po prostu istnieje. Jedynym sposobem na ignorancję tego uczucia jest skupienie się na sobie i swoim dążeniu do ideału, takiego własnego. To zdecydowanie zdrowsze i bardziej ludzkie.

  • Dla wszystkich mam

    Słysząc poranną rozmowę za moimi plecami, w drodze do pracy, utwierdziłam się w przekonaniu jak istotny jest obraz matki w życiu człowieka i jak wiele od tej matki zależy czy ten obraz będzie wart wspomnień. Młoda mama odprowadzała córkę do szkoły, pierwszo.. może drugoklasistkę. Usłyszałam jak zadała pytanie

    – Mamo, a czemu te worki ze śmieciami tu leżą? Na co padła odpowiedź:

    – Jezu, nie wiem, nie zadawaj głupich pytań.

    Zatkało mnie, zamurowało. To był ten moment, który mógł być idealnym przykładem potwierdzającym cytat „Nie ma głupich pytań, są tylko głupie odpowiedzi”. A ta odpowiedź mogła być na prawdę prosta, mogła być początkiem rozmowy o segregacji śmieci, o kolorach worków, które leżą przed jednym z budynków, dlaczego tam leżą i czemu akurat w poniedziałek. A nawet jeśli nie chciało się tej mamie rozmawiać, była zmęczona, nie wyspana, albo wstała lewą nogą wystarczyło powiedzieć „Nie wiem”. Mama jednak oceniła córkę jako osobę zadającą głupie pytania. W jednej chwili dopadły mnie myśli ile tych pytań było wcześniej, czy jeszcze jakieś będą i czy ta mama będzie dla córki autorytetem. Tyle myśli na minutę a tu Dzień Matki na horyzoncie.

    107924198_272393587345972_5313735253826770065_n

    Matka. Najważniejsza, najpierwsza, najkochańsza osoba w życiu dziecka. Czy rzeczywiście tak jest? Czy w naszych dorosłych, kobiecych głowach, w sercach, które wiele przeszły, widnieje taki właśnie obraz tej… najważniejszej.. MATKI?

    Jestem matką i jestem córką i wiem doskonale jak trudna jest to rola. Czasem niewdzięczna, niesprawiedliwa, a czasem wspaniała i pełna miłości. Jednak zawsze odpowiedzialna. Każda matka, zarówno ta ciepła, wyrozumiała, czuła i mądra, inteligentna i zorganizowana, niezależna i przedsiębiorcza, jak i ta chłodna, surowa, toksyczna i ta, której dzieci się wstydzą jest odpowiedzialna za kształtowanie dziecka, za jego rozwój, za szczęście lub nieszczęście. Dziecko pamięta to, co dobre i to co złe. Pamięta słowa, zachowania, albo ich brak. Pamięta upokorzenia i wyśmiewanie, porównywanie do innych dzieci. Pamięta  ból. Wiem jak wiele matek miało wpływ na osłabienie kręgosłupa wartości swojego dziecka. Skąd to wiem? Od Was. Obraz matki bywa zamazany, przekreślony czarną, grubą krechą. Zadając pytanie wielu kobietom „ Czego nauczyłaś się od swojej matki?” nie spodziewałam się aż tylu odpowiedzi: „Niczego”

    Smutne, prawda? Ale takie są fakty, takie jest życie. Jak się okazuje nie każda matka zasługuje na dobre słowo, choć ja bardzo chciałabym, żeby tak było. Nie każda zasługuje na dobre wspomnienie i dzieje się tak z jakiegoś powodu. To daje dużo do myślenia, szczególnie dla tych, które są teraz matkami małych dzieci, nastolatków. Można byłoby się zastanowić jakimi my jesteśmy matkami, jakimi będziemy i jakimi chcemy być no i jak będą nas wspominać nasze dzieci.

    Pewnie większość z Was chciałby być dla dziecka autorytetem, drogowskazem, który pokazuje najlepszy kierunek. Tak, to mogłoby być celem matki.

    „Zawsze chciałam być taka, jak moja mama. Mój autorytet. To, czego mnie nauczyła to na przykład niesienie pomocy innym, potrzebującym. Wpajała mnie i mojej siostrze, że kobieta powinna być niezależna finansowo. Że studia i praca zawodowa dają tę niezależność, ale jednocześnie była przeciwnikiem tzw. wyścigu szczurów i stawiania pracy ponad rodzinę. Uczyła, że kobieta musi być zadbana, że to nie jest kwestia ilości pieniędzy, ale dbania o swój wizerunek na co dzień, także w domu. Nigdy nie widziałam jej w wytarmoszonym swetrze czy dresie. Odkąd tylko pamiętam, miała i nadal ma, szafę pełną szpilek w różnych kolorach” ( dr Katarzyna Pawłowska @przy_kawie_o_podatkach)

    DSCN8012

    Wdzięczność za prowadzenie ścieżką niezależności finansowej jest rzadkością wśród kobiet, być może dlatego tak wiele z nich znalazło się w grupie obarczonej tym problemem. Na szczęście są wyjątki, a ja mam głęboką nadzieję, że za kilka lat takie słowa padną z ust większej ilości kobiet.

    „Od mojej mamy nauczyłam się dążenia do niezależności, tego, że związek to partnerstwo, że oboje małżonkowie mają swoje zdanie. Że kobieta powinna mieć swoje pieniądze, to także pozwala jej samodecydować” (Katarzyna Kraus @katarzyna_kraus)

    Jak dobrze jest mieć świadomość wypełnienia tej swojej życiowej roli. Takiej długotrwałej i poddawanej niejednokrotnie ciężkim próbom. Chociaż ile kobiet, tyle matek, tyle różnych matek. Jeśli ktoś myśli, że wraz z wydaniem na świat dziecka budzi się w każdej matce syndrom obowiązkowości, odpowiedzialności, miłości, opiekuńczości to jest w błędzie. Nie. Nie każda matka dojrzała do tej roli, często nie dojrzewa do niej nigdy. Są matki, które stosują przemoc, są takie, które mają swoje dzieci za nic, dla których ważniejszy od dziecka jest nałóg albo inne rozrywki. Czy można się czegoś od takiej matki nauczyć? Najprawdopodobniej tego, żeby nie być taka jak ona.

    Zdjęcie0417

    Pamiętam wiele przedszkolnych przedstawień, podczas których moje córki mówiły wierszyki, albo śpiewały te wszystkie „mamusiowe” piosenki. Ile łez kręciło się w oczach tych wszystkich mam na widowni. To była duma. Duma, że to dziecko takie zdolne i że mama dołożyła trudu do tego jak w danym momencie wygląda życie tej małej istoty. Ja wiele zawdzięczam swojej mamie. Dzięki niej wiem jak wygląda dom rodzinny, jak opiekować się dziećmi w najtrudniejszych momentach i jak rozmawiać dosłownie o wszystkim. W mojej ocenie to chyba tak powinno być, że mama kocha i uczy kochać.

    „ Nauczyłam się od mamy życia, miłości, dobra, szacunku. Pokory, wytrwałości, cierpliwości. To mama przekazała mi wartości, którymi się kieruję w życiu. To mama zarażała mnie swoim talentem, nauczyłam się od niej wrażliwości” (Katarzyna Piasecka @druciara.handmade)

    „Od mamy nauczyłam się miłości do drugiego człowieka. Nikt, tak jak moja mama, nie kocha drugiego człowieka😊” (Małgorzata Kuptz @mama.gosiasamosia)

    Miłość, zadbany dom, wyprasowane i poskładane pranie, zapach ciasta drożdżowego. Myślicie, że to bajki wymyślone na potrzeby ckliwych dramatów? Nie. Tak wspominamy swoje mamy. Nie wszystkie, ale wiele z nas. Dla jednej mamy to pranie było najważniejszą lekcją dla córki, dla innej kompletnie nie istotną. Ile mam tyle lekcji.  

    „Od mamy nauczyłam się przede wszystkim pomocy innym. Jak byliśmy mali mama mówiła – robimy porządek i oddajemy nieużywane zabawki i ciuchy osobom biednym. Dzięki temu, że ona pomagała, my też chcieliśmy razem z nią pomagać. Nauczyła mnie także porządku. Zawsze z nią sprzątałam. Dzięki temu, mieszkając już sama umiem prać, gotować, sprzątać i utrzymywać czysty dom. Niby to nic, ale bardzo ułatwia życie” ( Martyna Kowalczyk @martyynnaa)

    Miłość, szacunek empatia to coś, czego możemy się nauczyć w dorosłym życiu, ale o ile łatwiej jest jeśli mamy podane te wszystkie wartości każdego dnia na tacy w rękach mamy. Te wszystkie cechy formują przecież glinę, z której jesteśmy ulepieni.

    „Moja mama odeszła, kiedy byłam nastolatką, ale to od niej nauczyłam się, że dom jest cieplejszy , gdy są w nim kwiaty. Miała bardzo dużo kwiatów doniczkowych, a wśród nich papugi i kanarki. Dom pachniał i był kolorowy. Wiosną i latem stawiała kwiaty do wazonu, a zimą robiła suche bukiety. To ona podarowała mi w dzieciństwie zapach ciasta drożdżowego i ciche odgłosy radia w tle pracy. To ona pokazała mi książki i nauczyła czytać przed snem. Wreszcie to ona nauczyła, że wszędzie dojdę pieszo, bo nie miała prawa jazdy i często zabierała mnie na spacery. Myślę, że mogła mnie nauczyć jeszcze więcej, ale dopóki nie stworzyłam własnego domu nie miałam pojęcia ile zaszczepiła mi kreatywności” (Barbara Grzymkowska -Blok @florysztuka)

    Mówią, że szczęśliwa mama to szczęśliwe dziecko, też to powtarzam. Tylko ile z tych naszych mam było tak naprawdę szczęśliwych? Ile stawiało siebie na pierwszym miejscu? I czy te wszystkie nieszczęśliwe dzieci to dzieci nieszczęśliwych matek?

    „Moja mama nauczyła mnie przede wszystkim szacunku do samej siebie, powtarzała: najpierw myślisz o sobie, potem o mężu a na końcu o dzieciach. I to się naprawdę sprawdza. Twoje dzieci będą szczęśliwe jeśli Ty będziesz szczęśliwa. Mówiła: kochaj męża i dbaj o niego, bo jeśli Wy będziecie szczęśliwi to Wasze dzieci również będą szczęśliwe” (Dorota Mierzwa @dorotazakręcona)

    Na wiele pytań odpowiedzi nigdy nie znajdziemy. Ale my, matki… te obecne i przyszłe możemy właśnie w Dniu Matki zaryzykować refleksją nad swoim macierzyństwem. Jakie ono jest? Jak będą nas wspominać dzieci i czego się od nas nauczą. Bo to, że jesteśmy ich pierwszymi nauczycielkami wiem na pewno. Życzę Wam kochane mamy, żebyście nigdy nie usłyszały „NICZEGO”.