• RADUJCIE SIĘ

    Zabrzmiało prawie jak z ambony ☺ ale tak, to prawda podejmę dzisiaj próbę nawrócenia Was do radości. Tyle dookoła smutku, konfliktów, nienawiści. Nasze życie bywa wyjątkowo trudne, bywa cholernie przykre, wypełnione problemami finansowymi, chorobami, kłótniami z najbliższymi. Jest jednak różnica pomiędzy chorobą a wyimaginowanym problemem rodzinnym. One są tak często tworzone przez nas samych i ja się zastanawiam czy my ludzie aż tak bardzo się nudzimy, że kreujemy te konflikty? Mamy przecież na to wpływ i niech mi nikt nie mówi, że tak nie jest, bo jest.

    71407673_2699126026765387_8132699288565186560_nx

    To oczywiście prawda, że są rodziny wyjątkowo kłótliwe, zawistne i jakieś takie pełne jadu. Pozywające się do sądu z byle powodu, knujące jakieś dziwne historie. Wiem też, że rezygnacja z takich toksycznych rodzinnych relacji jest jednak  możliwa do wykonania, trudna ale możliwa. Specjaliści powiedzą Wam „ucinać!!!”, zminimalizować kontakty z takimi osobami . Bowiem, unikanie obgadywania i opuszczanie towarzystwa jak tylko zauważycie, że zaraz do tego dojdzie jest zapobiegawczą metodą uwikłania się w trudne relacje. Jeśli nie będziecie miały okazji do udziału w kłótliwych dyskusjach to kłótnia Was dotyczyć nie będzie. Te osoby, które tak robią , automatycznie przestają być tematem konfliktu, tematem obgadywania, to jest stwierdzone nie od dziś. Jeśli sama nie jesteś zainteresowana jakimiś rodzinnymi kłótniami  to nie będziesz ich bohaterką i o jeden problem mniej. Znacznie łatwiej się żyje jeśli człowiek nie jest zamieszany w rodzinne awantury. Może tę energię poświęcić na radowanie się małymi rzeczami. A jeśli nawet, pomimo Twoich starań staniesz się obiektem nieporozumień, bądź w jakiś sposób zostaniesz wmieszana w potyczki rodzinne to postaraj się żyć obok nich, skup się na sobie i na tym co jest ważne dla Ciebie. 

    Podobnie ma się to do relacji w miejscu pracy. Świetną  metodą jest rozmowa, po to posiadamy umiejętność rozmawiania abyśmy mogły ją wykorzystać nawet w pracy moje panie. I to absolutnie nie do obgadywania koleżanek i rozsiewania jadu ale do rozmowy o Waszych obowiązkach w pracy, bo w końcu po to do niej chodzicie, albo do rozwiązywania problemów w cywilizowany sposób. 

    I znowu o jeden problem mniej. I znowu możesz dostrzec  tyle radości, której całe mnóstwo dookoła. Moje koleżanki florystki zrozumieją jak powiem, że  nawet idąc chodnikiem uśmiecham się do trawy, czuję ogromną radość jak widzę jakiś wybitnie oryginalny korzeń, ostatnio na trawniku zauważyłam dziko rosnącą jukę, taki cud. Jak tu się nie cieszyć? Wytrenowałam w sobie taką metodę radowania, że każdego dnia staram się dostrzec  małe rzeczy. A jest ich mnóstwo. Od pary gołębi dreptających na przystanku autobusowym po dzieciaki zasuwające na hulajnodze po parku, tyle w nich radości. Naprawdę nie ma sensu zatruwać sobie życia jakimiś durnymi problemami, które z perspektywy czasu okażą się maleńkie. 

    Też tak macie? Też odczuwacie uciechę, gdy dostrzeżecie coś pogodnego? Jeśli tak, przekażcie tę nowinę dalej, aby innych nawrócić do radości. Jeśli nie, skorzystajcie z mojej metody. Pielęgnujcie uprzejmości, uśmiech innych ludzi, naturę, która nie przestaje zaskakiwać.

     Tak wiele czasu poświęcamy na kłótnie i spory a ciągle tak mało na śmiech i radość. Spróbuj to u siebie zrównoważyć. Podziel się swoimi „małymi rzeczami”, dzięki którym na Twojej twarzy pojawia się uśmiech. Zachęcam do umieszczenia ich w komentarzu pod tym postem na grupie „Kobieta warta milion” na facebooku. Dołącz do grupy i komentuj. Może zainspirujesz inne kobiety do radości, może którejś pomożesz w trudnej chwili. Z góry dziękuję☺

  • NIE JESTEŚ NICZYJĄ WŁASNOŚCIĄ

    Za każdym razem, kiedy pojawia się w mojej głowie ciężki jak głaz temat , zabieram się w ślimaczym tempie do jego zapisania. Tak było i tym razem. Ale stawiłam mu czoła  bo nie poddaję się swoim lękom. 

    Przemoc.

      Szlag mnie trafia jak tylko słyszę to słowo. Nie dowierzam, że ciągle i ciągle jest ono żywe i ma miejsce w życiu kobiet. Przeraża mnie szczególnie fakt ukrywania tego zjawiska, bo wtedy jesteśmy pozbawieni szansy pomocy ofiarom takiego traktowania. Dopóki kobiety nie otworzą się na innych, dopóki nie wyślą jakiegoś sygnału na zewnątrz, są skazane na życie u boku swojego oprawcy. 

    Rozmawiając  z kobietami, które uwolniły się z takiego koszmaru doszłam do wniosku, że tak naprawdę to one chciały pomocy z zewnątrz, ale w nią nie wierzyły. Chciały, ale nie pokazywały swojego problemu. To takie zaskakujące, że aby otrzymać pomoc trzeba o nią poprosić. Nikt nie ma prawa jej oczekiwać bazując na tym, że ktoś się „ domyśli”. Jeśli kobieta latami żyje u boku kata tolerując jego zachowanie, tuszując kolejny i kolejny raz siniaki i usprawiedliwiając jego zachowanie miliony razy przed bliskimi nie daje sygnałów, że jej się to nie podoba. Skoro tak, to jak jej pomóc? Jak wyciągnąć rękę?

    71248334_525484708278706_7911996883617185792_n

    Te kobiety nie wierzyły w to, że mogłoby się udać cokolwiek, wierzyły za to, że znalazły się w sytuacji bez wyjścia. Nawet gdyby powiedziały co tak naprawdę działo się w ich domu to  nie znalazłby się nikt kto mógłby im pomóc. Wszystkie natomiast potrzebowały „momentu”, „impulsu”, dzięki któremu dotarło do nich jak są traktowane. Taki „moment” u różnych kobiet może wyglądać inaczej ale zazwyczaj jest to doprowadzenie do skraju jej wytrzymałości. 

    Jak ważny jest ten pierwszy krok, wiedzą te wszystkie spośród   Was, które tego dokonały. Dokonały a nie „udało im się” ponieważ to się samo nie udaje, nad tym trzeba pracować. Ten krok nie był prosty, ale wykonalny. I to jest podstawą do działania dla tych, które ciągle jeszcze tej wiary nie odnalazły. Dla jednych pierwszym krokiem było powiedzenie przyjaciółce, że jesteś bita, maltretowana i poniżana, dla innych to był telefon na niebieską linię, albo po prostu przyznanie się do tego przed samą sobą.

    Kiedyś jedna znana polska aktorka powiedziała w wywiadzie że była od lat bita przez męża bo mu na to pozwalała. Wychodząc na scenę była „kimś” a w domu „nikim”. Miała tak niskie poczucie własnej wartości, że stawała się „dywanikiem pod jego stopami”. Przerażające prawda? Przerażające bo widząc ją w kinie, na scenie odnoszę wrażenie, że to silna kobieta, której nikt nie podskoczy. A z jej ust słyszę takie rzeczy. Zaskakujące. Tak samo zaskakujące jak to, że Ty też może jesteś silna, twarda babka a ktoś Cię poniża i traktuje poniżej Twojej wartości.

    Nie muszę Wam mówić, że to zjawisko dotyczy każdego środowiska, każdej kobiety, zarówno krawcowej, kucharki, nauczycielki, aktorki czy terapeutki. Ani wykształcenie ani pochodzenie nie ma tu żadnego znaczenia. Dlatego obojętnie jaki zawód wykonujesz, skąd pochodzisz, jakim majątkiem dysponujesz byłaś, jesteś lub możesz być  kobietą narażoną na przemoc domową.

    Jedną z metod zapobiegania  takiemu zjawisku jest budowanie  poczucia własnej wartości. Dlatego tak drążę ten temat ciągle i ciągle bo uważam go za podstawę radzenia sobie z problemami tego świata.   Kiedy kobieta zdaje sobie sprawę z tego jakie są jej słabe i mocne strony, kiedy dostrzeże swoją siłę, szansa „przyzwolenia” na takie sytuacje będzie mniejsza. Głęboko w to wierzę.  

    Czytając  artykuły dotyczące drugiej strony medalu, czyli przemocowych  mężczyzn, dostrzegłam jak sami przyznają się do tego, że są żądni władzy nad kobietą. Do aktów przemocy jest im potrzebna bezsilność, strach i uzależnienie swojej partnerki. Zdają sobie sprawę, że taka kobieta jest na niego skazana, że nie ma dokąd pójść i że musi żyć na jego warunkach bo sama nie jest w stanie utrzymać się finansowo. 

    Tacy mężczyźni mają przed sobą  obraz kobiety słabej, zależnej finansowo, nieświadomej i czasem ciągle kochającej. Skoro odwieczny problem  przemocowych mężczyzn nie znika właściwie na całym świecie i skoro żadne rządy i ustawy nie są w stanie tego zlikwidować, to kobietom pozostaje praca nad sobą. Jedynie tutaj widzę ratunek dla NAS samych. Praca nad swoją niezależnością, dokształcanie się, czytanie rozwojowych książek, udział w grupach wsparcia, asertywność i mówienie o swoich oczekiwaniach, problemach , wartościach, stawiane jasnych granic powinny być dekalogiem współczesnej kobiety. Nikt nie jest w Twoim życiu tak ważny jak Ty sama. Dbając o siebie dbasz o wszystkich, których kochasz, którzy są dla Ciebie ważni. I to dbanie dotyczy zarówno zewnętrzej strony jak i Twojego wnętrza. To co na zewnątrz może być maską, ale to co nosisz w sercu jest niezakrywalne. Dbanie o siebie to troska, szacunek i odpowiedzialność za siebie samą. Taka kobieta jak Ty nie może sobie pozwolić, żeby ktokolwiek w jakikolwiek sposób Cię ranił czy to słowem czy pięścią.  Nie pozwól na to! Wiem, że jesteś świadoma i mądra skoro tu zaglądasz, czy zatem zgodzisz się na używanie przemocy wobec Twojego dziecka??? Ty też jesteś czyimś dzieckiem i to Ty masz prawo do decydowania o sobie i o tym jak Cię traktuje drugi człowiek.

    Nikt nie ma prawa krzywdzić drugiej osoby, nikt nie ma prawa jej obrażać, nikt nie jest niczyją własnością. Trzeba o tym pamiętać i głośno mówić!!

  • NORMALNA PRACA

    Iwonka jest konsultantką  w firmie kosmetycznej, właściwie to czego w tej firmie nie ma , od kosmetyków poprzez biżuterię aż po parasolki. Pracuje w tej firmie od lat kilku i bardzo to lubi. Jest piękna, zgrabna i zawsze jak proponuje mi jakiś kosmetyk głęboko wierzę , że jak go użyję będę wyglądać tak jak ona. Jej dochody nie są dużo większe od najniższej krajowej i to jest ziarno, które rozsiało w jej głowie zamęt. Mąż, teściowa, sąsiadka … z wielu stron czuje krytykę, z wielu nawet ją słyszy. Że „ normalną pracę” powinna sobie znaleźć a nie po domach łazi, że zamiast pisać posty na osiem godzin by poszła do roboty i co miesiąc kasa na koncie, że po co ona się denerwuje czy cel miesięczny osiągnie zamiast cv po firmach rozsyłać.” Normalnej pracy” szukać powinna. Oni wiedzą co ona powinna. Bo oni wiedzą lepiej.

    Pytam Iwonkę czy lubi tę pracę, no lubi. Więc po co te wątpliwości w jej głowie? Ano po to, żeby zadowolić innych, żeby inni dali jej spokój. Prawdą jest to, że na jej półce w łazience kosmetyki się zagęszczają bo nie na wszystkie jest klient. Prawdą jest to, że konkurencja wśród sprzedających ogromna i dyskonty przejęły stery. Prawdą jest to, że czasami ma doła bo jej praca nie pokrywa się z profitami.  Ale ona ją lubi!!!!!! Na samą myśl o zmianie pracy zmieniają się również  rysy na jej twarzy i łzy w oczach pojawiają. No ludzieeeee!! Po co ?- Ja się pytam. Skoro kobieta lubi to co robi to zamiast ją krytykować za wybór pracy trzeba ją zmotywować do dalszego działania, trzeba podpowiedzieć jakieś nowe rozwiązania. Czyż nie przyjemniej się patrzy na taką radosną Iwonkę?

    Czymże jest „normalna praca”??? Ośmiogodzinnym trybem za stertą papierów w biurze.  Dżizas!!!!!!!

    Jakiś czas temu  miałam wątpliwą przyjemność stać w długiej kolejce na poczcie bez klimatyzacji przy trzydziestostopniowym upale. Abstrahując od doznań zapachowych interesantów skupiłam się na pani w tzw. okienku. Powiem Wam tragedia, ja rozumiem, że i ona może powiedzieć że swoją pracę lubi, jednak nic co było do zauważenia gołym okiem na to nie wskazywało. Zmęczona twarz, zmęczone dłonie i w ogóle cała zmęczona, ton opryskliwy i na świat cały obrażony, a i umiejętności obsługi sprzętu dla mnie laika wątpliwe. Pech chciał, że drukarka nawaliła na co pani zupełnie alternatywy nie miała. Nie spodziewałam się przeprosin za czekanie 40 minut w kolejce, bo to przecież sprzęt nawalił a nie ona, ale jakiś uśmiech byłby wskazany, delikatny chociaż ruch w kąciku ust.

    Czy to jest dla tej pani „normalna praca”? Moja wyobraźnia dopisała już scenariusz wracającej „pani z okienka” do domu z siatami zakupów zrobionych po drodze, zmęczonej pracą, drogą, wszystkim, i równie gburowato odnoszącej się do domowników. Przepraszam wszystkie panie z poczty bo to nie dotyczy ogółu, ale to moje subiektywne spostrzeżenie i moje subiektywne wyobrażenie. Znam cudowne panie urzędniczki uśmiechnięte, życzliwe nawet w obliczu peerelowskiego sprzętu w urzędzie. Pytanie mam …czy to jest ta tzw. normalna praca??? Dla jednej pani tak a dla Iwonki nie. I ona do cholery ma prawo tak uważać!!

    Trener personalny, albo coach… to dopiero wzbudza komentarze wśród znajomych, sąsiadek cioć i teściowych. Co to w ogóle za zawód jest??? Co to za praca??? Czy ona nie może sobie „normalnej pracy” znaleźć? Są wśród czytających kobiety, które korzystały lub nadal korzystają z pomocy takiego coacha, którym świat zmienił się na lepsze pracując z nim, dlatego nie muszę pisać jak cenny jest to zawód i jak wiele dobrego wnosi w nasze życie. W moje na pewno.

    Ale czy to na pewno „normalna praca”?? Przecież tak gada do tych ludzi, słucha, co to w ogóle jest za praca, jak z tego żyć??? No powiem Wam, że można…. Ha ha ha(długi śmiech). 

    Twoja praca, zajęcie, projekt, powołanie, cokolwiek by to nie było, nie jest dla innych, jest dla Ciebie. I nikomu nie dawaj prawa do oceniania lub krytykowania swojej pracy. Nie możesz swojego zawodowego życia ustawiać pod innych. Twoja praca nie może być frustrująca i sprawiająca przykrość. Ja wiem, że nie każdy i nie codziennie będzie chodził do pracy podśpiewując z radości „hej ho, hej ho do pracy by się szło”, nie codziennie będzie w naszej głowie afirmacja „och jaką ja mam super pracę, jak ja lubię do niej chodzić!!”. Oczywiście, że nie. Sama też mam takie dni, że najlepiej to bym urlop na żądanie wzięła. To akurat uważam za „normalne”. Ale na miłość boską, jeśli miałabym każdego dnia w szarym nastroju do niej wyruszać, jeśli nie czułabym radości, że robię coś fajnego, że się wypalam, nudzę i nie rozwijam to sorry memory ale  to nie dla mnie i dla Was chyba też nie. Jeśli natomiast lubicie swoją pracę tak jak Iwonka, jeśli sprawia Wam ona radość to super!!! Tak powinno być. Nie ważne co na to mąż, teściowa, koleżanka. Nie ważne, że komuś nie odpowiada stan Twojego konta skoro Tobie odpowiada, to przecież Twoje konto. To Twoja praca, Twoje życie, nie skupiaj się na ich komentowaniu tylko przełóż to na działanie. 

    Jeśli stoisz po tej drugiej stronie barykady, czyli to Ty krytykujesz koleżankę, bratową czy kuzynkę, że co ona w ogóle w tym życiu robi, wzięłaby się za „normalna pracę” to apeluję ZMIEŃ SIĘ KOBIETO!!!! Zajmij się swoim życiem, swoją pracą i daj spokój innym. Jeśli nie dajesz rady cieszyć się czyimś szczęściem, zadowoleniem i spełnieniem to chociaż odpuść sobie syczące docinki. 

     Pojawiło się w ostatnich latach tyle możliwości zawodowych dla kobiet, tyle nowych zajęć i zawodów, że niektórzy po prostu nie nadążają za tymi zmianami, ale skoro Ty nadążasz i znalazłaś dla siebie swoje miejsce to gratuluję i trzymam kciuki.  Jeśli Twoja praca sprawia ci radość to znaczy, że jest „normalna”, nie ważne co mówią inni, normalna praca jest wtedy normalna kiedy Ty tak uważasz  ale fajny wniosek mi się wykluł ☺Pozdrawiam.

  • ZADBAĆ O SIEBIE

    Kobiety nie przestają mnie zadziwiać. Są silne, wielozadaniowe, obdarzone intuicją i wyobraźnią, mają w sobie dużo wiary w drugiego człowieka i nadziei na lepsze jutro. Oczywiście uogólniam teraz bardzo, ale naprawdę znam ich wiele. Znam też takie zagubione, szukające pomocy i jednocześnie ją odrzucające, jednym słowem „trudne to przypadki”

    Przebywanie wśród takich babskich problemów poskutkowało kolejnym projektem, jakim będzie seria spotkań z kobietami, które mogą podzielić się swoim doświadczeniem,  swoją refleksją, poza tym takimi, które doprowadziły mnie samą do spojrzenia na świat innymi oczami. Cykl ten zapoczątkuje rozmowa z niezwykle ciepłą kobietą, która zawodowo pomaga innym odnaleźć swoją wartość a przy okazji robi to wszystko  z powołania.

    69853224_538758720266801_584818110121377792_n

    Magdalena Deczyńska – certyfikowany specjalista psychoterapii uzależnień. Kobieta wielozadaniowa: pełnoetatowa matka, „ponadpełnoetatowy” pracownik, organizatorka imprez okolicznościowych, inicjatorka działań społecznych, współprowadząca warsztaty rozwojowe dla kobiet, założycielka grupy „Latajace”.

    Monika: Witaj Madziu. Z racji tego, że na swoim blogu skupiam się na wartościach zacznę od trudnego pytania, czy kobieta uzależniona jest wartościowa?

    Magda: Pewnie, że jest. Nawet przez moment nie pomyślałabym, że może być inaczej.

    Monika: A one? Czy one czują się wartościowe?

    Magda: Myślę, że zależy na jakim są etapie. Jeśli są na etapie, kiedy podejmują decyzję o zmianie i kiedy zaczynają tę zmianę wprowadzać do swojego życia , to nabierają  coraz więcej przekonania na ten temat. Natomiast to, że ktoś pije czy zażywa różnego rodzaju środki – wynika z pewnych potrzeb, które ta osoba ma a nie są one zaspokojone.  Zawsze mówię, że to są takie „dziury w serze”, które czasami zostają, ale będą mniejsze – będą zaopiekowane.  Potrzeba ważności dla innych jest bardzo często większa niż potrzeba bycia ważną dla siebie  samej ,wtedy zdarza się tak, że kobiety czują się mniej wartościowe, dlatego też sięgają po używki. 

    Monika: Czyli poczucie niskiej wartości może być jedną  z przyczyn przez które wpadają w nałóg?

    Magda: Myślę, że przeważnie. I to zarówno kobiety jak i  mężczyźni czy młodzież z którą również pracuję. Kiedy myślą źle na swój temat, że są niewystarczająco w czymś dobrzy i zaczynają szukać rozwiązań w postaci różnych używek. Wprowadzają się w świat ponad fizyczny, w stan „fruwania ponad problemami” i to daje im na pewien czas poczucie ulgi i rozwiązania. Więc myślę, że tak, że niskie poczucie własnej wartości może być  powodem nadużywania alkoholu i narkotyków i ma z tym bezpośredni związek. 

    Monika: Czy według Ciebie istnieje w ogóle jakiś „profil” kobiety, która może popaść w nałóg?

    Magda: Profilu jako takiego prawdopodobnie nie ma, bo powody dla których kobiety sięgają po alkohol są różne. Czasami to jest tak, że na początku jest to zabawa, towarzystwo, odprężenie a nie, że od razu  sięgają po alkohol, bo potrzebują zapić smutki czy problemy. Dopiero potem  jest on odpowiedzią na różne inne rzeczy. 

    Monika: Czyli ani wiek,  status społeczny czy wykształcenie również nie mają wpływu?

    Magda: Różne są publikacje na ten temat, natomiast  ze swojego doświadczenia mogę powiedzieć, że spotykam się zawodowo z różnymi kobietami, niezależnie od wieku, wykształcenia i zamożności.  Bywają takie, które nadużywają alkoholu nie mając skończonych 20 lat, a bywają takie, które zaczynają go nadużywać będąc już w dojrzałym wieku (nawet po 60 roku życia). Generalnie jednak wiek nie ma znaczenia, bardziej wydarzenia, które tym osobom się przytrafiły, jakieś traumy, sytuacje trudne życiowo, a one przecież zdarzają się w różnym wieku. Jeśli chodzi o pochodzenie czy pieniądze to po prostu mniej zamożne panie piją inny alkohol, bardziej zamożne inny, ale środek jest ten sam. 

    Monika: Czy kobiety, które zostają opuszczone przez dorosłe dzieci również mogą być narażone na alkoholizm, czy już są na tyle odpowiedzialne , że „ syndrom opuszczonego gniazda” ich nie dotyczy? 

    Magda: Myślę sobie, że tzw. „wielozadaniowość” kobiet, ich postawa niezastąpionej postaci w rodzinie bardzo często  wpędza ją w „kozi róg”. Alkohol wtedy pomaga jej  się zrelaksować, uciec, zadbać o swój czas, odprężyć. I nie każda kobieta to odprężenie rozumie w ten sam sposób. Dźwigając na sobie doświadczenie życiowe, zadania i wymagania jakie stawiał przed nią świat w pewnym momencie często ją przerastają.  Przekonania, które w takiej kobiecie tkwią, często mimowolnie, utwierdzają ją w tym co wolno, czego nie wolno, co wypada a czego nie i jak zadowolić wszystkich dookoła. I kluczem jest to w jaki sposób będzie o siebie dbać, czy będzie to otaczanie się wartościowymi osobami i szukanie momentów ważnych dla niej samej, czy też właśnie odurzanie się na chwilę, żeby pozornie się zrelaksować. Często spotykam kobiety, które piją na przykład  z samotności i twierdząc, że jak mają partnera to nie potrzebują pić. Teraz pytanie: czy to chodzi o partnera, czy cały czas o nią i  o potrzebę bliskości i bycia w relacji. Dlatego podstawą jest przyjrzenie się potrzebom i powodom dla których sięgamy po takie a nie inne rozwiązanie. Te powody i potrzeby nie znikną, ale to od nas zależy w jaki sposób się nimi zaopiekujemy. Cieszę się, że coraz więcej jest świadomych kobiet, które sięgają po pomoc w postaci literatury, terapii, szkoleń, warsztatów ale też dbają  o siebie po prostu, każda na swój własny sposób.

    69707910_905168719856436_8215479113838755840_n

    Monika: W jakim momencie życia znajdują się kobiety, które do Ciebie trafiają po raz pierwszy?

    Magda: Zauważam, że kobiety mają taką tendencję, że szukają pomocy dopiero, gdy „staną pod murem”. Dopiero, gdy czują że już dalej nie mogą, to dopiero wtedy. Wcześniej starają się same znaleźć rozwiązanie. Często dla kobiet ogromnym motywatorem są dzieci. Jest im wstyd, jest im głupio, nie chcą żeby dzieci widziały matkę w „takim stanie”, albo żeby nie powtarzały takiego życia jak matka. Ale to musi przyjść taki moment, często bardzo późno. 

    Monika: Jak tego wszystkiego uniknąć?

    Magda: Przede wszystkim dbać o swoje potrzeby. Ale w taki mądry, bezpieczny  sposób, a nie zapętlać się w chwilowe rozwiązania. Ważne też jest, aby zadbać o siebie w swoim czasie wolnym, o to w jaki sposób spędzamy czas po pracy, po szkole. Z kim przebywamy, co robimy. Żeby po prostu mieć  siebie dla siebie ☺ Jeśli chodzi o młode kobiety to należy stawiać sobie granice, szczególnie to dotyczy młodych nastoletnich dziewczyn. Czasem trzeba zacząć szukać powodów, dla których ona sięga po alkohol: czy dla towarzystwa, relaksu, zabawy, czy są jakieś inne powody. Do czego jest jej to potrzebne? Każda kobieta powinna sobie to pytanie zadać: Po co? Co mi to daje? Kiedy pojawia się pomarańczowa lampka, to jest sygnał, że trzeba zacząć działać i coś robić inaczej. Bo nie będzie innego efektu, gdy będziemy robić po staremu.

    Monika: Jak pomóc bliskiej osobie, która jest uzależniona, a tego nie zauważa?

    Magda: Często taką pomocą może być zmiana w zachowaniu u osób najbliższych: kiedy one zaczynają się inaczej zachowywać, to poniekąd „wymusza” to inną odpowiedź ze strony osoby uzależnionej. Namawiam osoby współuzależnione, żeby  zadbały o siebie, żeby nad sobą pracowały, wtedy zadbają o tą uzależnioną osobę. Zdarza się, że trafiają do nas osoby współuzależnione, z którymi pracujemy dwa lata i dopiero wtedy udaje się skłonić uzależnionego partnera do terapii. Oczywiście jest to trudne, bo potrzeba dużo cierpliwości i wyrozumiałości, nie każdy będzie czekał  dwa lata. Także zachęcam te osoby, które są „obok”, aby zaczęły dbać o siebie, żeby po prostu zgłosiły się do miejsca, gdzie mogą uzyskać pomoc i wsparcie.

    Monika: Czy widzisz różnice w uzależnieniu  kobiet i mężczyzn?

    Magda: Może nie różnice a bardziej konsekwencje. To one są różne. Odbiór społeczny i oczekiwania. To, że kobiecie „nie wypada”, że kobieta „nie powinna”, że kobieta „musi”. Facetowi  to wypada, facet może się uchlać, beknąć , zwymiotować i generalnie społecznie będzie to w miarę akceptowane. Jak kobieta się tak zachowa, to już jest dramat. Natomiast z jednej strony jest im łatwiej w tej sytuacji. bo one są bardziej otwarte na „gadanie”. Zawsze jest gdzieś jakaś przyjaciółka, sąsiadka, jakaś pierwsza osoba, która zauważy, powie, do której można iść to obgadać,  tutaj upatruję pewnej szansy. Mężczyźni mają trudniej, bo raczej się tak nie uzewnętrzniają, z resztą to po grupach wsparcia widać, że kobiety są bardziej wytrwałe. Ja też się tego od nich uczę, tak jak od młodzieży uzależnionej, która myśli że tak naprawdę wszystko jest możliwe ☺. To jest praca, która bez wątpienia pobudza mnie do ciągłego rozwoju i daje mi satysfakcję. Oczywiście są momenty kiedy myślę sobie, że może lepiej byłoby pracować w sklepie z biżuterią czy kosmetykami ☺. Ale nie wyobrażam sobie, że mogłabym robić coś innego. Są osoby, które nie lubią pracować z ludźmi, wolą papiery, maszyny, ogród, ja lubię ludzi, lubię ich obserwować. Wszędzie obserwować: na ławce w parku, na starówce, w klubach ☺, na plaży, dużo mi to daje. Czerpię ogromną  satysfakcję z bycia z drugim człowiekiem. 

    Monika: Przypominasz sobie jakieś porażki, momenty w których czułaś, że nie dasz rady pomóc?

    Magda: Hm….Już teraz nie odbieram tego jako porażki, ale jako trudne sytuacje – i tak były takie. Pracując w ośrodku dla uzależnionej młodzieży każde …odejście z tego świata młodego człowieka było trudne. Tak po ludzku po prostu trudne…  Było kilkanaście takich trudnych sytuacji. Nie podchodzę do tej pracy na zasadzie „uda się, czy się nie uda”, bo praca z człowiekiem, to nie jest jak naprawa pralki. Chociaż niejednokrotnie rodzice, którzy przywożą dzieci do ośrodka tak właśnie sobie myślą: „macie-naprawcie go”☺. A to tak się nie da,  to jest proces, w którym muszą brać udział różne osoby i trwa on różnie długo☺

    Monika: Gdzie zatem można szukać wsparcia?

    Magda: W każdym mieście, w każdej gminie jest takie miejsce gdzie można się zgłosić. Istnieją punkty konsultacyjne, Gminne Komisje d.s Rozwiązywania Problemów alkoholowych, darmowi prawnicy, czasem psychologowie, jest telefon zaufania, jest niebieska linia.  Osoby z Torunia i okolic zapraszam do naszej poradni w Toruniu, ul. Szosa Bydgoska 1. Można tu codziennie uzyskać pomoc w godzinach, które można dostosować do pracy, niemniej na początku należy założyć kartę od godz. 7.30 do 14.30. Wachlarz pomocy jest ogromny także zapraszam. Oprócz tego zachęcam  wszystkie kobiety, które chcą się rozwijać, zadbać o swoje potrzeby , skupić się na sobie na warsztaty, które prowadzę wspólnie z Justyną Fiałkowską. Odbywają się w każda ostatnią sobotę miesiąca pod szyldem Pracowni  Zmiany i Rozwoju „Po drodze”. W bezpiecznej i miłej atmosferze poświęcamy sobie czas. Szczegóły można znaleźć na stronie Pracownia Zmiany i Rozwoju „Po drodze” na facebooku.  Oprócz tego każda kobieta w swojej miejscowości może znaleźć na pewno podobne miejsca, a jeśli takiego nie ma, to zawsze może być jego inicjatorką. Zapraszam również  na Twojego bloga, bo tu zamieszczasz na bieżąco różne informacje ☺

    Monika: Dziękuję bardzo i również zapraszam ☺

  • KROK PO KROKU

    Tak wiem, słyszałyście, że tak trzeba zmieniać swoje życie. Czytałyście to już pewnie w  kilkunastu tekstach. Wszystkie to słyszałyśmy i wszystkie doskonale o tym wiemy.

     Po co to powtarzam?  Bo zapominamy o tym, poddajemy się, chcemy żeby coś się zmieniło już!!

     Tu i teraz!!  Brak nam wiary i cierpliwości. Mi też to zjawisko nie jest obce. Tyle projektów było od zawsze w mojej głowie, tyle książek miałam napisać, tyle blogów prowadzić i tyle firm otworzyć. Porażka za porażką dobijały mnie naprawdę często. To wszystko było wynikiem poddawania się, chaosu, braku organizacji i cierpliwości. Jaka ta cierpliwość jest w naszym życiu ważna. Tak wiele się na niej opiera. Schudnąć chcemy w tydzień, zbudować masę w dwa a dom wybudować w rok. No się nie da. 

    Na wszystko potrzeba czasu, odpowiedniego czasu.  I dlatego trzeba działać krok po kroku, nawet jak się nam nie udaje to przypominać sobie , jeszcze raz i jeszcze raz, nawet na głos przypominać. Największe milionerki tego świata , bizneswomen  i inne kobiety sukcesu czasem upadają, czasem się poddają , ale wiedzą, że żaden sukces nie przychodzi nagle, szybko, od razu. 

    Prawie wszystkie kobiety, które obserwujemy w necie, ja i Ty. Nie zajmowały się tym co teraz tak od razu, od początku swojej ścieżki zawodowej. Przeszły przez różne etapy i doświadczyły wielu zróżnicowanych zajęć. Najbardziej przekonują mnie te,  które skupiły się na swojej ścieżce obranej po odpowiedzi na pytanie „ Co JA chcę w życiu robić?”. Nie inni, JA. I idąc ścieżką swoich pragnień i wartości realizowały swój plan właśnie krok po kroku. Czy zadałaś sobie pytanie co chcesz w życiu robić? TY ,nie twój mąż, rodzice, sąsiadka czy szwagier. Tylko TY. To jest najważniejsze pytanie, bo bez niego Twoje życie będzie jak strumień wody , który leci z kranu. Abstrahując od tego gdzie ta woda ląduje nie chcesz chyba, żeby inni decydowali o wielkości tego strumienia, o jego temperaturze i częstotliwości  odkręcania kranu.

    Ale od celu trzeba zacząć. Zrobić plan działania i działać. Krok po kroku. Traktując w ten sposób każdy swój projekt, zarówno zawodowy jak i prywatny. Na takim planie opierają się przecież wszelkiego rodzaju diety, plany treningów, biznesplany czy rozwody. Zawsze od czegoś trzeba zacząć. Nasz problem polega na tym, że chcemy widzieć efekt bardzo szybko. Na ten efekt trzeba jednak poczekać, chociaż właściwym słowem będzie „zapracować”. Bo samo stanie i czekanie do żadnego celu nas nie doprowadzi, no chyba że może do tych mniej ambitnych. Ta praca nad dojściem do celu to jest znowu proces, który tak często się na moim blogu pojawia. Praca nad tym blogiem to też proces. Zdrowe odchudzanie to też proces, w którym ja akurat specjalistką nie jestem. Nasz rozwój to też proces. Czyli słowy innymi krok po kroku realizujemy nasz plan. Obojętnie jaki by on nie był musi swoje punkty zaliczać po kolei a nie od tzw. „dupy strony”. Jak będę chciała zrobić dla Ciebie tort urodzinowy to najpierw muszę się go nauczyć robić, i to duuużo, duuużo wcześniej, nie chcesz przecież żebym eksperymentowała na Tobie. Jeśli będę chciała zrobić dla Ciebie wymarzony bukiet ślubny na ten najważniejszy dla Ciebie dzień, najpierw muszę się doskonale w tej dziedzinie wyszkolić, żebyś Ty nie obawiała się co ja za dziwadło ukręcę. Ciągle tak wielu kobietom brakuje cierpliwości do nauki, do doskonalenia swoich umiejętności, pogłębiania wiedzy i praktyki, jakby były na tyle doskonałe żeby robić wszystko i od zawsze najlepiej. Bez minimalnej nawet  refleksji przyjmują do wiadomości, że to świat jest beznadziejny i dlatego ich biznes nie wychodzi. Nie biorą pod uwagę, że aby być konkurencyjnym w swojej dziedzinie to w sobie trzeba upatrywać problemu i go rozwiązać. 
    Takie działanie krok po kroku jest świetne moim zdaniem jeśli obierzemy drogę celów krótkoterminowych. Szybciej wtedy widać efekty, które nawet dobrze byłoby nagradzać, mam tu na myśli nagrody maleńkie, symboliczne wręcz. Mnie to bardzo dopinguje.

     Mam znajomą, która ma na celu codziennie przeżyć dzień radośnie i bez stresu, a że właśnie przeszła trudną chemioterapię  jest to dla mnie dość oczywiste, nie potrzebne jej stresy, chciałaby się cieszyć każdym dniem. Po tygodniu udanych celów otrzymuje nagrodę, organizuje wspólnie z mężem piknik  na łące czy w lesie, taki po prostu.. we dwoje. Sama sobie tą nagrodę wymyśliła, bo jest dla niej wartościowa. Osiągnięcie takiego prozaicznego celu też nie jest dla niej proste. Przebywanie wśród ludzi ogólnie proste nie jest, wiem co mówię pracując wiele lat w dziedzinie handlu. Ludzie potrafią frustrować i zmienić  dużą część dnia w trudną do zniesienia, ale wróćmy do tej znajomej. Pracując w dużej korporacji musi panować nad swoimi złymi emocjami, nad tym aby nie popadać w jakieś toksyczne relacje a to też jest proces, który realizuje godzina po godzinie. Nagradzanie samej siebie to oznaka szacunku, o który tak zabiegamy od innych ciągle zapominając o sobie. Świetne stwierdzenie usłyszałam  nie dawno – ”randka ze sobą” i tak to rozumiem, że mamy prawo rozpieszczać siebie samą niejako w nagrodę za to, że doszłyśmy do naszego celu i zrealizowałyśmy go zgodnie z planem. I ten plan trwać może latami, tak latami. Są kobiety, które dojrzewają do jakiejś decyzji tydzień a są takie które dziesięć lat. Oczywiście biorąc również pod uwagę sprawę której dotyczy. Bez względu czy jest to podjęcie decyzji o zmianie pracy, o zrzuceniu zbędnych kilogramów, rozwodzie, założeniu nowej firmy czy zdobyciu  jak największej liczby kroków w aplikacji. Ale nie można się poddawać przy pierwszej porażce, nawet przy drugiej. Trzeba próbować i walczyć o siebie.

    Dopinguję Was w ramach dopingu samej siebie bo każdego dnia moje małe punkty projektu ulegają dekonstrukcji, są rzucane w kąt, w mojej głowie też pojawia się popularna myśl „nie chce mi się”. Ale biorę pod uwagę, że to normalne, nie jestem sama. „Niechcemisiów” dookoła mnóstwo. Nie codziennie  przecież wstajemy z łóżka i skaczemy z radości oczekując na kolejny pełen pracy, emocji i radości dzień. Nie chce nam się okna otworzyć, ubrać nam się nie chce, do roboty pójść. Bywają takie dni. Uwierzcie mi nikt nie ma ciągłego stanu pt. „ Hej do przodu!!!” Ale trzeba to przeczekać, zmusić się albo po prostu odpocząć, każdy ma swoje indywidualne lekarstwo na takie stany . Warto wiedzieć, że one są chwilowe ,żeby potem działać z pełną parą.  Żeby żyć lepiej, pełniej, radośniej trzeba kolejnym krokiem ruszyć do przodu. Jak już podniesiecie się z pozycji „Niechcemisia” to wróćcie do swojego planu na życie i działajcie dalej. To była po prostu krótka przerwa w kroczeniu do przodu. Dużo siły kobiety!!!