• Sushi na wigilię

    No gdzie na wigilię sushi? No gdzie? Przecież to nie jest tradycyjne danie wigilijne!

    Jak frytki?? Frytki? Oszalałaś?! I nie ma mowy o jakimś wyjeździe, wigilię się spędza w domu, z rodziną, z dziadkami i na pasterkę trzeba iść przecież a nie na narty jechać Bóg wie gdzie!

     Ile to się zaczyna pojawiać takich zdziwionych min i zaskakujących pytań. Z roku na rok coraz więcej. Bo z roku na rok mamy inne pomysły, wprowadzamy jakieś nowości, jakieś zmiany, nawet w tradycji. Jasne, że święta mogą w tym roku różnić się od wcześniejszych, niekoniecznie z naszej inicjatywy, ale mogą. Tak samo mogły się różnić poprzednie i następne od tych, do których przyzwyczaili nas rodzice. Tradycja jest tylko słowem wymienionym w słowniku, takim, które określa jakieś czynności zostawione w przeszłości. Trzeba taki stan rzeczy przyjąć, po prostu. Bez oceniania, krytykowania czy obrażania. Mamy przecież tak wiele możliwości i głowę pełną kreatywności, którą możemy, dzięki dzisiejszym możliwościom  wykorzystać.

    InShot_20201217_231039128

    Serce mnie boli, jak przypomnę sobie nieszczęśliwe minki moich córek, z politowaniem patrzących, na stertę ziemniaków polaną odrobią śmietany. Wigilijny stół był dla nich stołem ubogim. Kręciły nosem na rybę po grecku, kwasiły się od barszczu a śledzie powodowały u nich odruch wymiotny. Kolejna wigilia była już lepiej zaopatrzona. Ich ulubione pierogi z truskawkami i karbowane frytki z ketchupem stały się nowym, tradycyjnym, wigilijnym daniem na tym świątecznym stole. Bo tradycja to coś, co już istnieje, ale też może zostać ustanowione, zmodyfikowane lub zapomniane.

    InShot_20201220_214105518

    Moje pierwsze sushi nie zrobiło na mnie wrażenia. Zapakowana porcja roladek uśmiechała się do mnie z Lidlowej lodówki, więc skusiłam się bo „jak nie teraz, to kiedy”. Powiem Wam, szału nie było. Kupa sklejonego ryżu otulająca jakiś skrawek, ledwo co wyczuwalny, nazwany na opakowaniu łososiem. W ustach „glumza”. Zastanawiałam się wtedy o co chodzi. Czy moje podniebienie nie jest przystosowane do takiego luksusu. Wykarmiona plackami ziemniaczanymi i naleśnikami z dżemem, mogłam przecież nie wiedzieć jak takie sushi ma smakować.  Ale ja się tak łatwo nie poddaję i kiedy zostałam zaproszona do prawdziwej restauracji z prawdziwym sushi to nie domówiłam. Noooo i wtedy to już uległam pokusie tych, dostosowanych do moich ust krążków. Idealnie przyciętych, świeżych i pachnących krabem, łososiem i tuńczykiem. I ja żadnego problemu z postawieniem na wigilijnym stole sushi nie mam. Karpia nie lubię, w żadnej postaci a sushi to jak najbardziej, więc obok frytek i pierogów z truskawkami stawiam właśnie na nie. Takie ekskluzywne z dobrej restauracji i w wygórowanej cenie, bo sama nie odważyłam się jeszcze go zrobić. I niech mi nikt nie mówi, że to nie jest tradycyjne danie bo w świecie, w którym nie można wejść na cmentarz w Święto Zmarłych ani całować się na powitanie z babcią żadne sushi w wigilię nie powinno nikogo szokować.

    InShot_20201220_213832825