• Życie usłane różami

    Bo bycie matką jest takie cudowne. To całe macierzyństwo, instynkt i te cudne małe stópki i ten zapach noworodka i te śliczne piosenki, śpiewane w przedszkolu i nawet jak dziecko, wspólnie z nowozaślubionym, śpiewa wspólnie z setką gości „Cudownych rodziców mam”. Oj, jakie piękne, cudowne, wzruszające…. Taaa, mhhyy. Bo ten matczyny świat jest przecież usłany różami. Czasem mam wrażenie, że te róże to na złym podłożu rosną i gleba albo za sucha, albo za kwaśna… no idealna nie jest. Jasne, że to są momenty do wspomnień idealne i najlepiej się o nich mówi, zachęcając młode dziewczyny do wejścia w matczyną rolę. Oczywiście jest to jasne dla jakiejś osiemdziesięcio procentowej grupy mężczyzn, w tym również tatusiów. Bo to właśnie w ich oczach, takim właśnie nastrojem pachnie macierzyństwo. Często te oczy nie są świadome ile kryje się bólu, cierpienia, łez i rozterek w tej, instynktem wypełnionej, matce. Wy kobiety wiecie, że to jest normalne, prawda? Wiecie? Chryste! Mam taką nadzieję. Choć zdaję sobie sprawę, że wciąż mamusiek ukrywających te tzw. złe emocje jest spora gromadka.

    omar-lopez-vTknj2OxDVg-unsplash

    Tak mi się ten tekst rzucił na klawiaturę, zaraz po powrocie z marketu budowlanego, o dziwo wypełnionego kilkoma mamuśkami, w różnym wieku. Mój zmysł obserwatora, wpędzający mnie często w skrajne emocje, dostrzegł mamuśkę z małym brzdącem, biegającym pomiędzy kabinami prysznicowymi. Wrzeszczącym, pobudzonym, ale niezwykle szczęśliwym, w całej swej dziecięcej postaci. Chyba tylko ja to tak odebrałam. Jako mama dorosłych już dzieci z rozkoszą patrzę na te rozrabiające brzdące, wiedząc, że patrzę na nie tylko przez chwilę. Mamuśka brzdąca goniła  z marnym skutkiem, nie kryjąc swego zdenerwowania. Kiedy natknęłam się na nich przy kasie zmieniłam swój nastrój, a właściwie to zmieniła go pewna starsza mamuśka, która z bardzo dojrzałą już córką, obrzuciła tę młodą z brzdącem, usadowionym w wielkim koszu, epitetami nie godnymi jej futra przy kapturze. Że „co to za matka”, że „jak tak można”, że „co to za bachor” i że „niektóre to na matki się nie nadają”.

    Powiedziała co wiedziała, pomyślałam. Cisnęło mi się na usta kilka lepszych epitetów, które idealnie pasowałyby do tej sędziwej mamuśki, ale powstrzymała mnie, swoim pełnym zrozumienia wzrokiem, ta młoda od brzdąca. Była już zmęczona tym bieganiem, twarz miała spoconą, czerwoną, domyśliłam się, że nie kupiła wszystkiego, co chciała. Może łatwiej by jej było, gdyby przyszła z mężem, może łatwiej bez brzdąca, może … a może po prostu nie miała takiej możliwości. Było mi jej żal, tak po ludzku, zwyczajnie. Wiem, ile może mieć problemów taka matka. Wiem, że są takie problemy, o których ani ja, ani ta sędziwa, nie mamy pojęcia. Bo takie mamuśki to, oprócz piosenek w przedszkolu, muszą czasem odwiedzać psychologa dziecięcego. Czasem muszą modlić się o zdrowie śmiertelnie chorego dziecka, czasem borykają się ze swoim macierzyństwem zupełnie same. Czasem są bite a czasem biedne. Są takie mamuśki, które nie śpią całymi nocami, żeby czuwać przy dziecku i takie które nie śpią bo wypatrują, przez okno, czy syn wraca naćpany czy czysty. Są mamuśki, które słyszą od dziecka, że chcą innej matki, takiej która daje słodycze i nie zmusza do odrabiania lekcji, i takie, które są tak zmęczone po dwunastu godzinach pracy, że nie mają siły nawet słuchać o nowej szkolnej miłości.  A taka „matrona” Ci powie „co to za matka”? No szlag!!!

    nathan-dumlao-7V72k8qWfMs-unsplash

    Macierzyństwo ma stron kilka. I wachlarz emocji ogromny. Od cudownych pachnących stópek po rozterki czy kochać bardziej syna czy córkę. Od pochwał w szkole, po strach przed rozmowami o seksie. I nic bardziej mnie nie wkurza jak brak zrozumienia jakiejkolwiek mamuśki przez inną mamuśkę. Wstyd i hańba. To jest jeden  z tych powodów, dla których mam obawy przed staniem się „starą, zrzędliwą babą”. Cały wór złotych talarów temu, kto zapewni mnie, że tak się nie stanie. Nie chcę patrzeć na młode mamy i wyśmiewczym spojrzeniem sprowadzać je do parkietu dla nieudaczników. Nie chcę zapomnieć jak się źle czułam, kiedy moja trzyletnia córka ściągnęła obrus z ołtarza, razem ze wszystkimi akcesoriami, podczas niedzielnej mszy dla dzieci. Chcę to pamiętać i chcę łączyć się w bólu, cierpieniu i wstydzie ze wszystkimi mamuśkami, biegającymi za brzdącami. Bo bycie matką tak nie do końca usłane jest różami. Bo bycie matką to też zmęczenie i zwykły brak sił. Bo bycie matką to też niemoc i poddawanie się kilka razy w tygodniu w obliczu najmniejszych nawet wyzwań. Zrozummy się kochane.. mamuśki, córki i babcie.