Posty

Wpadniesz do mnie na kawę?

To  było jakieś….no, nie ważne, dawno to było. W czasach liceum, czyli dawno, kiedy to życie wymagało połączenia systemu nauki, zabawy i swoich pasji….a doba – taka krótka przecież. Przyszła mi z pomocą jakaś bliżej nie określona dusza, zaprawiona w kawowych bojach,  która powiedziała „wypij kawę, nie zaśniesz”. Spróbowałam. Nie zasnęłam. Sypanka z mlekiem i toną cukru, dla złagodzenia gorzkiego smaku. „Jezu!!! Jak ludzie mogą to pić?!” –  pomyślałam. Postanowiłam się nie poddawać i próbowałam dalej i dalej, aż zasmakowała. I poczułam się jak dorosła. Co to jest z nami, ludźmi, że wydaje nam się, że ktoś jest dorosły bo spożywa alkohol, pali papierosy i pije kawę? Zastanawiające.  Kawa była wtedy dla mnie pobudzaczem, ratunkiem w stanach głębokiej senności i powiem szczerze, że skutecznym. To był mój pierwszy raz. Mało spektakularny, ale wiedziałam, że go zapamiętam. Takich momentów kawowych w mojej pamięci jest kilka. Jednym z nich była rezygnacja z cukru na rzecz pięknej figury, no bo przecież cukier nie jest wtedy wskazany. Zrezygnowałam więc z niego, ze słodyczy nie bardzo…. może to dlatego z tą figurą coś nie wyszło. Do dziś cukier w kawie to dla mnie profanacja. Wiem, że dla niektórych także mleko, śmietanka czy cokolwiek innego, zabielającego ten pobudzający napój. Pamiętam, jak w jednej firmie, w której miałam praktyki,  któraś z pań wrzasnęła wniebogłosy, że nie mam jej mleka lać do kawy… bo to dla dzieciaków. Dżizas!!! Pomyślałam, od kiedy czarna, czy biała kawa jest wyznacznikiem dojrzałości, dorosłości, w ogóle czegoś?! Kawa to kawa. U mnie to zjawisko było raczej wyznacznikiem tego, że ktoś mleka zapomniał kupić i tyle.

105597849_579807936293592_6618855689827801306_n

 

Kolejnym etapem ewolucji mojej kawy była praca w pięknej cukierni, gdzie pierwszy raz w życiu robiłam własnoręcznie kawę z ekspresu ciśnieniowego. To było wow. Ten zapach, ten dźwięk dyszy. Mmmmmm, do dziś rozszerzają mi się nozdrza. Wspomniany etap ewolucji podobał mi się najbardziej, bo to był dla mnie wielki zachodni świat. Taka magiczna maszyna, która odsunęła w zapomnienie szklanki z metalowymi koszyczkami, ledwo mieszczące fusy, wypluwane często przez kawoszy. Uwielbiam taką kawę ze spienionym mlekiem, posypaną cynamonem, lub kakao w pięknej filiżance. Choć nie ominęły mnie poparzenia.

To były moje „pierwsze kawowe razy”. Samych momentów, gdzie kawa stawała się bohaterem dnia, było na prawdę mnóstwo. I pewnie kilka z nich jeszcze tutaj opiszę, bo dla mnie kawa ma znaczenie ogromne, choć nie zawsze miałam tego świadomość .

Oprócz „pierwszych, kawowych razów” pamiętam też takie… nadzwyczajne, które przywołują wspomnienia, lub takie, na myśl których wącham zapach unoszący się w powietrzu. Tak jak teraz, kiedy piszę, kręcę nosem i przypominam sobie moment parzenia kawy przez pielęgniarki na porodówce. Na sali porodowej konkretnie. Tak, tej na której leżysz i rodzisz. 23.30 była i postanowiłam, że na świat właśnie tego dnia przyjdzie moja córka, a że jakoś się nie garnęła to i czas niemiłosiernie się dłużył. Zainteresowania moją osobą u personelu nie odczułam, i trochę mnie to irytowało, myślałam bowiem, że dla każdego narodziny mojego dziecka są czymś wyjątkowym. Apogeum mojego niezadowolenia nadeszło wraz z zapachem świeżo parzonej, dobrej jakości kawy, który unosił się nad moim wielgachnym ciałem. Cooooo?? Ja tu się zwijam w bólach, a one sobie kawę parzą?!! I wtedy mnie dopadła taka ochota na świeżą, zabielaną parzonkę, której nie piłam już dziewięć miesięcy. Tak zalecali lekarze, tak zadecydowałam ja. Ale tam, na tej porodówce, jakbym tylko mogła, podbiegłabym do położnej i siorpnęła sobie łyczka. Nie mogłam się jednak ruszyć, za to córka się ruszyła. Zaledwie kilka minut i pojawiła się na świecie. A towarzyszący jej aromat kawy stał się w tym momencie dla mnie jakoś mniej istotny. Niemniej jednak do dziś takie historie utwierdzają mnie w przekonaniu, że kawa może być świadkiem przełomowych momentów w naszym życiu, a nawet towarzyszyć od narodzin. O takich właśnie historiach opowiadamy sobie w kobiecym gronie, prawda? Kiedy zapraszasz na kawę przyjaciółkę, sąsiadkę czy teściową. Kawa przywołuje wspomnienia, ociepla atmosferę i sprawia, że czujemy się jak w domu. Oczywiście jest to taki symbol, hasło, na które spotykamy się i gadamy godzinami, lub do osiągniecia dna filiżanki. A co najciekawsze, nie musisz pić kawy, żeby się umówić ze mną na „kawę”. To dopiero ciekawe, nie😊 Mam nadzieję, że na kolejną dasz się zaprosić i spędzić dobry czas.

 Do zobaczenia

Leave a Reply

Twój adres e-mail nie zostanie opublikowany. Wymagane pola są oznaczone *